Komentarze
Góry lodowe

Góry lodowe

Przed nami sezon pierwszokomunijny. Zabielą się kościoły i ulice. Po raz kolejny katecheci i księża będą prosić o to, by zadbać o głębię przeżycia tych dni, pomóc dzieciom spotkać Chrystusa. Ruszą reklamy pierwszokomunijnych souvenirów, chrzestni (z nerwową ciekawością) dyskretnie dokonają rekonesansu, co w tym roku jest na prezentowym topie. Sacrum zderzy się z profanum. Ot, polska rzeczywistość…

Ideałem, rzecz jasna, jest sytuacja, gdy uroczystość Pierwszej Komunii św. staje się okazją do przeżycia swoistych rekolekcji eucharystycznych przez całą rodzinę – pogłębienia wiary w realną obecność Jezusa w sakramencie ołtarza, doświadczenia mocy sakramentu pokuty, sentymentalnego (ale nie tylko) powrotu do przeszłości, gdzie wszystko wydawało się mniej skomplikowane. Zatęsknienia do czasu, kiedy Pan Bóg był absolutnie pierwszy. A przede wszystkim: rozbicia grubej skamieliny rutyny i przyzwyczajenia, które przez lata zabrały radość z przeżywania bliskości Boga – bywa też, iż zatrzymały duchowy rozwój na etapie dziesięcioletniego dziecka. To jest problem.

Swego czasu dużo pisało się na temat słów papieża Franciszka, iż „konfesjonał nie może być salą tortur”. Pełna zgoda. Fakt: spowiedź nigdy nie będzie niczym przyjemnym, tak jak zawsze nieprzyjemne będą zastrzyki, łykanie pigułek i gorzkich lekarstw, różnej maści zabiegi, które mają za zadanie ratować zdrowie czy życie. Tu nie ma żartów. Nie może być też mowy o rutynie, powierzchowności, zdawkowości – wiadomo: zła diagnoza, niepełne rozpoznanie to finalnie duże ryzyko błędu w określeniu stanu czy zaawansowania choroby. Do gabinetu lekarskiego i konfesjonału nie chodzi się na radosne pogaduszki. Trzeba się obnażyć, przyznać do defektu, słabości, pokonać wstyd, zdjąć maskę pewności siebie. Powierzyć własny los innej osobie (w drugim przypadku pisanej przez duże „O”). Nie jest to prosta sprawa.

Przy okazji świąt na jednym z chrześcijańskich portali ukazał się katalog nowych grzechów. Chodzi o to, że koniec minionego wieku i początek XXI stulecia przyniosły szereg wyzwań, pokus, które nie były zauważane w sfatygowanych modlitewnikach, z których my – dorośli – korzystamy. Raczej nie znajdziemy tam pytań o internetowy hejt, mobbing, oglądanie filmów pornograficznych, stosunek do aborcji i in vitro, akty homoseksualne, produkcję niezdrowej żywności czy nieprzestrzeganie okresów karencji przy stosowaniu oprysków w ogrodzie i sadzie. Układający rachunki sumienia przed 40-50 laty zapewne nie wiedzieli, jak zgubne dla ducha może być uczestnictwo w „wyścigu szczurów”, jak powszechne – zaśmiecanie środowiska naturalnego, praktyki neopogańskie, w tym okultyzm, sięganie po astrologię i wróżby (szacuje się, że rynek ezoteryczny w Polsce to już kwota rzędu 2 mld zł rocznie!), przekręty finansowe, subiektywizm w odbiorze norm moralnych, agresja na drogach. Jak toksyczne może być zaangażowanie polityczne, powszechna – zdrada, zgubne pomieszanie pojęć (dobre – przyjemne, miłość – pożądliwość), jak potężna – ignorancja, prymat materii nad duchem… To tylko przykłady. Wierzchołek góry lodowej!

Rzecz w tym, że robiąc rachunek sumienia, bardzo rzadko stawiamy sobie pytania o powyższe kwestie, zatrzymując się na banale, nie zauważając w sobie egoizmu, nie dostrzegając ran zadawanych innym ludziom, niszczenia świata, rozkładu rodziny. „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” – mówił Jezus (Mt 18,3). Często zdanie to jest przywoływane jako swoisty punkt odniesienia drogi ucznia. Słusznie. Duchowe dziecięctwo nie może być jednak utożsamiane z infantylnością. Raczej z wrażliwością, zdolnością do empatii, nieumiejętnością zaprzeczania prawdzie, naturalnym szukaniem tego, co dobre. Spróbujmy je w sobie odkryć. Komunijny „sezon” to także wyzwanie dla dorosłych.

Ks. Paweł Siedlanowski