Historia
Heroizm i tragedia Hruda. Akcje wyborcze

Heroizm i tragedia Hruda. Akcje wyborcze

W kwietniu i maju 1876 r. arcybiskup prawosławny Leontij objeżdżał nowe parafie prawosławne [w istocie siłą zabrane unickie - J.G.] w guberni siedleckiej.

O ucisku zgotowanym mieszkankom Hruda przez wojsko rosyjskie wolał nie słyszeć. Tymczasem biedne kobiety schroniły się ze swoimi potajemnie ochrzczonymi dziećmi do lasu i koczowały w lodowatej aurze przez szereg tygodni, a straż rosyjska nikogo do nich nie dopuszczała. Trwały więc niczym w oblężonej twierdzy.

Tak o ich bohaterstwie pisał ks. Józef Pruszkowski w „Martyrologium”: „Kto pamięta ten miesiąc kwiecień i następny maj mroźny, słotny i wietrzny, kto wie, że biedne kobiety w pośpiechu nie mogły z sobą zabrać dostatecznie ciepłej odzieży do otulenia dziatek i siebie, a o chlebie i pokarmie nie pomyślały, kto pamięta, jak żołnierze we wsi pilni strzegli, aby nikt z domu nie wydalał się z kawałkiem chleba do lasu lub z ciepłą odzieżą, chcąc tym sposobem zmusić głodne i opuszczone matki do wyjścia z lasu, jakby z fortecy, i poddania się na łaskę i niełaskę zwycięzców – ten może sobie wyobrazić, ile te heroiczne kobiety wycierpiały fizycznie i moralnie na tym leśnym koczowisku w obronie nieskazitelności wiary i świętości swoich niemowląt przez sześć tygodni dłuższych dla nich niż sześć wieków”.

W sposób literacki przeżycia tych dni próbował oddać z kolei m.in. Władysław Reymont: „Wiosna tego roku była dziwnie mokra, zimna i wietrzna; co dzień szły nieskończone szarugi, co dzień wichry z dzikim, rozżartym skowytem spadały na wieś, przelewały się po polach i biły w bory, które szamotały się tak rozpaczliwie i wiły tak przejmująco, że ludziom się wydawało, jako słyszą w tych jękliwych poświstach bolesne zawodzenia kobiet, płacze dzieci, a nawet mrożące krew wołania konających”. A jednak te bezbronne kobiety odniosły zwycięstwo. Ks. J. Pruszkowski odnotował: „Przez te sześć tygodni wojsko ogołociwszy wieś, powróciło do Białej, nie dopiąwszy swego celu, a matki z dziećmi wyszły ze swych kryjówek leśnych, powróciły w triumfie do domu podobniejsze do szkieletów niż do ludzi, tak były wyschłe i ogorzałe. Bóg tylko sam dawał im ten niezłomny hart ducha i krzepił je zdrowiem codziennie, a lud poczciwy z okolicznych wiosek tym matkom ukrytym w lesie donosił czasami nocną porą chleb i żywność”.

Nie mogąc sobie poradzić z oporem wielu, celem ich zastraszenia administracja carska postanowiła uderzyć w pojedynczą bezbronną matkę… W czerwcu 1876 r. dziesięciu strażników wpadło nocą do wsi Hrud. Otoczyli dom Apolonii Szuckiej, której męża poprzednio wywieziono do Rosji. Żandarmi umyślili sobie dokonanie przymusowego chrztu jej kilkuletniego dziecka, które już wcześniej, po kryjomu, zostało ochrzczone. Wyłamali drzwi i, dostawszy się do domu, chwycili z pościeli przeszło trzyletniego chłopca, po czym siłą zawlekli go do cerkwi, gdzie czekał już z obrzędem prawosławny pop. Przerażone dziecko płakało niemiłosiernie, a matka w jednej koszuli biegła za strażnikami. Na jej krzyk wybiegli sąsiedzi, ale nie mogli nic zrobić, bo straż była uzbrojona i kierowała na nich karabiny. Dziecko zaniesiono do cerkwi i zamknięto wrota, a matka padła przed drzwiami zemdlona. Mimo że malec bronił się i wołał: „Mamo! Mamo!”, siłą powtórnie go ochrzczono. Dziecko z płaczu i przerażenia rozchorowało się śmiertelnie i trzy dni później zmarło, zaś matka dostała pomieszania zmysłów. Jak zapisał ks. J. Pruszkowski: „Lud całej wsi z płaczem o północnej godzinie wyprowadził ciało aniołka na cmentarz i sam je pochował, jak dzielny stróż swojej wiary ukląkł i pomodlił się do męczennika i patrona swojej wioski. Pop ani strażnicy nie śmieli temu orszakowi stawiać przeszkody”.

Tymczasem z zagranicy powróciła hr. J. Łubieńska i zasiliła komitet Frankowskiego wydatną pomocą. „Wróciłam z Rzymu. Przywiozłam na piersiach 160 metryk i aktów ślubnych, 200 medalików i 100 relikwii św. Jozafata. Spódnicę miałam podszytą 50 egzemplarzami «Parafii bez pasterza». Były to nauki obrządków chrztu, aktów pokuty, skruchy doskonałej w godzinie śmierci, pogrzebów bez księdza, żywych różańców, przysięgi małżeńskiej przed starszyzną, skróconego katechizmu dla dzieci i łączenia się duchem z ofiarą Mszy św. gdzieś daleko odprawianej” – odnotowała w pamiętniku. „Myślałam, że się oberwę… Miałam ze sobą służbę unicką: dziewczynę, dwóch chłopaków, stangreta i lokajczyka. Przewiozłam ich za paszportami austriackimi. Chłopców w Krynicy przygotowano do spowiedzi i komunii świętej, dziewczyna wstąpiła za konwerskę do felicjanek” – pisała dalej.

Na początku maja 1876 r. w Siedlcach wicegubernator Petrow, przyjąwszy przysięgę od przewodniczącego akcji wyborczej Władysława Buchowieckiego – dziedzica Kołczyna, otworzył posiedzenie wyborcze Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego. Wybory na członków dyrekcji były zacięte i ostatecznie rozegrały się między Tadeuszem Ejdziatowiczem z Wereszczyna a Józefem Łoskim z Kostomłotów. Niewielką przewagą zwyciężył wydawca, historyk, genealog, publicysta i rysownik Józef Łoski. Z góry wybrano też prezesa przyszłych [tj. po upływie kadencji] wyborów. Został nim hr. Stanisław Aleksandrowicz z Konstantynowa. Ponadto pod koniec maja 1876 r. odbyły się wybory na sędziów gminnych. W akcji wyborczej dużą rolę odegrali tzw. komisarze ds. włościańskich, którzy niejednokrotnie podmawiali chłopów, aby nie wybierali nikogo ze szlachty. Dyskretna propaganda wydała owoce, jako że chłopi z czterech gmin powiatu bialskiego: Sitnika, Sidorek, Piszczaca i Dobrynia odmówili wyborów sędziów i ławników, oświadczając, iż pańskiego sądu nie chcą. Na ogólną liczbę 106 wybranych ławników 45 stanowili chłopi. Większość członków wybranych sądów okazała się po myśli władz rosyjskich.

Józef Geresz