Film może być drogowskazem duchowym
Szkoda, że filmów chrześcijańskich ujmujących problemy wiary i moralności z punktu widzenia katolickiego nie ma zbyt wiele. Najczęściej na polskich ekranach oglądamy filmy protestanckie, ale nie byłbym w tym względzie nadwrażliwy. Trzeba je oglądać po prostu z odpowiednim komentarzem, z dobrze poprowadzoną dyskusją, która pomaga właściwie rozumieć problemy dogmatyczne czy duchowo-moralne. Należy pamiętać, że film nie jest wykładnią wiary i nie można traktować go jak wskazań katechizmu. (Przy okazji, do tego ostatniego warto zaglądać, jeśli jakiś problem ukazany w filmie budzi naszą wątpliwość, pamiętając, że film często bywa także pozytywną prowokacją…). Oczywiście, trzeba być uważnym, ale nie przesadzajmy i nie doszukujmy się w każdym dziele ukrytych wątków satanistycznych czy podstępnie wypaczonej doktryny chrześcijańskiej, choć czasem to się zdarza.
Czy ma Ojciec swój ulubiony film – taki, do którego chętnie wraca, zawsze odnajdując coś nowego, inspirującego?
O, jest ich tak wiele, że wybór staje się trudny i muszę wybierać w zależności od kategorii. Jednym z najbardziej interesujących dla mnie filmów o wierze chrześcijańskiej jest amerykański obraz z 1995 r. „Przed egzekucją” w reżyserii Tima Robinsa. Jego scenariusz powstał na podstawie książki s. Helen Prejean, która opisała swoją historię towarzyszenia duchowego więźniowi Matthew Ponceletowi, skazanemu na śmierć za gwałt i okrutne morderstwo na dwojgu młodych ludziach. Oprócz wciągającej historii kryminalnej, znakomitej reżyserii i oscarowej gry aktorów Susan Sarandon i Seana Penna, intrygującej muzyki Bruce’a Springsteena i Nusrata Fateha Ali Khana, film – niby ukradkiem – ukazuje dramatyczne doświadczenia dojrzewania w wierze głównych bohaterów. Obraz ten inspiruje mnie i oczyszcza za każdym razem, gdy do niego wracam…
Co jest dla Ojca wyznacznikiem jakości produkcji filmowej?
Film jest dziełem wielorako złożonym i nie wystarczy, że wyróżnia się na przykład świetnymi dialogami, zdjęciami czy muzyką. ...
Monika Lipińska