Gdy rozbiorą dekoracje…
Sytuacja ta urasta do rangi symbolu: kiedy mowa o śmierci, przemijaniu, rzeczach na co dzień skwapliwie okrytych politpoprawnym całunem, zaczynamy dreptać w miejscu. Wiadomo, że „coś” trzeba z tym zrobić, ale wymowa faktów jest tak dosłowna, że albo przykrywa się ją banałem, albo odzianym w bezradność milczeniem. Taka jest współczesna cywilizacja. Nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią. Z życiem także. Za oknem rozpoczęła się przedświąteczna gorączka. Sklepy kuszą promocjami, witryny i ulice zdobią już świąteczne dekoracje. Taki świat. Od wieków Herod i jego następcy „spisek knują”, aby zabrać nam z Bożego Narodzenia to, co najważniejsze: zneutralizować zagrożenie w postaci Nowego Króla! W trzecią niedzielę Adwentu usłyszymy w świątyniach Janowe wołanie: „Prostujcie drogę Pańską!”. Czy przebije się przez komercyjny zgiełk?
Wraz z kolejnymi promocjami rozpoczęła się też wyprzedaż transcendencji. Nie, nie – to nie wynalazek współczesności – zaczęło się wszystko już w oświeceniu, kiedy wiarę ograniczono do obszaru życia doczesnego. Pozostała garstka zasad etycznych i humanitarnej dobroczynności, a w wersji bardziej współczesnej – pewien typ egzystencjalizmu połączony z poetyckim zmysłem tajemnicy. Wszystko pięknie ubrane w słowa i okraszone obrazami z Biblii, śpiewem kolęd, transmisją z Pasterki. Skutek jest taki, że kiedy przyjdzie czas na zmianę dekoracji – gdy damy się ponieść wizji wiary, wedle której tak naprawdę Bóg pełni funkcję jedynie ornamentu – w serce wkradnie się straszliwa samotność. Zabraknie dotknięcia Tajemnicy. Zostanie znów zakrzyczana, zasypana słowami, ubrana w formuły, zakazy i nakazy, ale nadal daleka i niedostępna. Zabraknie siły, aby przebić się poza styropianowo-papierowy żłóbek, a aniołowie, choć ożywieni blaskiem choinkowych światełek, pozostaną dalej papierowi. ...
Ks. Paweł Siedlanowski