Kościół
Źródło: MD
Źródło: MD

Gdzie sam nie możesz, tam Faustynę poślij

Dzięki jej wstawiennictwu chorzy na nieuleczalne choroby odzyskują zdrowie, zatwardziali grzesznicy wracają na łono Kościoła. Św. s. Faustyna należy do tych świętych, którym Bóg niczego nie odmawia.

Do klasztoru w Krakowie-Łagiewnikach wróciła za szpitala na kilkanaście dni przed śmiercią. Kiedy opuszczała Sanatorium Gruźlicze na Białym Prądniku, Adam Zylber, lekarz, który opiekował się zakonnicą, poprosił ją o obrazek św. Teresy stojący na szafce. Chciał go zawiesić nad łóżkiem swojego dziecka. Jedna z sióstr pielęgniarek, zaniepokojona, zapytała, czy był dezynfekowany, na co usłyszała odpowiedź: „O zarazę się nie boję, bo (…) s. Faustyna jest świętą, a święci nie zarażają”. Już wtedy zdawał sobie sprawę z jej wyjątkowości, choć niektóre współsiostry ze zgromadzenia mówiły, że prędzej im włosy na dłoni wyrosną, niż s. Faustyna zostanie świętą.

Tymczasem ona przytomna i świadoma ostatnich chwil życia na ziemi modliła się razem z nimi. Zmarła cicho 5 października 1938 r., o 22.45. Od tamtej pory św. s. Faustyna wstawia się za wszystkimi, którzy się do niej zwracają. Zresztą, skuteczność jej modlitw potwierdził sam Jezus, który „skarżył się”, że ufność i miłość Faustyny krępuje sprawiedliwość Boga: „Gdybyś nie krępowała rąk Moich, wiele kar spuściłbym na ziemię; córko Moja, spojrzenie twoje rozbraja Mój gniew; choć usta twoje milczą, wołasz do Mnie tak potężnie, że jest poruszone Niebo całe. Nie mogę uciec przed prośbą twoją, gdyż Mnie nie ścigasz dalekiego, ale we własnym sercu swoim” (Dz. 1722). Apostołka Bożego miłosierdzia jednym spojrzeniem rozbrajała Boży gniew i wyjednywała łaskę. I tak jest do dzisiaj. Dowodem są liczne świadectwa w sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach. Oto jedno z nich.

 

Nie było dla Niego miejsca

Pragniemy podzielić się interwencją Bożej miłości. Żyliśmy bez ślubu kościelnego 11 lat (od 2001 do 2012 r.). Poznaliśmy się, gdy miałem 18 lat, a żona 16. Skończyliśmy średnią szkołę i postanowiliśmy, że będziemy razem studiować. (…) Zamieszkaliśmy na stancji. Po studiach dostaliśmy dobrą pracę: ja w urzędzie, żona w szkole. Kupiłem piękne mieszkanie na kredyt. Wszystko wyglądało fantastycznie. W naszym życiu nie było jednak miejsca dla Boga. Kościół, do którego zresztą nie chodziliśmy, traktowaliśmy jako miejsce schadzek, a całe duchowieństwo jak otumanionych poczuciem misji biednych ludzi, którzy nie wiedzą, co to życie. ...

MD

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł