Komentarze
Harlekin

Harlekin

Czyli takie tam wakacyjne gadanie o niczym. Znaczy o bliźnich. Niekoniecznie znajomych z podwórka, klatki schodowej czy ulicy. Także o tych z tzw. pierwszych stron gazet. Np. o Dominique Strauss-Kahnie.

 
Prawdę mówiąc, nie jestem przekonana co do tego, że jego nazwisko było w Polsce powszechnie znane. To dopiero afera seksualna uczyniła go rozpoznawalnym. Ale wróćmy do źródła. Dominique Strauss-Kahn to polityk francuskiej Partii Socjalistycznej i do niedawna szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Był też kandydatem na prezydenta Francji w przyszłorocznych wyborach. Z szefowania MFW zrezygnował po tym, jak nowojorska pokojówka oskarżyła go o gwałt. W końcu okazało się, że pokojówka jest mało wiarygodna, a do kontaktu seksualnego najprawdopodobniej doszło za obopólną zgodą obojga wspomnianych. Ale wysokie stanowisko przepadło, a i notowania Strauss-Kohna w wyścigu do prezydenckiego fotela spadły na łeb, na szyję.

– Głupie babsko zniszczyło mu życie – usłyszałam litościwy głos w obronie byłego szefa MFW. Zakipiało we mnie szczere oburzenie. I wcale nie w ramach babskiej solidarności. Ani jakichś wygórowanych standardów moralnych. Zwyczajnie – z powodu, który nazwałabym zwykłą ludzką przyzwoitością. Bo dlaczego to niby obarczać odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację wyłącznie wspomnianą pokojówkę – choćby udowodniono jej kłamstwa i kontakty ze światem przestępczym? Polityk, człowiek na stanowisku i kandydat na prezydenta liczącego się kraju, który w taki sposób umila sobie życie podczas służbowego wyjazdu, nie zasługuje ani na litość, ani na poważne traktowanie. To jego wybór, z kim się zadaje i co robi. Jeśli ma odrobinę rozumu, weźmie pod uwagę ewentualne tego konsekwencje. Jeśli nie ma – to też jego problem. Póki co francuski polityk został zwolniony z domowego aresztu w Nowym Jorku i „po zakończeniu rozprawy uśmiechnięty […] wraz z żoną opuścił budynek sądu na Manhattanie”. Ot, żizń. Uśmiechnięty. Z żoną. Może też uśmiechniętą. Dokładnie nie wiadomo. Ale z całą pewnością można stwierdzić, że dzieją się na świecie rzeczy, o których ani się śniło nie tylko waszym filozofom.

Jaka miłosierna musi być ta żona. Kochająca mimo, naprzeciw i wbrew. Inaczej tego nie da się wytłumaczyć. W ogóle żony okazują się w takich sytuacjach miłosierne jakieś. Wybaczają. Prezydentowa Clintonowa na przykład też wybaczyła Billowi. Zrozumiała. Empatią się wykazała. W buty prezydenta-małżonka weszła w i zrozumiała jego sytuację. Nie to co Schwarzeneggerowa, która jak tylko się dowiedziała o nieślubnym dziecku ślubnego, to od razu się obraża, pozwem rozwodowym straszy. Nietolerancyjna kobieta. Jakaś taka niedzisiejsza wcale. Pewnie nie wie, prostaczka, że mężczyzna musi sobie pewne rzeczy co jakiś czas udowadniać. Atrakcyjność swoją sprawdzać. Wartość swoją podnosić.

Żeby nie przekłamać rzeczywistości, należy dodać, iż bohater przywołanej tu seksafery publicznie zadeklarował, że swoją żonę „kocha bardziej niż kogokolwiek”.

Wzruszająca historia, prawda?

Anna Wolańska