Grób, który mówi
W obronie pratulińskiej cerkwi zginęło dziewięciu mężczyzn. Kolejnych czterech zmarło w wyniku odniesionych ran. - Oprawcy nie oddali ich ciał krewnym. Początkowo leżały one przy świątyni. Potem, pod osłoną nocy, w tajemnicy zostały wywiezione na skraj lasu zwanego Wierzbinką. Zakopano je w dole głębokim na 1,5 metra. W „pochówku” nie uczestniczył nikt z miejscowych, ale w jakiś sposób zapamiętano to miejsce - opowiada ks. kan. Jacek Guz, kustosz pratulińskiego sanktuarium. - Dół miał wymiary 13x3,5 m. Był zrównany z ziemią. Mimo to stał się miejscem modlitwy. Po odzyskaniu niepodległości postawiono tam pomnik, na którym wyryto napis: „Tu spoczywają ciała męczenników, którzy dnia 24 stycznia 1874 roku w Pratulinie oddali życie w obronie wiary, Kościoła i polskości. Módlmy się o wyniesienie ich na ołtarze”. Do 1990 r. grób pozostał nienaruszony. Nikt go nie otwierał. Ekshumacja odbyła się 18 maja. Szczątki przeniesiono do kościoła.
W 2014 r. relikwie złożono w nowym sarkofagu, który umieszczono pod ołtarzem. Pierwszy sarkofag jest dziś pusty. Stoi w kościółku – martyrium na pozostałościach fundamentów cerkwi, której bronili męczennicy – dodaje.
Godnie i ze czcią
Od ekshumacji minie w tym roku 31 lat. – Była ona jednym z etapów procesu beatyfikacyjnego. Stronę kościelną reprezentowali wtedy m.in. bp Wacław Skomorucha, o. Gabriel Bartoszewski i ks. Zdzisław Młynarski. Mnie przypadła rola notariusza – wspomina ks. prałat Mieczysław Głowacki.
– Obok kapłanów była również grupa lekarzy różnej specjalności oraz pratulińscy parafianie. Na miejscu stawiliśmy się rano. Było nam znane. Od lat mówiło się, że to właśnie tam, przy lesie, w pobliżu dawnego cmentarza unickiego spoczywają nasi męczennicy. ...
Agnieszka Wawryniuk