Komentarze
Fabryka małp

Fabryka małp

Nowy rok, nowe plany, nowe wizje, nowe inicjatywy. Każdy myśli i kalkuluje, rozważa wszystkie „za” i „przeciw”, wreszcie postanawia i ogłasza. I tak, bodajże w drugim dniu A.D. 2008, jeden z naszych byłych premierów, Kazimierz Marcinkiewicz zwany Wygnańcem, zmęczony przewlekłą atmosferą nijakości wokół własnej osoby, postanowił błysnąć.

 – Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych tygodni uruchomię szkołę, moją szkołę w Krakowie – obwieścił, wciąż jeszcze nieco zmęczonemu po sylwestrowych szaleństwach, narodowi. Nie będzie to ani podstawówka, ani gimnazjum, nawet nie liceum. – Będzie to szkoła praktycznej nauki polityki – wydedukował ekspremier gorzowianin.

Niekonwencjonalne, noworoczne postanowienie Marcinkiewicza natychmiast wywołało lawinę spekulacji na temat przyszłych adeptów i obsady nauczycielskich posad. Jak zawsze elastyczny Marcinkiewicz wił się jak tylko mógł, by nikogo nie obrazić, dając jednocześnie do zrozumienia, że przyszła szkoła, choć nie może być partyjna, nie powinna być bezideowa, ale ponad wszelkimi podziałami. Słowem, miejsce w niej może znaleźć każdy. I tylko kuszony propozycją objęcia rektorskiego fotela poseł Jarosław Gowin nie wiedzieć czemu zrobił wielkie oczy.

Dziś już wiemy, że zacnego grona pedagogicznego w przyszłej kuźni kadr politycznych nie zasilą bliżej nieokreślone „stwory z innej bajki”. Stanie się tak nawet mimo tego, że na pracę w szkole nie będzie miał czasu prezydent, o czym delikatnie nie omieszkał nas powiadomić jej założyciel. Co do brata Jarosława, wciąż jest jakaś iskierka nadziei. Marcinkiewicz obiecał pomyśleć i zgodzić się na jakiś przynajmniej symboliczny jego udział w tym zacnym i niezbędnym dla narodu dziele. Sam Jarosław Kaczyński póki co nie mówi nie: – Byłbym zdziwiony, ale jakbym dostał taką propozycję, poważnie bym się nad nią zastanowił i gdybym znalazł czas, mógłbym wygłosić tam kilka wykładów – stwierdził. Oby się tylko jednak nie okazało, że Marcinkiewiczowi chodziło raczej o funkcję klucznika, szatniarza i dzwonkowego. Po tym jak go potraktowano w PiS… Kto wie? Niewątpliwie czarnym koniem – nie bójmy się tego słowa – krakowskiej Alma Mater jest obsadzany ostatnio w roli telewizyjnego gwiazdora Jan Maria z domu Rokita. – Myślę, że do udziału w naszym projekcie już go przekonałem – przekonywał wciąż jeszcze nie przekonanych Marcinkiewicz. Wstępnie chęć wsparcia swojego niegdysiejszego szefa wyraził były minister zdrowia Zbigniew Religa: „W takiej szkole mógłby wykładać politykę zdrowotną”. Zapewne w miarę upływu czasu chęć współpracy z Marcinkiewiczem zgłosi jeszcze nie jeden zacny wykładowca.

Nie wątpiąc w pedagogiczne zdolności naszego najbardziej znanego londyńskiego bankowca pozwolę sobie jednak na małą podpowiedź co do składu przyszłego ciała pedagogicznego uczelni. Przeglądając CV i listy motywacyjne potencjalnych kandydatów na wykładowców na pewno nie lekceważyłbym dumnego posiadacza matury i kilku doktoratów honoris causa Władysława Bartoszewskiego, zwanego profesorem. Katedra Mniemanologii Stosowanej i Dyplomatolstwa to przecież jego działka. Inny wielokrotny doktor honoris causa, Andrzej Lepper, biorący życie takim, jakie jest, powinien objąć Katedrę Realizmu. Katedrę Medycyny Tropikalnej powierzyłbym magistrowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Katedrę Liczb Większych od Zera – Leszkowi Millerowi, Katedrę Pomroczności Jasnej – Lechowi Wałęsie, Katedrę Myślenia Pozytywnego – Donaldowi Tuskowi, Katedrę Błaznologii Funkcjonalnej – Januszowi Palikotowi, Katedrę Śpiewu i Gry na Fortepianie – Tadeuszowi Cymańskiemu i wreszcie Katedrę Zbiorowego Żywienia – Ryszardowi Kaliszowi.

Wszyscy ci zacni i doświadczeni politycy – których wieloletni wkład w budowę Polski Ludowej i Rzeczpospolitej od III do obecnej jest niepodważalny – z pewnością wychowaliby godnych siebie następców. Ot, taką kolejną współczesną fabrykę małp.

Leszek Sawicki