Góra Oliwna
Getsemani, Ogród Oliwny, miejsce Wniebowstąpienia – to zaledwie kilka z nich. Wzgórze dominuje nad doliną potoku Cedron przepływającego wzdłuż wschodnich murów miasta. To w tym miejscu, zwanym też doliną Jozafata, według proroka Joela ma się rozpocząć Sąd Ostateczny. Zachodnie zbocze Góry Oliwnej prawie w całości wypełniają cmentarze. Żydowski i chrześcijański. Żydzi chowani są na nim w postawie „na kucki”, by, gdy Bóg zasiądzie na tronie sędziego umieszczonym na wzgórzu świątynnym, móc szybciej powstać z grobu i, po przejściu papierowego mostu prowadzącego do miasta, dać się osądzić, a tym samym zająć lepsze miejsce w niebie. W tym czasie chrześcijanie, chowani tradycyjnie, będą musieli się wpierw podnieść z pozycji leżącej, potem wygrzebać, by na koniec stanąć w kolejce do przeprawy przez potok Cedron. Jeśli ją pokonają, będą skazani na „gorszy los w życiu wiecznym”.
Patrząc na zbocze Góry Oliwnej, słuchając opowieści przewodnika, a potem szukając odpowiednich odniesień w Starym Testamencie, nie rodzi się we mnie niechęć do naszych braci starszych w wierze. Stojąc na szczycie góry, gdzie Chrystus przygotowywał się do oddania swego życia również za każdego wcześniej i później tam pochowanego, widać jak na dłoni naszą ludzką pychę. Nawet w majestacie swej śmierci, a potem Bożego sądu, w trakcie którego każde dobro i zło uczynione najmniejszemu spośród nas bliźniemu nie umknie uwagi Sędziego, szukamy dróg na skróty. Próbujemy postawić się w lepszej, niż wynikałoby to z naszych czynów, sytuacji. Jeszcze zanim zostaniemy osądzeni, staramy się pozbyć konkurentów, na tle których moglibyśmy wypaść gorzej. Uważamy się za lepszych, bardziej godnych, mocniej wierzących. Życie traktujemy jak grę, w której koniecznie musimy wziąć udział i wygrać, według własnych reguł. Wskazując na swoje zwycięstwo, bez skrupułów skazujemy innych, słabszych, może uczciwszych, może bardziej sprawiedliwych, a może po prostu żyjących według prawa kochaj bliźniego swego, na porażkę. Tylko czy rzeczywiście jesteśmy aż tak władni, cwani, przebiegli, a nawet dość bezwzględni? Co tak naprawdę w obliczu nieuchronnej śmiertelności jesteśmy w stanie osiągnąć? Zatrzymać czas na mgnienie oka? Posiąść już, nawet jeśli nie władzę, to przynajmniej wiedzę nad tym, co wydarzy się jutro, za godzinę, za chwilę?
Spoglądając z różnych perspektyw na groby pokrywające zbocze Góry Oliwnej, jak i spacerując po alejkach naszych polskich cmentarzy, nie zajmują moich myśli czołówki gazet, na nic się zdaje polityczna propaganda namawiająca mnie do przyznania, czyja racja jest „bardziejsza”. Jakie znaczenie ma piękne opakowanie, skoro kryje wewnątrz siebie jedynie pustkę? Na nic są nawet groźby ludzi, których czasami doświadczam. Cóż one znaczą, skoro choćbym nie wiem, jak się zabezpieczył, co zdobył, jakie dobra zgromadził, jakie polisy wykupił, to nie mam żadnego wpływu na to, kiedy i gdzie przyjdzie mi zdać relację z życia.
Grzegorz Skwarek