Historia
Źródło: TK
Źródło: TK

Historia potrafi zaskakiwać

Udało się ocalić nie tylko groby, ale i pamięć o ważniejszych mieszkańcach okolicy, przy okazji dokonując ciekawych odkryć. Towarzystwo Przyjaciół Ryk podsumowało dotychczasowe prace przy zabytkowym cmentarzu.

Po rocznej przerwie spowodowanej pandemią wolontariusze (w dużej mierze młodzież) wyszli na alejki cmentarne, by pomóc w ratowaniu cennych pomników. Odwiedzający dwie ryckie nekropolie mieszkańcy byli hojni, bo z puszek organizatorzy zbiorki wyjęli ponad 9 tys. zł. Tradycyjnie wszystkie zebrane pieniądze zostaną wydane na dalsze renowacje. Na dokończenie czeka pomnik, którego odnawianie już rozpoczęto. Planowana jest naprawa kolejnego. Zdaniem prezes Towarzystwa Przyjaciół Ryk będzie on ostatnim remontowanym na cmentarzu zabytkowym. - Później przeniesiemy się na drugi cmentarz, ponieważ i na nim znajduje się wiele cennych mogił potrzebujących natychmiastowych działań - mówi Hanna Witek.

Naprawić i zabezpieczyć

Po wielu latach kwest i inwestycji mały cmentarz zabytkowy wygląda okazale. W porównaniu do stanu sprzed renowacji wiele się zmieniło. 20 lat temu dawny blask odzyskał ważny dla regionu nagrobek matki i dziadków znanego malarza Leona Wyczółkowskiego (właścicieli dóbr Rososz). Wykonana z piaskowca płyta Jana Falińskiego (dziadka – zm. w 1877 r.) była rozczłonkowana. Każdy element trzeba było oczyścić, naprawić, zabezpieczyć i zestawić z powrotem w jedną całość.

Znacznie lepiej, niemal w nienaruszonym kształcie, przetrwał do dziś nagrobek matki malarza Antoniny z Falińskich Wyczółkowskiej (zm. w 1870 r.) i jej siostry – Emilii z Falińskich Przedpełskiej (zm. w 1862 r.). Jego utrzymaniem w należytym stanie jeszcze w latach 80 zajęli się uczniowie Technikum Budowlanego w Rykach.

Jako jeden z ostatnich w kręgu grobów rodziny Falińskich w tym roku został odnowiony pomnik należący do dziedzica dóbr Zalesie Józefa Zakrzewskiego (zm. w 1844 r.) i jego syna Michała (zm. w 1845 r.). Przepołowiona płyta została scalona i położona we właściwym miejscu.

 

Fotografia z klepsydry

Zabytkowy cmentarz przy ul. Młynarskiej skrywa też doczesne szczątki 12-letniego Witolda Kossaka (zm. w 1899 r.), wnuka wybitnego artysty Juliusza Kossaka i bratanka Wojciecha Kossaka. Wzruszająca historia jego śmierci jest świadectwem poświęcenia chłopca dla najbliższych. Witold zginął w nurtach rzeki Wieprz, próbując ratować swojego brata stryjecznego Jerzego. Jako pierwszy wskoczył do rzeki ojciec, a gdy obaj nie wypływali – rzucił się za nimi Witold. Ostatecznie Jerzego z ojcem bezpiecznie wyciągnął korepetytor. Niestety Witold nie powrócił. Jego ciało nie od razu zostało odnalezione. Przekaz głosi, że chłopiec ukazał się w komunijnym ubraniu swojemu ojcu i powiedział, w którym miejscu rzeka wyrzuciła jego ciało. Ojciec pojechał w to miejsce i dopiero wtedy odnalazł syna.

Strzelisty nagrobek Witolda przetrwał w dobrym stanie. Ale trzy lata temu pamięć o chłopcu odżyła za sprawą nieznanej dotąd fotografii Witolda. – Gdy trzeba było pomnik poprawić, bo trochę się chylił, żona konserwatora nawiązała kontakt z wnuczką pisarki Zofii Kossak-Szczuckiej. Od niej dostała informację o śmierci Witolda, jaka wraz ze zdjęciem ukazała się w jednej z gazet w postaci klepsydry. Konserwatorzy zdecydowali się umieścić wizerunek z tego zdjęcia na pomniku – opowiada H. Witek.

 

Ozdobny krzyż leżał w grobie

Znający historię parafii Ryki nie mogą przejść obojętnie obok odnowionego kilka lat temu grobu Eugeniusza Wojnowskiego (zm. w 1924 r.). Wiadomo o nim tyle, że brał udział w powstaniu styczniowym i że był aptekarzem. – Tego ostatniego nie ujawnił, przebywając w Rykach – zauważa prezes TPR. – Jest też i inna informacja, dla nas nowa, choć – póki co – niesprawdzona, że podobno był więziony w Cytadeli – dodaje H. Witek. W każdym razie na pewno po powstaniu był mocno poraniony. Leżał w szpitalu. Uciec pomogły mu zakonnice. Miał obiecać, że jak wyzdrowieje, odwdzięczy się Bogu darem na rzecz Kościoła. – Słowa dotrzymał. Mimo że był wyznania prawosławnego, ufundował zegar na wieżę kościoła w Rykach – zaznacza prezes TPR.

Sporym zaskoczeniem dla badaczy zakończyła się z kolei renowacja grobu rodziny Jabłkowskich, bardzo zniszczonego. Mogiłę pokrywał skruszony przez czas beton. A z pomnika została tylko część z inskrypcją. Wieńczącego obelisk krzyża nie było. – Gdy konserwator zabrał się za ten grób i odkrył warstwę betonu, okazało się, że pod spodem znajduje się brakująca część łącznie z krzyżem i ze zdobieniami. Teraz ten grób jest jednym z piękniejszych na cmentarzu – opowiada H. Witek. Dodatkowo na renowatorów podczas pracy przypadkowo natrafiła rodzina Jabłkowskich. Ci dołożyli pieniędzy i zakupili ozdobny łańcuch.

 

Z fabryki Ćmielów do Ryk

Chociaż o cmentarzu zabytkowym w Rykach wiadomo już wiele, wciąż dostarcza on niesamowitych odkryć. Dosłownie przed kilkoma tygodniami społecznikom z TPR udało się rozwikłać zagadkę owianej tajemnicą mogiły Gabryela Weissa.

– Weiss pochodził z Niemiec lub Czech; językiem polskim posługiwał się ponoć słabo. Pracował w zakładach porcelany w Ćmielowie, a później prowadził ten zakład przez wiele lat jako dyrektor. To właśnie Gabrielowi Weissowi należy przypisać zasługę rozpoczęcia produkcji porcelany w Ćmielowie w końcu lat 30 XIX w. Prawdopodobnie udoskonalił też technikę jej wyrobu, dzięki czemu stała się ona jeszcze bardziej biała, niemal przezroczysta. Co więcej – sprowadził do zakładu fachowców i zaproponował nowe komplety zastaw porcelanowych. W 1846 r. Weiss zatrudnił jako modelarza Marinusa Liedela (projektanta dwóch cenionych serwisów do kawy lub herbaty „Berlin” i „Rokoko”), którego potomkowie od wielu lat mieszkają w Rykach – zdradza H. Witek. Jak Weiss znalazł się w okolicach Ryk? – Mógł pracować w fabryce kafli Lasockiego w Leopoldowie. Jest na to  dowód. Pracował tam inny Waiss, Stanisław, ale nie wiadomo, kim był dla Gabryela. Staramy się to ustalić. Pewnym jest, że obaj zmarli w Rykach – tłumaczy.

Tomasz Kępka