Komentarze
Gościnność z zasadami

Gościnność z zasadami

W 455 r. Wandalowie, którzy wcześniej zawędrowali z Europy Środkowej do północnej Afryki, wkroczyli do miasta Rzym.

Nikt im w tym specjalnie nie przeszkadzał, bo po dawnej potędze cesarstwa pozostały już wtedy tylko raczej mgliste wspomnienia, a rzymski lud miał swoich władców dosyć do tego stopnia, że panującego Petroniusza zlinczował. Wandalowie zabawili w Rzymie około dwóch tygodni i chociaż - jak na ówczesne standardy - wcale nie byli największymi wandalami, miasto splądrowali i ograbili, wzięli licznych jeńców, których wraz z łupami zapakowali na okręty i powrócili do swojej stolicy - Kartaginy. Rzym od tej pory podupadał wciąż bardziej i bardziej, a 21 lat później cesarstwo zachodniorzymskie przestało istnieć. Takie krótkie, historyczne wspomnienie, a teraz nasza europejska współczesność.

W ubiegłym tygodniu we Francji 17-letni Nahel został zastrzelony podczas policyjnej kontroli, a właściwie podczas próby jej uniknięcia. Normalną procedurą w takiej sytuacji jest zapewne ustalenie okoliczności całego zdarzenia, wszystkich faktów i znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy skala policyjnej interwencji była uzasadniona, bo życie zawsze i niewątpliwie ma wartość nadrzędną. Kolejne jednak już takie zdarzenie pociąga za sobą skutki równie dramatyczne i trudne do jakiegokolwiek uzasadnienia, a ulice francuskich miast zamieniają się, nie tylko wieczorami, w pola prawdziwych bitew. Po jednej stronie barykad zorganizowane grupy młodych, zamaskowanych ludzi, często nastolatków, przeważnie urodzonych we Francji, a naprzeciwko nich tysiące policjantów. Obok i pomiędzy zwykli ludzie, którzy wracają z pracy, mieszkają w okolicy, prowadzą sklepy, restauracje, przypadkowo przejeżdżają. Mijają kolejne dni, a na ulicach płoną kolejne setki samochodów. Mijają kolejne noce, splądrowane i okradzione zostają kolejne sklepy, zniszczone szkoły i żłobki. To wszystko na znak bólu, oburzenia i protestu. Wiadomo przecież, że ból i smutek po niepotrzebnej śmierci maleje z każdym spalonym samochodem i okradzionym sklepem.

Prezydent Macron, być może podczas koncertu Eltona Johna, odkrył powody i przyczyny gwałtownych zamieszek. Po pierwsze winny jest policjant, chociaż winę lub jej brak stwierdzają raczej sądy po uprzednim śledztwie w sprawie. Po drugie młodzi ludzie zbyt wiele czasu spędzają w wirtualnym świecie gier. No i po trzecie social media, bo za dużo w nich anonimowości i przemocy. Ani słowa o problemach z adaptacją środowisk imigranckich, dzielnicach strachu i bezradności państwa. A przecież niepierwszy raz dochodzi do takich dantejskich scen i w 2005 r. TikToka jeszcze nie było.

Wandalowie zniszczyli „nie swoje” i okradli obcych. We Francji jest chyba trochę inaczej, bo większość małoletnich uczestników tych zajść, nawet jeżeli wywodzi się ze środowisk imigranckich, jest zapewne obywatelami tego kraju. Obywatelami, którzy po prostu zbyt wiele czasu spędzają przy grach komputerowych. A może po prostu ktoś kiedyś zapomniał im wspomnieć o podstawowej zasadzie gościnności: czujcie się jak u mnie w domu i pamiętajcie, że drzwi są otwarte  i… zawsze można wyjść.

Janusz Eleryk