Fragmenty zapisów Stefana Żeromskiego z 1890 r.
Pod datą 6 lutego 1890 r. w swych Dziennikach zapisał: Miejscowy nauczyciel wiejski Timosza - ma mię skarżyć do jakiegoś urzędu za przebywanie na Podlasiu. Niechaj skarży. Chciałbym pod koniec życia zaznać pieszczoty z ręki Moskali….
Pod dniem 11 lutego zanotował: „Proboszcz K. w Niemojkach bierze za pogrzeby od chłopa po 30 rubli, wyzyskuje wszystkimi sposoby siedząc na pieniądzach; nie zapłaci 50 rubli kary, woli nie święcić np. na Wielkanoc szlachcie i chłopom, choć mu nikt tego nie bronił. Natomiast proboszcz, którego imię z miłością tu piszę, ksiądz Szpryngier z Górek – nie boi się wywiezienia, nie boi się kary pieniężnej, pójdzie na Sybir. Żyje jak apostoł w jednej sutannie, zasilany przez parafian, głosząc jawnie, że nie odepchnie unity, gdy ten doń przyjdzie na spowiedź, że nie posłucha nikogo, oprócz głosu sumienia. U niego kościół w niedzielę oblężony, unitów schodzi się moc taka, że żandarmi rady dać sobie nie mogą”. Wydaje się, że S. Żeromski zbyt surowo ocenił ks. Antoniego Kamieńskiego z Niemojek. Ostrożność tego księdza brała się stąd, że kilka lat wcześniej otrzymał naganę i ostrzeżenie zarówno gub. siedleckiego, jak i gen. gub. warszawskiego za poświęcenie pól unitom, o czym przyszły wielki pisarz mógł nie wiedzieć. W lutym 1890 r. Żeromski napisał w Łysowie nowelę „Niedobitek”, w której głównym bohaterem uczynił byłego sybiraka i powstańca, a teraz rezydenta w Łysowie Władysława Lewińskiego. Ze względu na cenzurę nowela nie mogła się ukazać w Warszawie i została opublikowana w Krakowie pod pseudonimem Stefan Omżerski. Pod datą 21 kwietnia 1890 r. Żeromski zapisał: „Jeden z synów unity, teraz prawosławnego chłopa Leoniuka, umiejący pisać i czytać po polsku i rusku, zbiera dla mnie pieśni ludowe, bajki i opowiadania (do ich zbierania zachęcił Ż. językoznawca i etnograf Jan Karłowicz – J.G.). Serce bije z radości. Chłopak ten ma ze 20 lat, uczył się w miejscowej szkole wiejskiej u p. Timoszy, padalca moskiewskiego, jest prawosławny – i oto on, nowe pokolenie nie chodzi do cerkwi, nie spowiada się u popa, idzie z ojcem i braćmi do spowiedzi 18 mil stąd za Warszawę… (Ten motyw wykorzysta Ż. później w opowiadaniu „Do swego Boga” – J.G.). On to prenumeruje wraz z kilkoma innymi „Gazetę Świąteczną” i … nienawidzi Moskali! Oto jest błogosławiona nagroda tego małego płomyka oświaty, jaki mu oświecił czoło! Oto jest nasza niezwyciężona w walce ze zwierzęciem moskiewskim broń”. 22 czerwca 1892 r. Żeromski odbył z Łysowa wycieczkę do Drohiczyna. „Ciągnęła mnie tam tajemnica, a bolesna siła ciekawości zbadania własnymi oczami, co może zrobić Moskal na przemocy wsparty” – zapisał. „Jechałem przez Łysów, Hruszew, Rusków, Tokary. Z trwogą, z taką bojaźnią, jakiej nie zdoła wyrazić mowa, przyglądałem się wsiom tym… Była niedziela, popołudnie, wszędzie więc przed chatami, wzdłuż płotów siedzieli chłopi w samodziałowych brunatnych spodniach, dziewczyny i kobiety w kaftanikach. O ile podchwycić zdołałem rozmów, gdy wózek wolno się wlókł, mówiono wszędzie po polsku. Znienawidziłem już narzecze rusińskie, dzięki któremu Moskale w obcy nas naród chcą zamienić… Cerkiew (drugą po łysowskiej) dostrzegłem pod samym dopiero Drohiczynem, trzecią w samym tym miasteczku… Oto on, Bug, o którym śpiewa się w pieśniach niepodległych, oto łzawica, w którą spłynęło tyle łez cichych, niemych, nieznanych historii bohaterów, wielkich dusz świata a prostych chłopów z Pratulina, z Kornicy, Szpaków… Cicho płynie w piaskach i niekochany mi za to, że tyle bólu na jego brzegach… Przeprawiliśmy się promem pod miastem z końmi i bryczką. Razem z nami jechała gromada chłopów starych i młodych, kobiet i dzieci. Wszystko to mówiło taką czystą polszczyzną, ale taką nieskazitelną polszczyzną, że mało się nie udusiłem, ćmiąc z radości jednego papierosa za drugim… Wjechaliśmy do miasta pod stromą górę… Ani jednego napisu polskiego… Ale w tych „korczmach” i „szinkach”, dokąd chodziłem podsłuchiwać mowę chłopów już zza Buga, „Braci zza Buga”, kipiała taka polszczyzna jędrna, a gwarna, że coraz bardziej prostowałem plecy. „Jeszcze nie zginęła”, dopóki tak jest…”. 5 lipca Żeromski czytał nielegalną broszurę „Dobrowolny powrót unitów podlaskich na łono kościoła prawosławnego”, wydaną w Krakowie w 1875 r. Fragment martyrologii parafii Dołhobrody włączył do swych dzienników. Pod datą 2 sierpnia zapisał: „Dziś były dożynki. Jak na całym obszarze kraju śpiewają i tutaj te same pieśni humorystyczne. Niech Moskali główka nie boli: lud się ostoi. Zachowa zwyczaj – choćby dla wypicia kieliszka wódki… ale zachowa i ta sama pieśń, którą słyszałem w Krakowskiem, pod Mławą, w Sandomierskiem, Świętokrzyskiem i tu dźwięczy wesoło i wesoło prawdziwie, bo Polska jest i „arka przymierza”. Te pieśni nie podobały się współwłaścicielce A. Rzążewskiej, która uważała, że lud podlaski jest niemoralny i nie ma stałości wiary. „Synowie ich będą już Moskalami, przekona się Pan” – powiedziała do Żeromskiego, co wywołał jego sprzeciw. 3 sierpnia Żeromski zanotował „Byłem znowu w kościele (w Niemojkach – J.G.)… Zajmowało mnie zjawisko, że gdy pilny w odprawianiu modłów za cesarza ks. K. zaczyna śpiewać swoje „Módlmy się za cara”, prawie wszyscy chłopi, a zupełnie wszystka szlachta zagonowa opuszczają kościół ostentacyjnie”. Pod datą 6 sierpnia zapisał: „Miałem mnóstwo ambarasów z panem wójtem z gm. Łysów. Wójt ten jest zaprzedańcem moskiewskim i pomimo że sam jest katolikiem, pilnuje w niedzielę w Niemojkach przy drzwiach kościelnych, czy czasem unici do kościoła nie idą… jest to szpieg i donosiciel. Kilka dni temu pod kościołem w N. spotkałem wójta i dwóch żandarmów. Nazajutrz przysłano do mnie gorzelanego z żądaniem okazania paszportu. Zwlekałem umyślnie. Wówczas przysłano Żyda z zagrożeniem, że sołtys mię odprowadzi z powiatu”.
Józef Geresz