Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Fall Weiss

Ostatnimi czasy w wypowiedziach polityków i w publikacjach prasowych triumfy święci wyrażenie „wojna hybrydowa”. O ile termin ten został dość dobrze zdefiniowany w dokumentach wojskowych oraz politycznych, o tyle w mentalności społecznej raczej mgliście jest rozumiany.

Jedno z opracowań NATO, dostępne m.in. w oficjalnym periodyku tejże organizacji wojskowej, definiuje to zjawisko jako „działania podejmowane przez państwa i podmioty niebędące państwami, których celem jest zdestabilizowanie obiektu ataku lub zadanie mu szkody poprzez połączone wykorzystanie środków jawnych i niejawnych, militarnych i niemilitarnych”. Działania te łączą w sobie dezinformację, cyberataki, presję ekonomiczną, rozmieszczanie nieregularnych ugrupowań zbrojnych oraz użycie regularnych jednostek, często przez długi czas i w powiązaniu z pozostałymi środkami. Są to wrogie działania w tzw. szarej strefie, która często mieści się tuż poniżej progu konfliktu zbrojnego.

Jej celem jest erozja zaufania publicznego wobec zdolności obrony ze strony władz danego państwa, a cel ten osiąga się przede wszystkim za pomocą cyberataków na krytyczne elementy infrastruktury, w tym infrastruktury energetycznej, a także poprzez ukierunkowane metody dezinformacji. W ten sposób wojna hybrydowa stanowi potencjalne zagrożenie dla suwerenności oraz daje państwom, organizacjom terrorystycznym i kryminalistom względną anonimowość dzięki wykorzystaniu tanich i bardzo skutecznych metod wpływania na politykę i strategie innych państw. Już więc próba pobieżnego i skrótowego opisu tego zjawiska może przyprawić o zawrót głowy. O co więc idzie?

 

Jeśli nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o…

Krótko mówiąc: wojna hybrydowa obejmuje wszelkie działania jawne i niejawne, których celem jest taki stopień destabilizacji danego państwa, aby zmuszone ono zostało przez własnych obywateli do podejmowania działań korzystnych dla agresora i przynoszących mu zysk polityczny czy też gospodarczy. Przy czym agresorem może być także grupa państw lub organizacji międzynarodowych. W tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z niemilitarną odmianą tzw. Fall Weiss, czyli planu Hitlera uderzenia na Polskę w 1939 r. z trzech stron, który w połączeniu z wojną błyskawiczną miał dać szybkie i efektywne zwycięstwo. Najważniejszym elementem tego typu działań „wojennych” jest takie podminowanie nastrojów społecznych w państwie atakowanym, aby osiągnięcie celu zasadniczego dokonało się rękami własnymi danego społeczeństwa, dostatecznie mocno wystraszonego i przekonanego o dyletanctwie polityczno-ekonomiczno-militarnym własnych władz. Mówiąc skrótowo: dana społeczność na tyle będzie wystraszona, że nieświadomie spełni wszystko, co jest planem agresora, i samo poda się na tacy najeźdźcy, który nawet jednego plutonu wojska wysyłać nie będzie musiał. Osiągnie bowiem wszystko, co jest jego zamierzeniem.

 

Polska z lotu ptaka

Patrząc na wszystko, co dzieje się obecnie w naszym kraju i w jego międzynarodowym otoczeniu, nie sposób nie dostrzec, iż mamy do czynienia z taką właśnie kampanią hybrydową wobec niego ze strony kilku sprzymierzonych lub nie krajów i organizacji. Wolałbym osobiście wariant niezakładający jawnego sojuszu, bo jest on przyjemniejszy w ocenie dla nas, choć oczywiście dużo trudniejszy w przypadku podejmowanych działań obronnych. Istotnym obecnie staje się atak ze strony Czech, których interesem jest zniszczenie polskiej kopalni węgla brunatnego, co w konsekwencji może prowadzić do konieczności importu tego surowca właśnie z przygranicznych kopalni naszego południowego sąsiada i uzależnienia energetycznego, w konsekwencji ze sporym zyskiem finansowym dla Republiki Czeskiej. Mamy również atak ze strony Unii Europejskiej, która chce doprowadzić do finału federalizację Europy i stworzenia państwa dyktatorskiego pod wodzą niedemokratycznie ustanowionego nowego komisariatu, jak za dawnych czasów rewolucji francuskiej. Komisariat ów (zbieżność nazewnictwa dzisiejszych organów UE jest aż nadto wyraźna) miałby wszelkie prawa, a sam byłby poza prawem. Przeszkodą oczywiście są suwerenne państwa, co w konflikcie z Polską jest aż nadto widoczne. I oczywiście jest jeszcze jeden gracz, a mianowicie Rosja ze swoim przyczółkiem na Białorusi i w Kaliningradzie, niezwykle zainteresowana uzależnieniem gospodarczym Europy Środkowowschodniej, co ma dać jej szansę na odbudowę w nowej szacie dawnego imperium sowieckiego. Jako żywo przypomina to sytuację z końcówki XVIII w. i rwanie polskiej mapy przez Fryderyka, Katarzynę i zapłakaną nad naszym losem Marię Teresę. Dzisiaj triada ta brzmi: Unia Europejska zdominowana przez Niemcy, Rosja Putinowska oraz łkające „przyjaźnie” Czechy. A wszystko to działa poprzez nasze rozedrgane i przestraszone społeczeństwo, podsycane w swojej niepewności przez usłużne media i finansowane zewnętrznie organizacje.

 

Ból skrzydeł

Sytuacja jest więc dość jasna, a historia zdaje się przypominać nie liniowy rozwój, ile raczej powtarzający się cykl wydarzeń. Niemiecki Fall Weiss i Blitzkrieg w odnowionej postaci, a cele jako żywo z czasów rozbiorowych i sowieckich. Wyjściem zdaje się tylko męstwo i mądrość naszego społeczeństwa, ale jakoś nie jestem w stanie ze spokoje czekać na nasz zbiorowy rozsądek. O ile jeszcze w niedotkniętych wirusem medialnym głowach może on się odzywać, o tyle gros naszego społeczeństwa już jest wystarczająco ustawione na najgłupszych politycznie pozycjach. Niestety, do tego stanu rzeczy przyczynili się także działacze obecnie rządzącej większości (?), przynajmniej ci na szczeblach powiatowych. Dla nich interesy na poziomie radości ze zdobytych gumofilców są warte wszystkiego. Pozostają więc marzenia o naszej zbiorowej mądrości i zaklinanie rzeczywistości za pomocą słów poety: „O nie. Tak być nie może, jak zawsze bywało, kiedy się chwilkę niby polatało i trzeba było jasne pióra rzucić, i do pełzania pokornie powrócić. O nie, tak być nie może i tak już nie będzie, żebyśmy się nie mogli inaczej utrzymać, jak tylko klęcząc. (…) I my musimy lecieć, choć tak bardzo bolą skrzydła, chociaż przed nami ciemność i zmęczenie. Bo inaczej nam pełzać nawet nie pozwolą, a nasza mowa zmieni się w milczenie.”

Ks. Jacek Świątek