Komentarze
Globalni

Globalni

W czasach mojej pierwszej młodości na zajęciach z kultury należało m.in. popisać się znajomością poglądów kanadyjskiego teoretyka komunikacji Marshalla McLuhana. Tenże McLuhan, poza innymi dokonaniami, przewidział, że elektroniczne media, a zwłaszcza telewizja, stworzą tzw. globalną wioskę.

Przyznaję - nie bardzo wtedy chwytałam, o co chodzi. Telewizorów w mojej (zupełnie nieglobalnej) wiosce było wtedy nie więcej niż kilka, a telefonów - całe dwie sztuki: w dwóch oficjalnych placówkach. Nietrudno zgadnąć, że mieszkańcom służyły głównie do wezwania pogotowia ratunkowego w nagłych przypadkach. Co do mediów - i ja, i moi rówieśnicy wychowywaliśmy się głównie na „Płomyku” i „Świecie Młodych”. Jeeejku, jak radosny był dzień, kiedy listonosz wkraczał w szkolne mury i rozdawał zaprenumerowane gazety. Jednym z powodów owej radości był fakt zamieszczania w nich powieści w odcinkach. Nie ma co ukrywać: nieźle rozpalały one naszą wyobraźnię i kreowały zachowania.

Chłonęliśmy też radiowe słuchowiska, a w sobotni wieczór obowiązkowo zaglądaliśmy z rodzicami na Dobrą, by uczestniczyć w życiu państwa Matysiaków. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ci warszawiacy są przez moich współziomków zdecydowanie bardziej hołubieni niż wiejscy bohaterowie z Jezioran. Ale być może była w tym ukryta tęsknota za lepszym, miastowym życiem. Odbiorców mediów jednoczyły jeszcze „Zgaduj- zgadula” albo „Podwieczorek przy mikrofonie”, podczas którego hasło „Marszelówna do tablicy” wywoływało w nas bezdech. Głównie po to, żeby nie uronić z tego skeczu żadnego słowa.

W ramach uzupełnienia kolorytu epoki dodać należy, że do podstawowych środków wymiany informacji należał list. Długo na niego trzeba było czekać. Szybciej informował telegram. Ale ten kojarzył się głównie z najgorszą wiadomością. Był jednak i taki przysyłany np. z okazji imienin – wtedy listonosz machał nim już od samej stodoły i wołał: ozdobny, ozdobny.

Pojawienie się nieco większej liczby telewizorów we wsi i poprawiło, i popsuło ludzkie relacje. Poprawiło, bo wieś, można by rzec, podzieliła się na sektory, z których każdy regularnie nawiedzał najbliższego sobie (w sensie terytorialnym) właściciela telewizora i tam właśnie chodził oglądać filmy. Wspólne przeżywanie losów filmowych bohaterów stwarzało, oczywiście, pretekst do zacieśnienia relacji. Ale były i minusy wspólnego oglądania. No bo kto byłby w stanie przetrzymać codzienne – choćby i sąsiedzkie – wycieczki, burzące porządek życia i wkraczające w intymność domowników? I kto z dzisiejszej młodzieży jest w stanie uwierzyć, że można było do kogoś „chodzić na telewizję”? Kto – jeszcze zupełnie niedawno wierzył, że da się przez telefon zobaczyć swojego rozmówcę? I kto sobie wyobraża telewizor bez pilota?

W sposobach komunikacji możemy dziś przebierać – wybierać. Kinowe premiery są niemal jednocześnie na całym świecie. Podobne są programy i niezliczona ilość telewizyjnych kanałów. Cały świat ma tych samych serialowych znajomych, u których regularnie bywa i których losy podobnie przeżywa. Zdecydowanie rzadziej za to nawiedza sąsiadów.

Wygląda na to, że globalna wioska przeskoczyła chyba nawet wyobrażenia McLuhana. Kto zmierzy się z przewidywaniem, co dalej?

Anna Wolańska