Komentarze
Gdy wyłączą prąd…

Gdy wyłączą prąd…

Zagrożenie epidemiologiczne sprawiło, że wiele firm w trosce o bezpieczeństwo swoich pracowników wprowadziło system pracy zdalnej. Innymi słowy: robi się to samo, co się robiło w biurze/korporacji, ale we własnym domu.

Wystarczy laptop, w miarę szybki internet i dostęp do poczty elektronicznej. To samo zadziało się w szkołach i na uczelniach wyższych. Technologia umożliwia dziś kontakt online na dziesiątki sposobów: można siebie widzieć, widzieć i słyszeć, prowadzić dialog, wymieniać pliki, prowadzić skomplikowane i skoordynowane działania matematyczne, ekonomiczne itp. Co prawda taka forma komunikacji nigdy nie zastąpi spotkania w realu - co do tego (przynajmniej do tej pory) nie było wątpliwości - biorąc jednak pod uwagę wyjątkowość sytuacji i licząc na tymczasowość rozwiązania, ogół społeczeństwa zaakceptował ją. Nawet jeśli wyraźnie dało się w niej zauważyć wady bycia protezą rzeczywistości. A tymczasem… Tymczasem okazuje się, że coraz więcej firm rozważa wprowadzenie zdalnego modelu pracy na stałe! Po co wynajmować lokale na biura, gdzie metr kwadratowy korporacyjnej „open space” w dużym mieście kosztuje krocie, skoro pracownik to samo może zrobić w domu?

Również wyższe uczelnie zastanawiają się nad podobnym rozwiązaniem: w planach zajęć na kolejny rok akademicki niektórych z nich bardzo poważnie bierze się pod uwagę możliwość uczestniczenia w wykładach za pośrednictwem sieci. Profesorowie mogą prowadzić je z domu, odpada koszt delegacji, hotelu, czas poświęcony na dojazd. Czy podobny los czeka szkoły? Trudno powiedzieć. Póki co dzieci mają dość siedzenia w domu, ale coraz więcej małolatów uważa, że taka szkoła jest całkiem fajna. Ostatecznie nielubianego belfra w każdej chwili można „wyłączyć”, tłumacząc się awarią sieci. Obawiam się, że żarliwe przekonywania, jakie swego czasu płynęły od znaczących w polskim Kościele person, iż Msza online, Komunia duchowa jest w istocie tym samym, z czym mamy do czynienia w świątyni, również nie pozostaną bez echa. Ludzie łatwo zapominają, że stały za nimi wyjątkowe okoliczności.

Można powiedzieć: OK. Mamy XXI w. Spełniają się futurystyczne wizje Lema. Może nawet „człowiek przyszłości” będzie wyglądał tak, jak go opisywano w XX-wiecznych powieściach science fiction: duża głowa (żeby pomieścić rozwinięty mózg), wątłe ciało (większość pracy fizycznej wykonają za nas roboty), długie, smukłe palce (do obsługi klawiatury komputera)? Tylko co dalej? Jeśli nasza aktywność przeniesie się do internetu, co z relacjami społecznymi, rodziną, wspólnotą narodową czy wyznaniową? Facebook, instagram ich nie zastąpią.

Mój przyjaciel, profesor na wyższej uczelni, wyznał mi niedawno: – Po kolejnym „wykładowym” dniu, tj. ośmiu godzinach siedzenia i gadania „do telewizora”, zastanawiam się, czy ja jestem jeszcze normalny…

Czy my jesteśmy jeszcze normalni, czy próba, jakiej aktualnie doświadczamy, jest już wkraczaniem na drogę surrealizmu? Ile jeszcze czynności można wykonać „na odległość”?

No i najważniejsze: co się stanie, gdy wyłączą prąd?

Siedlanowski Ks. Paweł