Historia
Ekspedycja niemiecka do Łomaz, Rossoszy i Huszczy - 16 listopada 1918 r.

Ekspedycja niemiecka do Łomaz, Rossoszy i Huszczy – 16 listopada 1918 r.

Tego samego dnia, co na Międzyrzec i Janów Podlaski, rozpoczęła się ofensywa niemiecka na południowe tereny od Białej Podlaskiej. Popołudniem 16 listopada z Białej do Łomaz wyruszyła ekspedycja karna. Niemcy wyjechali pięcioma samochodami opancerzonymi. Niespodziewający się ataku, stojący na warcie w Dubowie peowiacy nie zdążyli nawet wszcząć alarmu.

Stefan Mielecki, jeden z nich, został wzięty do niewoli. W Bielanach, za wsią Dubów, napastnicy pozostawili sporą „placówkę”, która ustawiła na szosie karabin maszynowy i rozpoczęła penetrację najbliższego terenu. W Bielanach szukano Jana Sadownika, który wcześniej rozbrajał posterunek niemiecki w dawnym dworze Barwińskich. Po aresztowaniu Sadownika huzarzy dotkliwie go pobili i porzucili półprzytomnego.

Następnie rozpoczęli rewizję w rodzinie Steckiewiczów. Po znalezieniu w łóżku karabinu natychmiast aresztowali Zygmunta Steckiewicza. Nie dość, że dotkliwie go pobili, to jeszcze zabrali ze sobą do Łomaz. Po drodze zatrzymali też jadącego na koniu jednego z mieszkańców – Bieleckiego. Jego także pobili i zabrali ze sobą. Przy wjeździe do Łomaz natknęli się na posterunek polski, który trzymali wartownicy: Grzegorz Pajdosz, Tomasz Szudejko i nieznany bliżej z imienia Szulc. Zaskoczonych aresztowano i pobito. Niemcy podjechali pod budynek, w którym peowiacy trzymali ich rozbrojonych rodaków. Po uwolnieniu ziomków całą ludność miasteczka spędzili na rynek, który dodatkowo obstawili karabinami maszynowymi. Po wybraniu z tłumu mężczyzn, zamknęli ich w prywatnym domu żydowskim przy obecnym pl. Jagiellońskim. Tym samym zgromadzili w nim ponad 50 zakładników. Następnie wtargnęli na plebanię, gdzie mocno pobili proboszcza ks. Antoniego Śliwińskiego. Jego brat – Franciszek był aktywnym działaczem łomaskiej POW i rozbrajał Niemców w Łomazach. Pobito również aptekarza Jankowskiego i właściciela sklepu – Jarockiego. Do aresztu w Łomazach wtrącono zatrzymanych w Bielanach Bieleckiego i Steckiewicza.

Pozostawiwszy wartę przy uwięzionych i niewielką obsadę w Łomazach, huzarzy wyprawili się do Rossoszy. Tamtejsi peowiacy zdążyli uciec. W Rossoszy napastnicy szczególnie zaciekle tropili dowódcę miejscowej komendy POW ob. Kiełbasińskiego, brata miejscowego księdza. Proboszcz, podobnie jak jego brat, zdążył się ukryć. Kiedy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, Niemcy podpalili plebanię i budynki gospodarcze. Pobili też kilkanaście osób. Następnie zmusili chłopów z Rossoszy do dania podwód. Załadowali zarekwirowaną zdobycz i tego samego dnia wrócili do Łomaz.

W czasie, gdy większość Niemców udała się do Rossoszy, z aresztu w Łomazach zbiegł Bielecki. Według jednej z relacji w ucieczce dopomógł mu jeden z Niemców garnizonu łomaskiego; w myśl innej – przebranie dostarczył mu Żyd, w którego domu znajdował się areszt. Bielecki miał wpaść do mieszkalnej części domu i szybko przebrać się w szaty żydowskie. Następnie spokojnie poszedł w kierunku rzeki Zielawy, przepłynął ją i uciekł do Lubenki. Przybywszy z Rossosza do Łomaz, Niemcy szukali Mikołaja Wołosowicza. Zarzucali mu, że po rozbrojeniu „niegrzecznie” obchodził się z ich komendantem łomaskim. Po bezskutecznych poszukiwaniach huzarzy zarekwirowali w Łomazach podwody, zabrali uwolnionych już Niemców i zdobyczny dobytek, po czym odjechali do Białej Podlaskiej. Po drodze spotkali Piotra Sadownika z Łomaz, który pojechawszy rano do lasu po opał, wracał teraz z naładowanym drewnem. Bardzo się zdziwił, bo gdy rano wyjeżdżał, stały jeszcze posterunki polskie. Niemcy wyprzęgli mu z wozu konia i zabrali do Białej.

W tym samym czasie drugi oddział huzarów urządził karną ekspedycję do Huszczy. Napastnicy koniecznie chcieli złapać miejscowego proboszcza. Gdy im się nie udało, spalili księdzu plebanię i budynki gospodarcze. Następnie spędzili ludzi pod kościół, szukając wśród nich peowiaków. Na szczęście ci, którzy brali udział w akcji rozbrojeniowej, zdążyli już uciec. Na wieś nie tylko nałożono kontrybucję, ale spalono kilka gospodarstw, m.in. Tomaszowi Buczyńskiemu.

Po wyjeździe z Huszczy żołnierze niemieccy wpadli do Żeszczynki, gdzie również poszukiwali peowiaków. Nie mogąc ich znaleźć, pobili sołtysa, po czym odjechali. Inny oddział niemiecki wstąpił do Burwina. Podobno Żydówka z mieszkającej tam rodziny znała język niemiecki i wytłumaczyła huzarom, że rozbrajający Polacy nie pochodzili z tej wsi. Niemcy zrezygnowali z podpalenia budynków, nałożyli jednak na wieś karę pieniężną. Wioska zapłaciła solidarnie kontrybucję i po podliczeniu pieniędzy Niemcy odjechali do Białej. Można dodać, że tego dnia huzarzy zwolnili z Białej Podlaskiej wziętych do niewoli w Droblinie. Jan Kondracki wspominał: „Rano z przepustką niemiecką ruszyliśmy do Droblina po ciało Wacława Stefańskiego. Rządca, który powrócił już z Białej, ucałował nas, a jego żony siostra sprawiła nam obiad. Zabraliśmy ciało na furmankę (było już ograbione z pieniędzy, portfela i butów) i żegnani życzliwie na wieczór byliśmy w Chybowie i w Sarnakach. Po drodze zdobyliśmy od chłopów parę karabinów i ukryliśmy je w sianie na furze. Niektórzy byli temu przeciwni, ale musieli ustąpić. Przywitano nas w Sarnakach [już wolnych od Niemców – J.G.], jak z tamtego świata, bo ci dwaj, którzy zbiegli z Droblina, zaalarmowali prawie całą gminę o potyczce naszej z Niemcami. Tego dnia w Siedlcach powstała prokomunistyczna Rada Delegatów Robotniczych. Składała się z 22 radnych przeważnie z «Bundu» i «Poalej Sjonu». Zamierzała ona przejąć władzę w mieście. Chyba dlatego doszło tego dnia do zamordowania Komendanta Placu por. Tadeusza Górskiego ps. Szary”. Według historyka Wiktora Cygana został on otruty przez działaczy komunistycznych.

Józef Geresz