Komentarze
Źródło: Dreamstime
Źródło: Dreamstime

Gry językowe

Pobieżnie tylko obserwując naszą scenę polityczną nietrudno zauważyć, że z pozycji debaty o dobru wspólnym i problemach najważniejszych dla egzystencji naszego kraju stacza się na poziom jarmarcznych dywagacji i maglowych pyskówek.

Gdyby nawet przyjąć śmiałą tezę, że jest to symptom pewnej przejściowej fazy w politycznych wojnach, to sam fakt, że trwa ona już kilka ładnych lat sprawia, iż teza ta jest co najmniej wątpliwa. Podbudowa emocjonalna wypowiedzi polityków oraz bazowanie na felietonistycznych puentach wskazuje, że nie racjonalna debata jest celem naszych luminarzy, lecz wywołanie w społeczeństwie stanu permanentnej rewolucji i walki ideologicznej, przy czym słowo ideologia w tym momencie nie oznacza jakichś wzniosłych przesłanek i idei ulepszenia społeczeństwa (z czym można jeszcze dyskutować), ile raczej spazmatyczne kurczowe trzymanie się stołka władzy i kurczowe zaciskanie łapek na sterach naszego kraju. Innymi słowy: przy braku możliwości i talentów rozbuchane emocje mają być sposobem na przetrwanie, a słownictwo z internetowych forów ma zastąpić logiczną dyskusję.

Exempla trahunt

Nietrudno zauważyć, że palma pierwszeństwa w tej „satyrycznej grze językowej” należy do posła Stefana Niesiołowskiego. Chociaż kabaretowe występy Janusza Palikota są bardziej medialne, to jednak ekwilibrystyka słowna czołowego przedstawiciela PO bije na głowę dokonania posła z ziemi lubelskiej. Można oczywiście zastanawiać się nad doborem słów i wyrażeń, bon motów i epitetów, jakimi darzy opinię publiczną w naszej ojczyźnie poseł Niesiołowski. W czasie debaty sejmowej jeden z polityków partii opozycyjnej dokonał kodyfikacji tego katalogu, zwracając uwagę na słowa typu: szaleńcy, paranoicy, kanalie, dureń, pornogrubasy, hołota, szkodnicy, karły moralne, ćwok i prostak, którymi wspomniany polityk PO określa swoich adwersarzy politycznych. Emocjonalny wydźwięk wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego jest aż nadto widoczny. Używając bowiem takich wyrażeń nie odwołuje się on do racjonalnego dyskursu, ale wchodzi na cienki lód emocjonalnych nastawień i odniesień, bardziej dążąc do wywołania w odbiorcach sentymentalnego nastawienia, niż jasnego określenia siebie w kategoriach politycznych identyfikacji. Dokonując bowiem pewnego zabiegu językowego można tezę Niesiołowskiego: „Jest to po prostu nikczemny dureń i ten nikczemny dureń nie może być ministrem polskiego rządu.” (wbrew pozorom nie jest to wypowiedź o jakimś polityku opozycyjnym) przedstawić za pomocą innej formuły, np. „Jest to osoba niewłaściwa na to stanowisko i nie powinna być brana pod uwagę jako kandydat na ministerialne stanowisko”. Treść jest ta sama, ale otoczka emocjonalna jakże inna. Celem więc tych wypowiedzi nie jest dyskurs, ale raczej odwołanie się do emocjonalnych podtekstów w społeczeństwie. Jest to o tyle wygodniejsze dla polityka PO, gdyż do natury emocji nie należy ich tłumaczenie. Dyskutować można nie o uczuciach, ale o racjach rozumowych. A to pozwala skutecznie zakryć rzeczywiste intencje osoby wygłaszającej daną tezę. Emocjonalne wypowiedzi nie nastręczają również trudu w wyjaśnianiu własnego stanowiska. Jedyną dopuszczalną w nich argumentacją jest stwierdzenie: „A mnie się i tak nie podoba!”, na które nie istnieje na razie skuteczna i racjonalna odpowiedź. Dlatego łatwizną jest kogoś obrzucić inwektywami, niż podjąć z nim racjonalny dyskurs.

Kalkowanie wypowiedzi

Jest jeszcze inna płaszczyzna, w której owa sentymentalna gra słowna znajduje zastosowanie. Inwektywy można bowiem powielać, stosując te same wyrażenia wobec coraz to innych przeciwników politycznych. W sztambuchu politycznych bon motów Stefana Niesiołowskiego znajdują się i takie wypowiedzi: „Ugrupowanie programowo nieokreślone, (…) dające popisy hipokryzji i cynizmu, dość skutecznie żerujące na znanych fobiach, ignorancji i naiwnej wierze ludzi zniechęconych do polityki”, czy „udowodnili, że nie mają żadnych, najmniejszych kwalifikacji ekonomicznych i nigdy w żadnej koalicji – gdyby do takiej kiedykolwiek doszło – nie mogą obejmować resortów ekonomicznych, bo zrujnują kraj”. Wbrew pozorom nie są to wypowiedzi o partii Jarosława Kaczyńskiego czy innej opozycyjnej, ale odnoszą się do Kongresu Liberalno–Demokratycznego i świeżo powstającej Platformy Obywatelskiej. Dzisiejszy obserwator polskiej sceny politycznej, niemający ich w pamięci, może być tą konstatacją lekko zadziwiony. Bo język ten sam, tylko przeciwnik całkowicie inny. Można też sięgnąć po inne cytaty: „Dla mnie typowym fanatykiem nienawiści i agresji jest (…), aczkolwiek niewątpliwie inteligentny. Reprezentuje rodzaj fanatyzmu, którym się najbardziej brzydzę, ponieważ pod pozorami troski o człowieka, o wolność, o demokrację, lansuje twardą antypolską opcję polityczną.” I znowu wbrew pozorom nie chodzi o Jarosława czy Lecha Kaczyńskich, lecz o Adama Michnika. Skład tych wypowiedzi wskazuje jednoznacznie, że stosowana przez polityków gra emocjonalnymi wyrażeniami nie jest wyrazem ich troski o dobro wspólne, ile raczej sposobem na przetrwanie w politycznej rzeczywistości. Epitety mają to do siebie, że nie noszą legitymacji partyjnej i mogą być użyte przeciwko każdemu i o każdej porze. Tym samym słowem można dzisiaj obrzucać przyszłych sojuszników i określać nimi niegdysiejszych przyjaciół. I co najważniejsze – nie trzeba się z nich tłumaczyć. Społeczeństwo kupuje je na równi z walkami gladiatorów na arenach cyrkowych starożytnego Rzymu. Wówczas też nie było jasne, dlaczego klaszczemy zwycięzcom, a gwiżdżemy na przegranych. Najważniejsze, żeby krew się lała strumieniami. A sprawny gracz politycznych, wówczas jak i teraz, musi tylko znaleźć się po właściwej stronie politycznego koryta, nie zmieniając przy tym swojego języka.

Ciemność widzę, ciemność…

Największym problemem jednak jest fakt erozji mentalnej społeczeństwa. Medialna papka serwowana w telewizyjnych programach, wyrażająca się w porażająco trudnych pytaniach audiotele: Czy stolicą Polski jest: a) Warszawa, b) Pcim Dolny, c) Hanoi?, połączona z emocjonalnymi wypowiedziami polityków sprawia, że społeczeństwo nie myśli racjonalnie, a za najważniejszą cechę polityka uważa kolor krawata. Ale to już jest równia pochyła.

Ks. Jacek Świątek