Gdy Pan Bóg kogoś chce pokarać…
Zadufani, że mogą zrobić wszystko, bo nikt się nie dopatrzy, usypiają swoją czujność, i nawet nie wiedzą, w którym momencie rzeczywistość zada im bolesny cios. Kampania po katastrofie smoleńskiej, zwielokrotniona wywołaną przez działania rządzących walką o krzyż przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie, a zwłaszcza domniemany odbiór społeczny tych działań potwierdzany w zamawianych sondażach, sprawił tak wielkie zatracenie się w krytykowaniu wszystkich od Kaczyńskich na prawo, że nie zauważono podstawowych błędów medialnych, a zwłaszcza trzymania się prawdy. Zamiłowanie w fikcji spowodowało, że salon obudził się nie z ręką w nocniku, ale wręcz zanurzony po uszy w przepastnej dziurze sławojki.
Pani od przyzwoitości
Katarzyna Kolenda Zaleska niejednokrotnie wspominała o swojej atentacji dla Władysława Bartoszewskiego, szczególnie podkreślając jako motto tytuł opublikowanych przez niego wspomnień: „Warto być przyzwoitym”. Można by przypuszczać, że w swoim dziennikarskim postępowaniu owe słowa ma za najważniejszą maksymę, wręcz życiowe motto. Relacja, którą przedstawiła z marszu środowisk związanych ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim, a który odbył się 10 października w Warszawie, każe jednak powątpiewać w zastosowanie tej sentencji w jej pracy zawodowej. Przypisanie Jarosławowi Kaczyńskiemu słów, których nie wypowiedział, to nie klasyczny błąd w sztuce dziennikarskiej czy też kłopoty ze słuchem dziennikarki, nie mogącej poprawnie odsłuchać nagrania, ale świadome manipulowanie ludźmi. Nawet przy słabych zdolnościach w słuchaniu, nie sposób nie zauważyć, że słowo „prawdziwi” różni się od słowa „wolni”. Lecz jeśli w przypływie życzliwości dla dziennikarza założymy jego problemy ze słuchem, to istnieje jeszcze rzetelność dziennikarska, nakazująca sprawdzenie informacji pod kątem jej zgodności z faktami, tzn. zgodności z prawdą. Postępowanie TVN 24 w sprawie inkryminowanych słów Jarosława Kaczyńskiego wskazuje jednak na świadome działanie dyskredytujące tego polityka w oczach społeczeństwa. Pomimo natychmiast zauważonego przez internautów i publicystów podmienienia słów, stacja cały dzień zwlekała z opublikowaniem sprostowania, a nawet po takowej publikacji na stronie internetowej, z natury swojej niedostępnej dla wielu, powtarzała nierzetelny materiał dziennikarki w swoich serwisach informacyjnych, z dodaniem komentarzy „autorytetów’, potwierdzających faszystowskie zachowanie się prezesa PiS-u. Przyzwoitość nakazywała co innego, ale widać „wiodąca” stacja telewizyjna, a za nią jej naśladowcy w innych mediach, znaleźli własny interes, by ukazywać Kaczyńskiego w nieprawdziwym świetle. Podobnie „Gazeta Wyborcza”, która opublikowała zdjęcie tegoż polityka z ręką wzniesioną jakby w geście „hajlowania”, co również (w połączeniu z marszem w świetle pochodni) miało świadczyć o nazistowskiej proweniencji Jarosława Kaczyńskiego. Cóż, że była to migawka z machania przez prezesa ręką do zebranych na konwencji (co można znaleźć w internecie, jak również zauważyć odwrócenie przez gazetę zdjęcia, czyli jego obróbkę). Widać więc, że ci, którzy pieją o przyzwoitości, jakoś za nic mają prawdę.
Bajerowanie pani Bajer
W tak ciekawej sytuacji postanowiła zareagować Rada Etyki Mediów, wsławiona już wcześniej ciekawymi orzeczeniami. Otóż Rada postanowiła ochrzanić… „Nasz Dziennik” oraz „Gazetę Polską” za podawanie nieprawdziwych informacji o telefonach osób zabitych w katastrofie smoleńskiej, które ponoć miały dzwonić do swoich bliskich już po tragicznym zdarzeniu. Problem w tym, że żaden z tych publikatorów nie podał tej informacji jako pewnej, nie podał żadnych nazwisk, a cała sprawa została przedstawiona jako hipoteza wynikająca ze słów Edmunda Klicha. To jednak nie przeszkodziło REM wydać oświadczenia o naruszeniu przez oba media podstawowej zasady dziennikarskiej, jaką jest zasada prawdy w informacji. Smaczku całej sprawie dodaje wypowiedź Magdaleny Bajer, członka REM, która indagowana przez dziennikarzy oświadczyła, że potępionych przez nią artykułów nie czytała, a o całej sprawie poinformowali ją znajomi. Innymi słowy dokonał się sąd nad ludźmi bez rzetelnego dochodzenia i sprawdzenia u źródła, jak wyglądał ów przekaz medialny. Co więcej, skoro pani Bajer jest w stanie ciskać oskarżenia na podstawie zaufania do znajomych, to może oznaczać to również zdolność do sterowania REM przez innych „znajomych”, a to oznacza, że gremium nie służy prawdzie w zawodzie dziennikarskim, tylko realizacji interesów jakiejś grupy społecznej, np. osławionego już „salonu”. Brak reakcji tejże instytucji na jawne kłamstwo w programie informacyjnym wspomnianej wyżej stacji dziennikarskiej i dyspozycyjność dla realizacji politycznych celów jednej z opcji, jak również niezauważenie wycinania z telewizji publicznej wszystkich, którzy myślą inaczej niż nakazuje rzecznik rządu, to niebezpieczne symptomy sterowania mediami w Polsce. Wyrzucenie z TVP „Misji specjalnej” oraz „Bronisław Wildstein przestawia”, ciemne chmury nad programem Jana Pospieszalskiego i Jacka Karnowskiego, a także odsunięcie w tymże medium Joanny Lichockiej od spraw dziennikarskich, to wyraźne oznaki zamachu na ład medialny w naszym kraju. Pozostawienie bez równowagi programów Tomasza Lisa i Jacka Żakowskiego, o panu Ordyńskim nie wspominając, wskazuje, że ktoś w tym kraju boi się prawdy, a przynajmniej innego zdania.
Jesteście wierszem idioty…
Prawda w mediach potrzebna jest społeczeństwu, aby dostrzegało ono kwestie istotne dla własnej egzystencji. I nie chodzi tylko o to, co wiąże się z ekonomiczną sferą naszego życia, ale raczej o problemy zasadnicze dla spoistości i trwałości naszej państwowości. Myślę, że odpowiedzialni dzisiaj za los naszego kraju obawiają się ludzi, którzy te problemy będą dostrzegać. Dlatego tak łatwo sięga się po kłamstwo w mediach, zaś tych, którzy je dostrzegają i piętnują, zwalcza się i wyrzuca na margines. Ale zauważyć też trzeba, że nie tylko o dyskryminowanych dziennikarzy chodzi. Jacek Kaczmarski w piosence „Autoportret Witkacego” domagał się dostrzegania „kształtu rzeczy w ich sensie istotnym”. Alternatywą dla właściwego i pełnego oglądu sytuacji, jego zdaniem, jest życie w kłamstwie, które sprawia, że stajemy się „wierszem idioty odbitym na powielaczu”. Czy tego chcemy?
Ks. Jacek Świątek