Gdy zakwitną kasztany…
Pomijam argumentację głoszącą, że każdy będzie musiał zdawać ten egzamin, co miałoby, zdaniem niektórych krytyków pomysłu matury z religii, prowadzić do państwa wyznaniowego (chociaż nie wiem do końca, co kryje się za hasłem państwa wyznaniowego – teokracja czy uprzywilejowanie jakiejś religii, jak to ma miejsce np. w… należącej do Unii Europejskiej Grecji, gdzie prawosławie jest uznane za religię państwową, ale to już inna sprawa). Wydaje mi się, że dyskusja o możliwości zdawania religii na maturze powinna odsłonić wreszcie zasadniczy kontekst kulturowy sporu o miejsce samej religii w społeczności.
Religia poza rozumem i wiedzą
Samo pojawienie się pomysłu, aby młodzież, która zechce, mogła zdawać religię na maturze, u niektórych krytyków spowodowało przypływ białej gorączki. Najczęściej powtarzanymi argumentami są: z jakiego materiału miałaby być matura oraz jak ocenić wyniki. Oba pytania, choć wydawać by się mogło, że odległe od siebie, posiadają jednak jeden wspólny korzeń. Uznają bowiem, że religia jako taka nie może stanowić wyrazu racjonalnego bytu ludzkiego, a przynajmniej sytuuje się w obszarach irracjonalnych ludzkich aktywności. Założenie bowiem, że teologia (o niej przecież mówimy) nie stanowi nauki (w szerokim, a nie wąskim, pozytywistycznym znaczeniu), sytuuje samą religijność poza murem ściśle określonej racjonalności, w której to, co mierzalne, tzn. podlegające pomiarowi, stanowi esencję naukowości. Tymczasem takie podejście niweczy nie tylko samą religię, ale również wiele z tzw. nauk humanistycznych. Obecne testy maturalne, każące uczniowi nie tylko zaznajomić się z jakimś kwantum wiedzy humanistycznej, ale przede wszystkim trafić w „klucz obowiązujących odpowiedzi”, sprawiają, że całość matury (a przez to postrzegania naukowości) zawęża się tylko do tego, co widzi „szkiełko i oko”.
Podobnie rzecz ma się, gdy w ramach krytyki pomysłu matury z religii podnosi się problem oceniania (zresztą nieustannie powtarzany jako argument przeciw obecności religii w szkołach). Zasadniczym dla krytyków staje się problem oceniania praktyk religijnych. Nie przeszkadza im wcale to, że z innych przedmiotów również bierze się pod uwagę zaangażowanie ucznia w różnego rodzaju przedsięwzięcia, jak udział w kołach zainteresowań czy olimpiadach tematycznych. Ważniejszym jednak jest to, że religia zostaje sprowadzona do jakiegoś zachowania ludzkiego, które może być rozpatrywane socjologicznie, ale którego nie można ocenić, podobnie jak nie można ocenić gustu człowieka i jego preferencji, np. odnośnie do ulubionych napojów czy kolorów. Jak widać więc, religia jest traktowana jako pewien wycinek życia ludzkiego, który nie poddaje się żadnej racjonalnej refleksji.
Argumentacja przeciw możliwości (bo nie konieczności) zdawania matury z religii odsłania więc zasadniczy spór ideowy, obecny w łonie naszej cywilizacji od czasów oświeceniowych, opierający się na przyjętej uprzednio koncepcji człowieka i jego odniesienia do świata ponadzmysłowego.
A tymczasem…
Odrzucenie jednak, a przynajmniej wyłączenie religii poza nawias racjonalnego namysłu człowieka nad zastaną rzeczywistością, ma swoje opłakane skutki. I to z kilku powodów. Jednym z nich jest odebranie człowiekowi klucza do rozumienia tradycji naszej cywilizacji. Widać to bardzo wyraźnie, gdy ma się możliwość obserwowania sposobu odczytywania dzieł sztuki powstałych w naszym kręgu kulturowym. Ponad 80% tego, co nazywamy dziedzictwem kulturowym, ma swoje konotacje religijne. Zapoznanie tego klucza sprawia, że większość naszego kontaktu z kulturą ma charakter snobistyczny albo wywołuje odruch ziewania i znudzenia. Kontakt z kulturą zostaje zerwany, przez co mamy bądź pogoń za sensacją, szokiem i tanią oryginalnością (choć nawet pani Nieznalskiej i jej „Pasji” nie można odczytać bez klucza religijnego), bądź z ucieczką w rozrywkę w stylu disco polo. Ale konsekwencje mogą być jeszcze tragiczniejsze. Sama koncepcja osoby ludzkiej, wywodząca się wszak z chrześcijaństwa, pozbawiona swoich korzeni, zostaje wystawiona na żer szalbierzy, przez co traci swoje znaczenie (jak widzieliśmy to w przypadku traktatu reformującego Unię Europejską). Zapoznanie klucza kulturowego jest (nie boję się użyć tego słowa) podstawą nowego niewolnictwa, tym razem intelektualnego, w naszej cywilizacji (ludzie bez korzeni są łatwiejsi w manipulowaniu).
Innym powodem, który każe powtórnie przemyśleć pozycję religii w społeczeństwie, jest niemożność poznania świata w jego ostatecznej przyczynie. Sama nauka (mam na myśli nauki przyrodnicze) nie jest w stanie podać tej przyczyny. Nawet śmiałe teorie, które są tworzone dla uzasadnienia istnienia świata, napotykają na szkopuł: a co było wcześniej? Jeśli nawet dojdziemy do granicy Wielkiego Wybuchu (Big Bang), to jednak nie podamy ostatecznej przyczyny, która nie musi szukać poza sobą przyczynowania. Myśl filozoficzna już od starożytności wskazuje, że najbardziej płodne rozumienia rzeczywistości rodziły się w kontekście religijnym. Choć w sferze uzasadniania opierały się na możliwościach naszego umysłu, to kontekst odkrycia miał swoje korzenie religijne (nawet jeśli była to religia ateistyczna). Pozbawiony kontekstu religijnego fakt eksplorowania przyrody i poznawania jej tajników powoduje, że człowiek z odkrywcy staje się kreatorem rzeczywistości, chcąc zawładnąć nią jako terenem do nieograniczonej niczym własnej wolności.
Jest jeszcze jeden powód. Usunięcie religii poza nawias racjonalności wcześniej czy później zaowocuje jej ideologizacją, co może mieć fatalne skutki, jak widać to po działaniach ugrupowań islamistycznych.
Więcej spokoju, mniej ideologii
Pozostawienie młodemu człowiekowi możliwości wyboru religii jako przedmiotu dodatkowego na egzaminie maturalnym jest przede wszystkim podkreśleniem szacunku dla jego działań religijnych jako działań ludzkich. Jest więc zasadniczym wyrazem szacunku dla człowieka jako człowieka. Wolność religijna (także w zakresie matury) jest najwyższym wyrazem wolności w ogóle, jak mówił Jan Paweł II. Krytyka tego pomysłu, który potrzebuje dopracowania i wypracowania, jest wyrazem próby przewartościowania kulturowego, jakie ma miejsce od czasów oświeceniowych w łonie cywilizacji zachodniej. Warto o tym pamiętać, zanim wejdzie się w tę dyskusję.
Ks. Jacek Świątek