Komentarze
Gniotąca lekkość pozoru

Gniotąca lekkość pozoru

Jak mówi polskie przysłowie, gdzie diabeł nie może, tam człowiek nadrobi. Ta prawda dotyczy wszystkiego, co związane jest z ludzką działalnością. I nie chodzi przy tym o jakieś szczególne znieprawienie ludzkiej istoty czy zaprzedanie swej duszy czartowi, ile raczej o to, że zwykła ludzka pospieszność i nierozważność ułatwiają działanie złego ducha.

Dlatego mistrzowie duchowi zazwyczaj prosili swoich uczniów o dokładne przemyślenie działania, aby jego poboczne skutki nie stały się przyczyną większego zła. Bo choć intencje mogą być dobre, to jednak wykonanie może zepsuć wszystko. Tej zasady w swoim działaniu w tej rzeczywistości winien także przestrzegać Kościół, by przypadkiem, kierując się nawet dobrymi pobudkami, nie wylewał dziecka z kąpielą. Niestety, mam wrażenie, że niektóre działania obecnego czasu wskazują na zapomnienie o tej prawdzie. A szczególnie zawirowania wokół kolejnej zmiany w zapisach przykazań kościelnych. Od razu jednak pragnę zastrzec, że nie idzie mi o pohukiwanie na zwierzchników kościelnych z powodu dokonanej zmiany, ile raczej o zwrócenie uwagi na jej wykonanie, które ma w sobie coś z finezji słonia w składzie porcelany.

Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać

Zanim jednak przejdę do moich uwag na temat finezji działania, koniecznym wydaje się zwrócenie uwagi na status przykazań kościelnych. Wielu nie odróżnia ich od przykazań Boskich, nadając im podobne znaczenie. Tymczasem przykazania kościelne nie mają wagi Dekalogu. Są one zobowiązaniami, jakie Kościół nakłada na swoje dzieci, uszczegóławiając w ten sposób normy wynikające z prawa Bożego zawartego w Dekalogu i Ewangelii. Owo uszczegółowienie związane jest z czasem, w którym wspólnota Kościoła żyje, i wyzwaniami, jakie ten czas stawia przed wyznawcami Chrystusa. Jednakże, i to trzeba z całą mocą podkreślić, przykazania te nie mają li tylko waloru rozporządzeń. Wynikają one z rozeznania w świetle wiary i prawdy Ewangelii, w którym to rozeznaniu Kościół zgodnie z zapewnieniem Zbawiciela nie może pobłądzić. Powołaniem bowiem Kościoła jest wskazywanie drogi i bycie drogą do zjednoczenia człowieka z Bogiem przez Jezusa Chrystusa. Gdyby więc na tej drodze Kościół się mylił, wówczas nie mógłby być skutecznym znakiem dla świata. Wydane przez niego przykazania wpisują się w tę misję. Można oczywiście dyskutować nad koniecznością takich czy innych zmian, ale nie można negować ani nadprzyrodzonego charakteru rozeznawania Kościoła, ani zobowiązującej mocy przykazań wynikających z tego rozeznania. Nie jest więc na miejscu wskazywanie na „zbłądzenie pasterzy” czy też doszukiwanie się ukrytych intencji, których celem miałoby być zniszczenie społeczności eklezjalnej. Gdzież więc tkwi problem? Otóż w uzasadnieniu przyjętego rozwiązania.

W gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Uzasadniając zmianę w czwartym przykazaniu kościelnym, które od tej pory zabrania udziału w zabawach tylko w czasie Wielkiego Postu, bp Marek Mendyk stwierdził, iż Episkopat kierował się faktem, że coraz więcej ludzi organizuje imprezy „huczne i taneczne” w piątki, więc z tego względu Kościół nie chce niepokoić ich sumień. Właśnie w tym momencie zapaliło się we mnie czerwone światełko. Czyż zmianę w sposobie bycia chrześcijanina w dzisiejszym świecie można uzasadniać istniejącymi zwyczajami? Przecież we wcześniejszych wiekach panowały inne zwyczaje, a jednak chrześcijaństwo im się przeciwstawiało, nie zwracając uwagi na ilość osób ulegających ówczesnym trendom. Nie czyniło tego tylko w poczuciu własnej moralnej wyższości nad pozostałą częścią ludzkości, lecz raczej w imię obrony prawdy, ukazanej w dziele Jezusa Chrystusa. Oznaczało to prymat prawdy nad praktyką życiową, a bardziej nad użytecznością. I nawet fakt odchodzenia ludzi od Kościoła nie stanowił uzasadnienia dla zmian rygorów moralnych. Choć trudna była mowa Kościoła, to jednak związana była z prawdą. Powołanie się więc przez dzisiejszego hierarchę na inne kryterium aniżeli prawdę nie jest najlepszą praktyką. Oczywiście, można mówić, że bp Mendyk przejęzyczył się, dokonał skrótu myślowego czy też w inny sposób tłumaczyć jego wypowiedź. Nie zmienia to faktu, że w świat poszła informacja, iż Kościół łagodzi swoje rygory pod wpływem zmian dokonujących się w społeczeństwie i dostosowuje się do doraźnych przekonań czy akceptowalnych społecznie działań. Jeśli nawet nie to było intencją dostojnika kościelnego, taki komunikat zaistniał w przestrzeni społecznej. A to jest już bardzo niebezpieczne.

…nim zrujnowany ogród zakwitnie na nowo…

Osobiście nie widzę potrzeby dostosowywania aż tak kościelnych przykazań. Przecież nawet w przypadku, gdy katolik musiał albo chciał wziąć udział w zabawie w dniu pokuty, jakim jest każdy piątek roku, to przecież mógł skorzystać z możliwości dyspensy, której udzielić mógł mu jego proboszcz. Powie ktoś, że było to dość czasochłonne i wymagało zachodu, a tak będzie po prostu łatwiej i bardziej gładko. Nie wydaje mi się to zbyt szczęśliwą argumentacją, ponieważ ułatwienia tylko partaczą ludzką wolę, aniżeli ją wzmacniają. Charakter wykuwa się nie poprzez spoczywanie na piernatach, ile raczej w walce z samym sobą. Ponadto ta argumentacja niesie w sobie niebezpieczeństwo dalszych zmian w zachowaniach ludzkich, które uzasadniane będą łatwością postępowania, nieskrępowanego żadnymi wymaganiami. I może zdarzyć się tak, iż obudzimy się w rzeczywistości, w której w imię użyteczności ludzie całkiem zanegują prawdę, a wydadzą się na pastwę doraźnych przyjemności. A to już byłaby katastrofa. Warto wspomnieć słowa bł. Jana Pawła II: „Wolności nie można tylko posiadać, nie można jej zużywać. Trzeba ją stale zdobywać i tworzyć przez prawdę”. Właśnie = przez prawdę!

Ks. Jacek Świątek