Opinie
ARCHIWUM PRYWATNE
ARCHIWUM PRYWATNE

Halo, sąsiady! Można?

Na misje wyjeżdżają nie tylko kapłani, konsekrowani czy świeccy, ale także całe rodziny. Na taki krok zdecydowali się Ania i Dawid Szarwarkowie. Do Boliwii pojechali ze swoimi czterema synami. Marzyli o tym od kilkunastu lat.

Pochodzą z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. W ramach misji wspierają działalność pochodzącego z Białej Podlaskiej ks. Jarosława Dziedzica. To on zainspirował „Echo” do przygotowania tego artykułu. - Napiszcie coś o Ani i Dawidzie, bo mało jest takich ludzi jak oni. Temat misyjnych rodzin nie jest znany - zachęcał. Pragnienie wyjazdu na misje kiełkowało zarówno w sercu Ani, jak i Dawida. Niestety okoliczności życiowe nie sprzyjały, aby je natychmiast spełnić.

– Podczas oświadczyn obiecałem Ani, że kiedyś zabiorę ją na misję, no i… spełniło się kilka dni przed naszą 15 rocznicą ślubu – śmieje się D. Szarwark. Marzenie zaczęło nabierać realnych kształtów po spotkaniu z ks. Jackiem Dziadoszem, który kilka lat spędził na boliwijskim Altiplano. To on zadzwonił do ks. J. Dziedzica i zapytał, czy przyjmie do siebie tę parę. Nasz misjonarz bez wahania powiedział: „tak”.

 

Wielkie koszty

Przygotowania do wyjazdu trwały rok. – Nasi chłopcy są na edukacji domowej, przez jej trudy prowadzi ich Ania. Ja jestem nauczycielem i na co dzień pracuję w jednym z koszalińskich liceów. Postanowiłem, że udam się na roczny urlop dla poratowania zdrowia, a resztę zorganizował Pan Bóg. W realia misyjne i podstawy języka hiszpańskiego wprowadzał nas ks. Jacek. Były też przygotowania misyjne z ramienia Ruchu Światło-Życie, no i oczywiście mnóstwo spraw organizacyjnych dotyczących naszej codzienności – wyjaśnia Dawid. Nie ukrywa, że taka wyprawa dla sześcioosobowej rodziny wiąże się z potężnymi kosztami. ...

Agnieszka Wawryniuk

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł