Historia miasta na jednym murze
Sama nazwa „mural” ma hiszpańskie korzenie i oznacza monumentalne, ścienne dzieło malarstwa dekoracyjnego. Malowidła te pełnią także funkcję praktyczną - zmieniają brzydkie ściany w coś, na co przyjemnie popatrzeć. Jak odróżnić zwykłe graffiti od muralu? Podczas gdy pierwszy rodzaj prac składa się z liter i jest swoistym „podpisem” autora w przestrzeni miejskiej, murale są pracami wielkoformatowymi, odnoszącymi się do kwestii społecznych, kulturowych czy też historycznych. W ostatnich latach stały się one popularną formą upamiętniania ważnych wydarzeń. Taki właśnie cel przyświecał autorom muralu, który powstał na ścianie budynku przy ul. Wojska Polskiego 132.
Jego wykonawcy – pochodzący z Terespola G. Puczka i gdańszczanin Stanisław Gabrysiak – chcieli przypomnieć najważniejsze osoby i fakty z 320-letniej historii miasta.
Błotków, kościół…
Zatem „na ścianie” nie mogło zabraknąć pałacu w Błotkowie, który najpierw był własnością starostów brzeskich, a następnie przeszedł w ręce królewskie. Jednym z właścicieli był Jan Kazimierz. Pałac słynął ze wspaniałych ogrodów, w których odpoczywała królowa, podczas gdy jej małżonek brał udział odbywającym się w Brześciu sejmie. Jest też postać Józefa Słuszki, który kupił Błotków i na cześć swojej żony Teresy z Gosiewskich, zmieniając jego nazwę na Terespol i nadając mu w 1697 r. prawa miejskie. Są też budynki kościoła Świętej Trójcy i cerkwi.
… kolej i ogórki
Mural przypomina też hrabiego Jana Jerzego Detlova Flemminga, właściciela miasta w latach 1745 – 1771. Nie zabrakło także nawiązania do budowanego w latach 1820 – 1825 traktu bitego, który był pierwszym w ówczesnym Królestwie Polskim, oraz do wyburzenia Terespola w latach 1830 – 1850. Na muralu znalazły się też kolej żelazna warszawsko – terespolska i słynne ogórki kiszone w beczkach w Bugu, znane od wieków, a w II RP importowane nawet do USA, Iranu, Wielkiej Brytanii, Kanady czy Rosji.
Litery zaraziły mnie na dobre
PYTAMY GRZEGORZA PUCZKĘ, autora muralu
Jak zaczęła się Pana przygoda z graffiti?
To było 21 lat temu. Podczas obozu poznałem kolegę, który wtajemniczył mnie w arkana tej sztuki. Pod jego okiem wykonałem pierwsze prace, wówczas jeszcze na papierze. Po raz pierwszy na murze namalowałem dwa lata później i złapałem przysłowiowego bakcyla. Gdy zaczynałem tę przygodę, wiedziałem, że robię coś, co naprawdę czuję i chciałem to pokazać. Nie zawsze spotykałem się z aprobatą otoczenia, aczkolwiek zdarzały się też prace na zamówienie, po których zostawały mi farby do dalszej działalności. Starałem się mieć jak najwyższą średnią w szkole, bo wtedy rodzice dawali mi większe kieszonkowe, a ja kupowałem za nie spraye, o których zresztą nie wiedzieli, gdyż do końca nie akceptowali tego, że maluję graffiti. Zwłaszcza że ciężko było z legalnymi ścianami. To był okres, który na zawsze zapamiętam. Graffiti to forma wyrażania siebie niezupełnie zrozumiała dla otoczenia. Mi jednak dawała pewnego rodzaju spokój i swobodę. Źle się czuję, gdy np. nie maluję przez miesiąc.
Graffiti jest częścią street art. Tymczasem niektórzy uważają, że to nie sztuka, ale wandalizm.
Nie interesuje mnie opinia osób postronnych, które widzą w nas wandali, a nie przeszkadza im nawał reklam i bilbordów na każdym kroku. Po latach tworzenia malunków liczy się to, że maluję dla siebie i swoich kolegów ze środowiska graffiti. Litery zaraziły mnie na dobre i – mam nadzieję, że nie przestanę malować.
Dzisiaj jest Pan znanym w regionie writerem, autorem wielu prac…
Jednak wciąż nie potrafię nazwać uczucia, jakie mi towarzyszy, kiedy tworzę. Staram się rozwijać, urozmaicać swój styl malowania, starannie dobierać miejsca na graffiti. Podróżuję, spotykam się z innymi malarzami. Zimą maluję płótna i – mimo natłoku innych obowiązków – staram się, aby moje życie było po prostu również wypełnione graffiti.
Jak to się stało, że zaczął Pan malować murale?
Naturalnym przejściem z typowego malowania liter były wystawy w galerii oraz właśnie murale. Tego typu komercyjne prace także wpływają na wizerunek środowiska graffiti. Mural w Terespolu jest nie pierwszym, który wykonałem. Wcześniej malowałem w Piszczacu i w Kobylanach. Projekty te stają się w Polsce coraz popularniejsze. Są to nie tylko historyczne malunki, ale też typowo abstrakcyjne. To świetna alternatywa na szare i nudne otoczenie. Pewnego dnia pomyślałem, że skoro taki mural spełnia walory edukacyjne i estetyczne, to dlaczego nie zrobić go w Terespolu. Dzięki pomocy Koła Miłośników Fortyfikacji i Historii z Terespola, a konkretnie Przemysława Wróblewskiego, Andrzej Lipowieckiego i Jerzego Czerniaka, którzy napisali scenariusz historyczny do naszej pracy, mogłem stworzyć projekt, a następnie przedstawić go burmistrzowi Jackowi Danielukowi. Następnie pomysł został przedyskutowany z radą miasta Terespola, która przyznała mi fundusze na jego realizację. Jestem bardzo wdzięczny władzom Terespola za to, że nie ignorują tego typu inicjatyw.
To prawda, że ten imponujący mural powstał w tydzień?
Rzeczywiście wraz z przyjacielem Stanisławem Gabrysiakiem stworzyliśmy go w siedem dni, robiąc przerwy spowodowane upałami. Wykorzystaliśmy farby w sprayu marki Montana oraz farby fasadowe, a dzięki uprzejmości Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej wypożyczono nam rusztowanie. Od samego początku powstawania muralu spotykaliśmy się z dużą aprobatą mieszkańców i turystów. Myślę, że powstały malunek porusza wyobraźnie oraz edukuje.
Jednak graffiti to nie jedyne hobby…
Co roku organizuję cykl imprez „Hip-hop ma się dobrze”. 18 i 19 sierpnia odbyła się już czwarta edycja tego wydarzenia. Przyjechało 20 artystów z Polski i Białorusi, m.in. z Gdańska, Olsztyna, Białegostoku, Siedlec, Grodziska Mazowieckiego, Białej Podlaskiej, Siemiatycz oraz z Brześcia i Mińska na Białorusi. Dzięki uprzejmości właściciela sklepu „Poleskie Specjały” mogliśmy pomalować dwie ściany. Odbyły się również warsztaty graffiti i freestyle dla dzieci. Pod okiem instruktorów młodzi adepci mogli pomalować ścianę, zobaczyć jak się to robi przy użyciu farby w sprayu, wymyślić koncepcję, a także uczyć się rymować. W tym roku nie musiałem szukać sponsorów, ponieważ Miejski Ośrodek kultury pozyskał dofinansowanie z Narodowego Centrum Kultury z projektu „Aktywni Mieszkańcy – Inspirujące Miasto”. Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej wypożyczyło nam rusztowanie, a MOK zapewnił nocleg przyjezdnym.
Dziękuję za rozmowę.
MD