
Gorliwy obrońca unii
Dokładnie 100 lat temu - 12 kwietnia 1925 r. - zmarł Maksym Kossyk, gorliwy obrońca unii. - Możemy uczyć się od niego pełnego zaufania Panu Bogu i wierności swoim postanowieniom - mówi proboszcz parafii św. Jana Jałmużnika, gwardian klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Orchówku o. Tomasz Mędrek.
Doczesne szczątki Maksyma spoczywają przy orchowskiej świątyni, zgodnie z jego życzeniem wyrażonym za życia: „Chciałem przy tym kościele być pochowany, temu kościołowi służyłem od małego dziecka, tu byłem wychowany przy księżach”.
W 2017 r. trumnę z ciałem unity przeniesiono do kościoła i złożono w sarkofagu. W tym roku jego postać i zasługi dla Kościoła zostaną przypomniane w związku z setną rocznicą odejścia do wieczności.
30 lat prześladowany przez Moskali
Urodził się w Orchówku 16 sierpnia 1848 r. w unickiej rodzinie Grzegorza i Eudoksji. Po kasacie unii w 1875 r. M. Kossyk nie przystąpił do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Uznano go za buntownika. Według świadectwa jego córki s. Józefy Kossyk, michalitki, spośród mieszkańców wioski Maksym jako jedyny nie przystał na prawosławie, chociaż w innych miejscowościach takich ludzi było wielu. Osobom tym, jak czytamy w jej relacji, „za lada co przypisywano winę i kazano od razu płacić 25 rubli lub zabierano im co z inwentarza żywego, albo ubranie wystawiano na licytację. Ludzie mówili zwykle, że lepiej zapłacić te 25 rubli, a woli sprzedać, gdyż za niego będzie więcej pieniędzy. Ludzie nie żałowali tego, co im zabierano, nie smucili się tym, bo ich zapalała miłość Boża w cierpieniu za wiarę świętą”.
Ojciec s. Józefy prześladowany był przez Moskali przez 30 lat za to, że „wstrzymuje lud od prawosławia”. Jak czytamy w spisanych przez nią wspomnieniach, polecał się Matce Bożej z Jasnej Góry. „Rokrocznie pielgrzymował do Częstochowy, nieraz pieszo. 60 mil drogi było od nas. Tam zaznajomił się z księżmi, którzy pokrzepiali go na duchu (…). Do naszego domu przyjeżdżali różni księża z Wilna i z Krakowa. Po nocach dzieci chrzcili, dawali śluby, chorych na śmierć zaopatrywali” – odnotowała.
Łaska będzie nagrodą
M. Kossyk wraz z towarzyszami walczył o powrót obrazu Matki Bożej Pocieszenia, który opuścił Orchówek po likwidacji parafii w 1867 r. Był uczestnikiem pielgrzymki unitów podlaskich do Rzymu w 1904 r. Wraz z braćmi w wierze przedstawił papieżowi prośbę o wstawiennictwo u cara Rosji za prześladowanymi. Pius X obiecał: „Wy jeszcze do domu nie zajedziecie, a tam wasza prośba już będzie u cara”.
Pielgrzymka spowodowała interwencję dyplomatyczną Watykanu w Petersburgu. W 1905 r. car Mikołaj II wydał tzw. ukaz tolerancyjny, który pozwalał unitom na przejście do obrządku rzymskokatolickiego. – Myślę, że nie tylko te okoliczności sprawiły, że ogłoszony został akt prawny dający swobodę wyznania, a dawni unici, ówcześni wyznawcy prawosławia, mogli przechodzić na wiarę katolicką. W tym, że przyszła wolność, przynajmniej religijna, był także palec Boży – mimo że urzędnicy carscy w dalszym ciągu uciskali tych biednych ludzi – mówi br. Władysław Horajski OFMCap. zajmujący się orchowskim archiwum parafialnym, inicjator prezentowanej w kryptach kościoła wystawy poświęconej M. Kossykowi i historii parafii w XIX i XX w.
Zakonnik odnalazł niedawno list bp. Henryka Przeździeckiego z 15 stycznia 1924 r. Biskup pisze bezpośrednio do Kossyka, informując o swojej wizycie u papieża i przekazaniu na ręce prześladowanego za wiarę portretu Piusa XI wraz z błogosławieństwem. „Łaska, udzielona przez Ojca świętego, niech dla ciebie będzie nagrodą, a dla innych zachętą, aby żyli według nauki Chrystusa Pana i pilnie strzegli Jego święte przykazania” – napisał biskup.
Walczył w dobrej sprawie
Obrońca Kościoła greckokatolickiego podjął również wysiłki, aby w Orchówku rozwijał się kult Chrystusa i Matki Bożej czczonej tam jako Matka Boża Pocieszenia. W 1918 r. świątynia została przywrócona Kościołowi katolickiemu, jednak powrotu obrazu Maryi Kossyk nie doczekał. Zmarł 12 kwietnia 1925 r., w Niedzielę Wielkanocną. Pogrzeb z udziałem m.in. dziekana – ks. kan. Konstantego Pabisiewicza i starosty Kazimierza Wielanowskiego odbył się 15 kwietnia.
Nad grobem Maksyma przemawiał pochodzący z Dołhobrodów rolnik, obrońca praw unitów, polityk narodowy i ludowy Józefat Błyskosz. Przypomniał ukaz cara Rosji Aleksandra II z 1874 r., na mocy którego podjęto na Podlasiu i Chełmszczyźnie walkę z unitami. „Oto śp. M. Kossyk, biorąc żywy udział w tej strasznej walce, pokrzepiając na duchu swych braci, zagrzewając do wytrwałości z podniesioną przyłbicą, jak rycerz, postępuje na czele i kroczy do wyzwolenia się spod moskiewskiej niewoli” – mówił J. Błyskosz. W mowie pogrzebowej przypomniał, że prawie każdy naczelnik powiatu starał się Maksyma przyciągnąć na swoją stronę, ofiarując pieniądze, a niektórzy straszyli wywiezieniem do tajg syberyjskich. „Jednakże śp. M. Kossyk był nieugięty i zawsze wiernie stał na posterunku swych przekonań. Na wszelkie wrogów prześladowania i obelgi z uśmiechem na ustach odpowiadał, iż czyny w dobrej sprawie zwyciężyć muszą. I oto nastąpiło zwycięstwo: nie tylko doczekał się tolerancji religijnej, ale doczekał się niepodległości Polski. Walczył i wywalczył zbawienie, bo oto ten kościół, w którym wychowywał się z lat dziecinnych, a który był przez moskali przerobiony na cerkiew prawosławną i w czasie wojny wszechświatowej całkowicie zniszczony, przez starania śp. M. Kossyka jest odrestaurowany dla długoletniej pamięci po zmarłym” – przemawiał senator II Rzeczpospolitej.
Pamięć pozostała
O samym miejscu pochówku M. Kossyka pisała prasa lokalna, wskazując już w 1926 r. na opuszczony grób. W tygodniku „Ziemia Włodawska” czytamy o mogile: „Naga jak inne, nawet bez napisu, nie zwraca na siebie niczyjej uwagi (…). Rodzina Kossyków biedna, nie jest w stanie przyozdobić mogiły, a społeczeństwo włodawskie zapomniało o niej”. W nr. 8 „Ziemi Włodawskiej” z 1927 r. ponownie znajdujemy informację o zaniedbanym miejscu. „Jak od pierwszych dni pogrzebu, tak i po dzień dzisiejszy nie zwraca na siebie niczyjej uwagi (…). Dotychczas nikt nie zatroszczył się choćby o najskromniejsze przyozdobienie mogiły i nikt na nią nie złożył grosza ofiary?”.
Sprawa ufundowania nagrobka z czasem zaczęła nabierać realnych kształtów, ruszyła zbiórka środków na ten cel. – Doczesne szczątki Maksyma okrążyły nasz kościół, tzn. zmieniały miejsce swojego spoczynku. Znane są przynajmniej dwie takie lokalizacje. W lipcu 2017 r. zostały one uroczyście przeniesione do świątyni i złożone w sarkofagu – mówi br. Władysław.
Stałość w zaufaniu
Po Kossyku pozostało kilka pamiątek, m.in. modlitewnik „Służba Boża” z 1898 r. oraz podarunki, które otrzymał od papieża: gwóźdź – znak cierpienia oraz dzwonek wzywający do trwania w wierze. Przechowywane są one przez potomków unity. Imię M. Kossyka nosi skwer naprzeciwko kościoła. Pielęgnowana jest pamięć o tym gorliwym obrońcy wiary swoich przodków. Wciąż pozostaje on przykładem dla wiernych. – Kiedy carscy wysłannicy nachodzili jego dom, dokonując rewizji, Maksym zachowywał spokój ducha, a jego uśmiech wprost paraliżował tych ludzi, dlatego uniknął represji – twierdzi br. W. Horajski. Zakonnik dodaje, że w postawie Kossyka ujmuje go osobiście nie tylko łagodność usposobienia, ale i głębokie życie modlitewne.
Posługujący od kilku miesięcy w tutejszej parafii o. T. Mędrek przyznaje, że postawę unity możemy naśladować również dzisiaj. – 100-lecie śmierci jest dobrą okazją, aby przypomnieć, co zrobił dla parafii, miejscowości, Kościoła i regionu. Od M. Kossyka możemy nauczyć się pełnego zaufania Panu Bogu i wierności postanowieniom. On ufał, że będzie mógł w wolności wyznawać swoją wiarę, że do Orchówka powróci parafia. Współcześnie przemawia do nas jego stałość w tym zaufaniu – mimo prześladowań – zaznacza proboszcz parafii św. Jana Jałmużnika. Zasługi M. Kossyka zostaną przypomniane podczas Mszy św. sprawowanej w sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia 13 kwietnia, o 9.00.
Joanna Szubstarska