Komentarze
Fachowcy

Fachowcy

Od kilkunastu dni nie cichnie wrzawa po tym, jak bracia Sekielscy nagrali i puścili w obieg dzieło swojego życia. Film pt. „Tylko nie mów nikomu” obejrzały już miliony rodaków i tylko patrzeć, jak na jego autorów spadnie grad krajowych i międzynarodowych nagród.

Kto wie, może i niejaki amerykański Oscar niebawem trafi w ich ręce, wszak warto, by cały świat w końcu dowiedział się, jaki naprawdę jest polski Kościół. I choć piszę o tym z ironią, to chcę, aby było jasne, że nie staję w obronie duchownych, którzy dopuścili się i nadal dopuszczają niecnych czynów pokazanych w dokumencie. Zło zawsze należy nazywać po imieniu i bezwzględnie z nim walczyć, tym bardziej że od kapłanów i Kościoła wymaga się o wiele więcej. To, że emisję dokumentu zaplanowano akurat przed wyborami i zapomniano - prawdopodobnie przez niedopatrzenie autorów - poinformować widzów, iż najbardziej drastyczne przypadki przedstawione w obrazie dotyczyły byłych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, nie jest raczej dziełem przypadku. Co więcej, taki - oczywiście niezamierzony - zbieg okoliczności może nawet świadczyć o tym, iż służby nadal mają się dobrze, inspirując, a nawet finansując niektóre przedsięwzięcia. Niewykluczone, że cała dokumentacja była już od dawna zgromadzona i przygotowana do tego, by jakiś medialny funkcjonariusz w odpowiednim czasie puścił ją w obieg.

Ale to tylko domysły i przypuszczenia. Tymczasem uruchomiona przez Sekielskich machina zaczęła pracować pełną parą. Już niespełna w tydzień po upublicznieniu filmu jeden z instytutów badających opinie społeczne z wykorzystaniem najnowszych technologii ogłosił, iż ponad połowa Polaków uważa, że cały episkopat powinien podać się do dymisji. Wprawdzie nie powiedziano, których Polaków zapytano o zdanie, ale jeśli byli to usilnie zabiegający o odszkodowania za utracone mienie rodacy wyznania mojżeszowego albo byli funkcjonariusze służb tudzież tzw. Informacji Wojskowej, to zdecydowana większość polskich biskupów nie musi obawiać się zbiorowej odpowiedzialności.

Wielka wrzawa podniosła się również wśród polityków, którzy od razu zaczęli licytować się o to, która z partii ma lepszy projekt zaostrzający kary za tego typu przestępstwa oraz jakiego bicza Bożego należy niezwłocznie użyć wobec pedofilów. Przed zbliżającą się kampanią wyborczą – tym razem do parlamentu narodowego – wielu również wyszło z pomysłem powołania kolejnej komisji śledczej. Dla niektórych polityków byłby to niewątpliwie dar niebios, dzięki któremu mogliby kosztem Kościoła znacznie ocieplić swój wizerunek. Ot choćby taka posłanka Joanna Izabela Scheuring-Wielgus z domu Bąkowska, co to swego czasu była nawet u samego papieża, by przekazać mu raport o nadużyciach seksualnych wśród polskich duchownych. Otóż na tę gorącą orędowniczkę powołania komisji śledczej rozlała się w ostatnich dniach fala krytyki. Po tym, jak wyszło na jaw, że podobno z powodu alergii oddała do schroniska swoje dwie ukochane suczki, wiele postępowych środowisk niespodziewanie się od niej odcięło. Tymczasem pracując w komisji śledczej, pani poseł mogłaby zostać zapamiętana przez potomnych nie tylko jako ta, która dba o dobrostan swoich zwierząt („nie przywiązałam ich do drzewa i nie zostawiła na autostradzie” – wyznała), ale potrafi zrobić ład i porządek w Kościele. W Kościele, do którego – jak niegdyś powiedziała – „raz wracała, raz od niego odchodziła, aż się z nim rozstała na zawsze”. Pytanie tylko, czy ludzie niemający nic wspólnego z Kościołem na pewno powinni uczestniczyć w jego naprawie?

Leszek Sawicki