Historia w ziemi ukryta
Natomiast mottem są słowa bł. kard. Stefana Wyszyńskiego „Naród bez historii jest jak drzewo bez korzeni, każdy wicher może je obalić”. Stowarzyszenie Odkrywców Ziemi Włodawskiej działa od 2021 r. Jego członkowie mówią o sobie, że zajmują się odnajdywaniem przedmiotów, świadectw lokalnych dziejów, jednocześnie tworząc pozytywny wizerunek poszukiwacza. W 2022 r. odnaleźli nieśmiertelnik nr 866 należący do Jana Horszczaruka. W latach 1936-1937 pełnił on służbę w pułku Strzelców Poleskich 30 Dywizji Piechoty. Udało się dotrzeć do wnuka żołnierza - Stanisława Horszczaruka, który, jak się okazało, znał losy swojego dziadka.
Latem 2022 r. stowarzyszenie włączyło się w realizowany przez Muzeum-Zespół Synagogalny projekt „Włodawskim szlakiem pamięci ofiar zbrodni niemieckich”. Efektem badań terenowych były m.in. znalezione przedmioty z okresu po I wojnie i z czasu II wojny światowej, a także niebezpieczne materiały wybuchowe, które zostały przekazane policji i brygadzie saperskiej.
We wrześniu jeden z członków stowarzyszenia znalazł w ziemi monetę – półtorak z ok. 1623 r., a więc z okresu panowania Zygmunta III Wazy. Inne znaleziska to m.in.: guzik 12 pułku piechoty Księstwa Warszawskiego, monety sprzed rozbiorów i te z PRL-u. Drobne przedmioty przekazują wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków.
W listopadzie ubiegłego roku wraz z International Police Association Region Włodawa, pracownikami muzeum włodawskiego, strażakami ochotnikami z Urszulina, członkami Stowarzyszenia „Historyczna Sosnowica” uporządkowany został teren dawnego grodziska w Andrzejowie, gdzie znajduje się cmentarz prawosławny. Zgodnie z przekazem znajdują się na nim prochy sześciu powstańców styczniowych, czterech żołnierzy polskich z 1920 r. i jednego z Korpusu Ochrony Pogranicza z września 1939.
Odkryć prawdę
Jeden z inicjatorów powołania stowarzyszenia Robert Tokarski mówi, że odkąd pamięta, historia była jego pasją. – W latach 80 mój ojciec słuchał Radia Wolna Europa i to dzięki tej rozgłośni, kiedy miałem osiem lub dziesięć lat, usłyszałem o Katyniu – opowiada. – Odkryta prawda o zbrodni była wtedy dla mnie niezrozumiała, zwłaszcza, że jako widz serialu „Czterej pancerni i pies” dowiadywałem się o przyjaźni polsko-radzieckiej. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Sowieci wymordowali naszych oficerów. Później czytałem książeczki z serii „Żółty Tygrys”, z czasem poznawałem historię, tę prawdziwą. W latach 90 brałem udział w szkolnych olimpiadach z historii, raz doszedłem nawet do szczebla makrowojewódzkiego. Na maturze też wybrałem ten przedmiot, a moja odpowiedź na egzaminie ustnym o wrześniu 1939 na ziemi włodawskiej wywołała duże zaskoczenie wśród egzaminatorów. Potem, będąc już w związku małżeńskim, dowiedziałem się o bracie dziadka mojej żony, zaginionym podoficerze Wojska Polskiego – wspomina R. Tokarski, dodając, iż od tego zaczęły się jego zainteresowania związane z upamiętnianiem grobów żołnierzy polskich. Jeździł rowerem w lasach, a każda mogiła, na którą natrafiał, była przez niego fotografowana. Informacji na temat wydarzeń i ludzi szukał także wśród miejscowych. W 2017 r. był inicjatorem odnowienia cmentarza z I wojny światowej w Osowie. Myśl o profesjonalnym przeszukiwaniu terenów z użyciem detektora metali dojrzewała wraz z odnajdywanymi przedmiotami, kawałkami łusek od nabojów czy wojskowymi guzikami.
Wciągające zajęcie
– Chodzenie z detektorem to wciągające zajęcie – twierdzi inny członek stowarzyszenia Rafał Grytczuk. – Nigdy nie wiadomo, co leży w ziemi. Ze znalezisk możemy odtworzyć historię, szczególnie tę lokalną, o której dowiadujemy się także z opowieści mieszkańców. Spotkania z ludźmi, wysłuchiwanie ich wspomnień o minionym czasie i przekazów ich przodków, a także badania w terenie – to element naszej działalności – wyjaśnia.
Niektórzy łamią prawo
Z kolei Kamil Działakiewicz słyszał od swojego ojca, który pokazywał mu zapomniane przez innych miejsca: „Pamiętaj, tutaj leżą nasi rodacy, pochowani są także żołnierze. To miejsce święte i powinno zostać upamiętnione”. I tak się dzieje. Przykładem jest choćby krzyż, który stowarzyszenie ustawiło na leśnym cmentarzu w okolicy Luty. Inne miejsca również z czasem doczekają się zagospodarowania i upamiętnienia, zapewniają członkowie. Jednak szczegółów na razie nie chcą zdradzać w obawie przed nieuczciwymi poszukiwaczami, którzy – gdyby tylko na jaw wyszła konkretna lokalizacja – na pewno natychmiast by się pojawili.
Zgodnie z art.109 c nowelizacji Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, która weszła w życie 1 stycznia 2018 r., poszukiwanie zabytkowych przedmiotów bez zezwolenia jest przestępstwem, za które grozi do dwóch lat więzienia. Przedtem np. chodzenie po polach z wykrywaczem metali bez pozwolenia było wykroczeniem. – Do 2018 r. wszystkie odnajdywane w ziemi przedmioty trafiały do prywatnych kolekcji, często były wywożone poza nasz region – twierdzi K. Działakiewicz. – Niestety mimo obowiązującej ustawy o ochronie zabytków nadal są osoby, które łamiąc prawo, przywłaszczają cenne pamiątki lub handlują nimi – podkreśla.
Chcą dzielić się skarbami
Włodawscy poszukiwacze chcą dzielić się znalezionymi skarbami. Jednak do tego potrzebne jest lokum, gdzie mogliby zorganizować wystawę. – Pielęgnowanie naszego dziedzictwa jest bardzo ważne – podkreśla Tokarski. – Prowadzimy rozmowy z włodarzami miasta i powiatu, aby stworzyć stałą ekspozycję znalezisk. 2 października 2023 r. wygasa decyzja wojewódzkiego konserwatora zabytków z 22 lutego 2022 r. Zgodnie z jej dziewiątym punktem jesteśmy zobowiązani do przekazania konserwatorowi sprawozdania wraz z lokalizacją na planie odkrytych zabytków. Natomiast punkt dziesiąty stanowi o przekazaniu znalezisk w celu dokonania ich oceny. Jeśli nie znajdziemy pomieszczenia, gdzie moglibyśmy eksponować przedmioty, mogą zostać przekazane do muzeum w Chełmie lub w innych miejscowościach. Chcielibyśmy temu zapobiec i zależy nam na tym, aby świadectwa lokalnej historii mogły być eksponowane i dostępne dla odwiedzających wystawę – zapewnia.
Joanna Szubstarska