Gdy bliski choruje… (cz. I)
Pogodzenie nowych obowiązków z tzw. prozą życia może - zwłaszcza na początku - prowadzić do poczucia zagubienia, zamieszania, bezradności. Wielu dopiero od osoby chorej uczy się, w jaki sposób ją wspierać.
Nowotwór to proces zdarzeń, które konfrontują człowieka z jego możliwościami i ograniczeniami. Każda choroba, szczególnie przewlekła, wymaga od chorego i jego rodziny ogromnej siły i determinacji w zmaganiu się z problemami. W takich okolicznościach, pacjenci i ich bliscy potrzebują skutecznego wsparcia. Niestety nie ma jednej uniwersalnej wskazówki, która służyłaby wszystkim. Mając jednak dostęp do rzetelnych informacji i mądrych rad, można odnaleźć własny, niepowtarzalny sposób, dzięki któremu droga do zdrowia stanie się łatwiejsza. Choroba nowotworowa ma swoją dynamikę. Dlatego na każdym etapie cierpiący może oczekiwać innej formy pomocy. Nierzadko rozmowa pozwala poradzić sobie z trudnymi uczuciami. Bywa też, że wysłuchanie chorego jest najlepszym sposobem komunikacji z bliskim. Pokazuje bowiem, iż jest się dla tej osoby, co może stać się jedną z najważniejszych rzeczy, jakie przyjdzie nam uczynić.
Jednak warto wiedzieć, że osoba wspierająca również doświadcza szeregu różnych emocji. Przyznają, że zdarza się, iż czują się źli na siebie samych, na członków rodzin, a nawet na samego pacjenta. Czasami złość bierze się z uczuć, które są trudne do okazania: z lęku, paniki, zmartwienia. Zdarza się i tak, że musimy wesprzeć kogoś, z kim łączyły nas nie tylko dobre emocje. Nierzadko los zmusza nas do opieki nad osobą, która wyrządziła nam przykrość w przeszłości, np. rodzic nadużywający alkoholu, mąż, który stosował przemoc… Trudno w takiej sytuacji oczekiwać, że nagle o wszystkim zapomnimy. Pamiętajmy jednak, że na skutek nagromadzonej złości atakujemy inne osoby, najczęściej te najbliższe. Zazwyczaj niczego to nie zmienia, a wywołuje dodatkowo poczucie winy. Dlatego, chcąc sobie poradzić ze złością, warto spróbować uświadomić sobie te emocje i dotrzeć do tego, z czego one wynikają.
Złość okazują również chorzy. Jej katalizatorami są często osoby wspierające. Jednak nie należy brać tego do siebie. Najczęściej to nie bliski jest przyczyną złości. Niektórzy chorzy nie potrafią pogodzić się z ograniczeniami, jakie stawia choroba. Jedynym sposobem rozładowania napięcia staje się atak. Pomocne może być wówczas podzielenie się ze swoimi uczuciami w chwili, gdy chory jest spokojny. Pamiętając oczywiście, że wspierający również może – taktowanie, ale stanowczo – zwrócić uwagę na swoje odczucia. Nikt przecież nie ma prawa sprawiać innym cierpienia.
Naturalną reakcją w sytuacji służenia pomocą jest odkładanie na bok własnych uczuć i potrzeb. To zupełnie normalne, ale w perspektywie dłuższego okresu chorowania może stanowić poważny problem. Troszcząc się o innych, nie wolno zapomnieć o sobie. Jeżeli to możliwe warto, aby chory dzielił się uczuciami z bliskimi osobami, dołączył do grupy wsparcia, poszukał oparcia u terapeuty lub psychologa. Wielu wspierających przyznaje, że specjalista im pomógł, dzięki czemu byli zdolni powiedzieć o rzeczach, których nie byli w stanie przekazać bliskim.
Ważne, by spróbować nadać sens i znaczenie pomaganiu – wówczas płynie ono z naszych chęci, a nie z obowiązku, który nas przytłacza.
Marta Kozaczuk