Komentarze
Hejże ino, hej!

Hejże ino, hej!

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze na świecie nie było internetu, moja XIX-wieczna babcia Franciszka każdej Wigilii śpiewała swoją dyżurną pastorałkę.

Jak już z kolędowego repertuaru wyczerpaliśmy wszystko, co i w głowach, i w książeczkach do nabożeństwa zapisane stało, babcia dla kurażu chłypała parę łyków jabłkowo-gruszkowo-śliwkowego kompotu i dokładnieńko wycierając usta ukrochmaloną na sztywno chusteczką, zaczynała: „Tusząc pasterze, że dzień blisko, wygnali owce na pastwisko, z obory, z obory, zapędzili pod bory. Natrafili dobrą trawę, pokładli się na murawę, posnęli, posnęli. A bydło jadło, jadło, jadło, a bydło jadło, jadło, jadło, aż im się pokładło”.

Pokładaliśmy się zawsze i my, dzieciarnia, ze śmiechu na takie dziwaczne śpiewanie. Mniej więcej w okolicach wieku balzakowskiego w siedleckiej Księgarni Diecezjalnej znalazłam (o, przypadku!) i kupiłam (o, radości!) kantyczkę z tekstami i nutami babcinej – wcale już wtedy nie dziwacznej, za to mocno sentymentalnej – śpiewanki.

Mniej, ale też dawno temu, kiedy internet i w naszej ojczyźnie już był, ale niekoniecznie ogólnodostępny, brat mój rodzony na każde bożonarodzeniowe spotkanie przywoził torbę kaset z nagranymi kolędami. Zanim jeszcze sami uruchomiliśmy własne kolędowanie, za tło naszych rozmów robiły śpiewy z tych kaset. Któregoś roku wziął się gościu i na zabój uparł na jeden z nich. Już od proga, zanim jeszcze się uczciwie przywitał, intonował: „Hejże ino, dyna-dyna, narodził się Bóg-Dziecina w Betlejem, w Betlejem”. A potem z zapałem do wspólnego śpiewania – przynajmniej „dyna-dyna” – zupełnie nieznanej nam śpiewki przekonywał.

Zupełnie niedawno, czyli w czasach, w których trudno wyobrazić sobie życie bez internetu, „Hejże ino…” z przynależną dzieciom radością wyśpiewała Arka Noego. I zrodził się hit! A najbardziej niedawno, bo podczas Pasterki 2024, w kościele św. Marii Magdaleny w Rabce-Zdroju, (nie tylko) tę pastorałkę/kolędę wypuściła w świat Mała Armia Janosika – osadzona na chrześcijańskich wartościach blisko 200-osobowa grupa rozśpiewanych i muzykujących na przeróżnych instrumentach dzieciaków. Nagranie z Pasterki stało się (pozostańmy w internetowej konwencji) viralem, czyli zdobyło niezwykłą popularność w sieci, a Janosikowa gromadka okrzyknięta została ambasadorem polskiej kultury.

Jakiś wniosek? A chociażby taki, że na pohybel pedagogice wstydu! Że jak się zaprzemy, to opiłowywanie katolików niekoniecznie musi się udać. Że jesteśmy siłą. Że – co wybrzmiało też w pasterkowej homilii – jako wspólnota możemy być gwarancją miłości, nadziei i pokoju. Wspomniana na początku tekstu babcia przestrzegała przed hołdowaniem idei: „Stare w piec, nowe oblec”. Bo stare nie równa się złe. Napisana w XVIII w. „Gore gwiazda” jest tego najlepszym przykładem. „Tusząc pasterze…” z początku XIX w. – jeszcze (na razie) nie. Ale jak się za nie Mała Armia zabierze…

Anna Wolańska