Kultura
Źródło: J
Źródło: J

Fabułę napisało życie

Magdalena Majcher spędziła wiele godzin w siedleckim Sądzie Okręgowym, wertując akta Wandy Ł., kobiety podejrzanej o wielokrotne dzieciobójstwo. Tak powstała książka pt. „Małe zbrodnie”, którą czyta się jak dobry reportaż.

O pracy nad powieścią, jej bohaterach i swoich inspiracjach autorka opowiedziała podczas spotkania zorganizowanego przez Miejską Bibliotekę Publiczną. M. Majcher ma na swoim literackim koncie kilkanaście powieści obyczajowych. W każdej z nich porusza trudne tematy i ważne społecznie kwestie. Rok temu ukazała się jej pierwsza książka oparta na prawdziwych wydarzeniach. „Mocna więź” opowiada o głośnej sprawie z 2012 r.: zaginięciu i zabójstwie Anny Garskiej z Czeladzi na Śląsku. Teraz pisarka sięgnęła po historię z naszego podwórka.

W „Małych zbrodniach” przypomina tragedię, do której doszło w położonym niedaleko Węgrowa Wrotnowie. – Ktoś mógłby powiedzieć, że to książka o przemocy wobec dzieci, ale, moim zdaniem, mówi ona przede wszystkim o przemocy wobec kobiet. Jest oparta na głośnej historii z 2000 r., kiedy to w jednym z gospodarstw dokonano makabrycznego odkrycia: znaleziono niemowlęce szczątki. Sprawą błyskawicznie zainteresowały się media. Przyznam szczerze, że kiedy zaczęłam czytać akta w siedleckim sądzie, przekonałam się, iż to, co pokazano w środkach masowego przekazu i jakie zdanie wypracowała sobie na ten temat opinia publiczna, całkowicie różni się do prawdy – podkreśliła M. Majcher podczas spotkania z czytelnikami w siedleckiej MBP.

Na pytanie prowadzącej spotkanie Magdaleny Sutryk o to, dlaczego akurat ta sprawa i tak trudny temat, jakim jest dzieciobójstwo, pisarka odpowiedziała, że już podczas pracy nad „Mocną więzią” zrozumiała, że to kierunek, w jakim chce podążać. – Poza tym true crime to rodzaj literatury, w którym się sprawdzam. Już podczas pisania „Mocnej więzi” szukałam, która zainteresowałaby mnie na tyle, by ją opisać. Miałam nawet kilka pomysłów, ale cały czas czułam, że to nie jest to. Kiedy przypadkiem natrafiłam na reportaż z Wrotnowa, od razu wiedziałam, iż właśnie tego tematu szukałam – przyznała autorka „Małych zbrodni”.

 

Kręgosłupem są prawdziwe wydarzenia

Jednak gdy zaczęła szukać informacji w internecie, znalazła zaledwie kilka krótkich artkułów, które ukazały się zaraz po wydarzeniach. – Nie wiedziałam, jak się zakończyła ta sprawa. Napisałam więc do rzecznika prasowego SO w Siedlcach – opowiadała.

Kolejny krok to wizyta w siedleckim sądzie i wiele godzin spędzonych nad aktami. Autorka skontaktowała się również z Wandą Ł., książkową Lidią, ale do spotkania nie doszło. – Wymieniłyśmy kilka wiadomości na messengerze. Wiedziała, że powstaje książka, lecz nie chciała w tym uczestniczyć. Udało mi się za to porozmawiać z jedną z mieszkanek wsi, od której dowiedziałam się, jak potoczyły się dalsze losy rodziny. Choć od tamtych wydarzeń minęły 22 lata i życie toczy się dalej, do tej tragedii we Wrotnowie wciąż się wraca – zaznaczyła autorka, dodając, że pisząc „Małe zbrodnie”, trzymała się tego, co przeczytała w aktach. – Kręgosłupem są prawdziwe wydarzenia: śledztwo przebiegało dokładnie tak, jak to zrelacjonowałam, zeznania podejrzanych i świadków pokrywają się z tym, co znalazłam w aktach, ale musimy mieć świadomość, że to powieść, a nie reportaż. Dialogi czy przemyślenia bohaterów to moja interpretacja. Zmieniłam też imiona i nazwiska postaci – wyjaśniła.

 

Przyczynek do wielu dyskusji

Jak podkreśliła autorka, jej książka stanowi przyczynek do wielu dyskusji, m.in. na temat przemocy psychicznej, ekonomicznej. „Małe zbrodnie” pokazują też, jak trudno w małych miejscowościach przełamać zmowę milczenia. – Mnie w tej historii zafascynowały mechanizmy manipulacji drugim człowiekiem. Ciekawe były też portrety psychologiczne książkowej Lidii i jej teściowej Ireny. Pierwsza to osobowość bierno-zależna, druga natomiast chciała nad wszystkim mieć władzę. Lidia pochodziła z przemocowego domu, gdzie ojciec znęcał się nad dziećmi i żoną. Od początku była niechciana w rodzinie swojego męża. Teściowa wymarzyła sobie dla swojego jedynego syna inną żonę. Zależność ekonomiczna kobiety oraz brak wsparcia ze strony rodziny doprowadziły do dramatu – zaznaczyła M. Majcher, zwracając jednocześnie uwagę, że tragiczną historię jej bohaterki podkręciły media. – Jej twarz zaledwie dwa dni po zatrzymaniu została pokazana w głównym wydaniu „Wiadomości” z dopiskiem „dzieciobójczyni”. Tymczasem śledztwo dopiero raczkowało, nie było aktu oskarżenia, wyroku. Zresztą do dziś ten przypadek jest omawiany na studiach dziennikarskich jako złamanie etyki zawodowej – mówiła pisarka, zaznaczając, iż nie usprawiedliwia swojej bohaterki, ale przeraża ją, jak łatwo ludzie wydają dzisiaj wyroki. – Wydaje nam się, że to co widzimy, daje nam prawo do osądzania drugiego człowieka, tymczasem to tylko wierzchołek góry lodowej. Pamiętam głośną sprawę morderstwa 10-latki z Mrowin. Obserwowałam na ekranie telewizora tłum, który zebrał się przed prokuraturą z chęci społecznego linczu. W zasadzie niewiele zmieniło się od średniowiecza, kiedy ludzie przychodzili obejrzeć publiczne egzekucje. Absolutnie nie staję po stronie morderców, gwałcicieli i innych zbrodniarzy, ale są instytucje przeznaczone do zatrzymywania, oskarżania i osądzania przestępców. Pozwólmy im pracować i pamiętajmy, że przekaz medialny często jest niepełny. Manipuluje się faktami, powtarza plotki i półprawdy – oświadczyła.

 

Historia winy i kary

Na pytanie czytelników, czy książki oparte na faktach pisze się łatwiej, czy trudniej, M. Majcher przyznała, iż w tym gatunku bardziej się spełnia. – Poza tym nie zastanawiam się, w jakim kierunku popchnąć akcję. Łatwiej jest też z jeszcze innego powodu. Zarówno w przypadku „Mocnej więzi”, jak i „Małych zbrodni” fabułę napisało samo życie, ja zostałam tylko jej narratorem i ubrałam prawdziwą historię w słowa i emocje – dodała.

Kolorytu spotkaniu dodała obecność prokurator, która ponad 20 lat temu prowadziła postępowanie w sprawie Wrotnowa, a którą na kartach książki opisała M. Majcher, wróżąc powieściowej prawniczce świetlaną przyszłość.

Na koniec jedna z czytelniczek zapytała autorkę, czy Wanda Ł. przeczytała „Małe zbrodnie”. – Nie i nie wydaje mi się, by to zrobiła. Napisała, że na tyle, na ile jest to możliwe, chce zapomnieć – odparła pisarka.

Powieść M. Majcher to napisana z wyczuciem i dystansem historia winy i kary, która zmusza nas, byśmy spojrzeli tam, gdzie wolelibyśmy nie patrzeć. – Chciałabym, aby „Małe zbrodnie” dotarły do szerokiego grona odbiorców, bo tak jak napisał o niej Wojtek Chmielarz, w swojej książce oddaję głos tym, których nikt nie chciał słuchać – zaznaczyła autorka.

MD