Komentarze
Halo, tu jestem!

Halo, tu jestem!

Ewidentnie robię coś źle. Zdawałoby się przecież, że jestem wymarzonym celem: samotna kobieta w średnim wieku.

Ale ani amerykański żołnierz, który właśnie kończy służbę w wojsku i chciałby spędzić resztę życia w mieście nad Wisłą, ani lekarz pełniący misję w Afganistanie z ramienia Czerwonego Krzyża czy choćby inżynier z Kanady pracujący na platformie wiertniczej, który właśnie odkrył swoje polskie korzenie, nie wspominając już o amerykańskim aktorze borykającym się z chwilowymi problemami finansowymi - żaden z nich nigdy nie próbował mnie w sobie rozkochać za pomocą internetu.

I nie chodzi wcale o to, bym mogła ekscytować się pisanymi pod moim adresem tekstami będącymi tytułami muzycznych przebojów w rodzaju „You are so beautiful” (oraz innych tego typu stwierdzeń podkreślających moją wyjątkowość). Tylko o satysfakcję w momencie, kiedy odmówiłabym spędzenia reszty życia u boku bogatego celebryty czy emerytowanego generała.

Może jestem za mało wrażliwa… Taka choćby mieszkanka Piaseczna przez niemal rok przelewała pieniądze na leczenie… Clinta Eastwooda. Uwierzyła, że odezwał się do niej syn aktora. Wytłumaczył kobiecie, że ojciec z powodu zerwania kontraktu reklamowego znalazł się w trudnej sytuacji finansowej. W sumie można uwierzyć, że gwiazdora trapią jakieś dolegliwości, bo w tym wieku to naturalne, a leczenie mogło kosztować pół miliona złotych. W moim przypadku zwyciężyłoby jednak przekonanie, że rodzina Eastwoodów mimo wszystko jest w lepszej kondycji finansowej ode mnie.

Ale gdyby podrywał mnie filmowy Bond, czyli Daniel Craig…, a nie taki Will Smith, który dla jednej z Polek miał wziąć rozwód z żoną i z USA przeprowadzić się do naszego kraju. Aby umożliwić wspólną przyszłość, fanka gwiazdora zapłaciła niemałe cło za diamenty. Nie zobaczyła ani gwiazdora, ani diamentów, ani już nigdy więcej swoich pieniędzy.

Kolejny błąd – na swoim profilu nie zamieszczam zdjęć czy informacji o statusie majątkowym, a internetowa miłość sporo kosztuje. Podrywający mężczyźni zawsze są w finansowych tarapatach. Zaraz po wyznaniu miłości proszą o pomoc. Uciekają przed złymi ludźmi i potrzebują pieniędzy na podróż. Albo brat trafił do więzienia, a oni nie mają kwoty wymaganej do wypuszczenia za kaucją. Ostatecznie potrzebują kilku tysięcy dolarów na transport powrotny do kraju z misji w Iranie.

Zdrobnienia, czułe słówka, wyznania po krótkiej znajomości… To też na mnie nie robi wrażenia. Ale zrobiły na pewnej mieszkance powiatu radzyńskiego, która czeka na Diego Ricardo. Wojskowy chirurg przebywający na misji w Syrii rozkochał ją w sobie na tyle, że postanowiła za wszelką cenę sprowadzić go do Polski. A konkretnie za 32 tys. zł. Ale Diego ciągle nie ma…

I ja wciąż nie mam okazji spełnić obywatelskiego obowiązku i powiadomić odpowiednie służby, żeby zajęły się jakimś romantykiem zza Oceanu.

Kinga Ochnio