Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Historia zatacza koło

Eksponaty zaprezentowane z Izbie Pamięci Dworu Antopolskiego w Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie kryją niesłychanie ciekawą, barwną, momentami tragiczną historię rodziny Zaleskich, ostatnich właścicieli dworu w Antopolu.

Inicjatorką utworzenia Izby Pamięci Dworu Antopolskiego i jednocześnie fundatorką była Alicja Maria Rudniewska, córka Marii Katarzyny z Zaleskich herbu Lis Bzura i Romana Rudniewskiego (inżyniera architekta, pioniera przemysłu radiotechnicznego i radiofonii, oficera wojska polskiego, dyrektora Polskiego Radia).

Antopol to dzisiaj niewielka, licząca ok. 140 mieszkańców wioska w gminie Podedwórze (powiat parczewski). Do początków XIX w. nosiła nazwę Hołowno. W 1874 r. istniejący tutaj najprawdopodobniej od drugiej połowy XVII w. folwark kupił Henryk Zalewski, właściciel majątku Piechy, prapradziadek A.M. Rudniewskiej. Jego zasługą jest rozbudowa Antopola wprowadzając liczne zmiany i innowacje: powstała wówczas wieloczęściowa kompozycja z parkiem, nowe budynki gospodarcze, gorzelnia i osada folwarczna, sad, drewniany 15-pokojowy dwór. Rozwój ziemiańskiej posiadłości, wyróżniającej się w pejzażu tej części Podlasia dzięki pięknemu krajobrazowemu parkowi dworskiemu, trwał do wybuchu II wojny światowej. W 1939 r. już po wycofaniu się wojsk polskich, kilku pracowników folwarcznych uknuło spisek i zabiło syna ówczesnej właścicielki, Zofii Zalewskiej, Jana (brata matki A. Rudniewskiej). W 1943 r. dworska posiadłość, zajęta wcześniej przez Niemców, została podpalona przez partyzantkę radziecką, w wyniku czego spłonął dwór i niemal wszystkie budynki gospodarcze. W 1944 r. cały majątek łącznie z siedliskiem dworskim został rozparcelowany. Zofia Zalewska opuściła Antopol po wojnie.

Do Romanowa

A. M. Rudniewska (1928-2016) związana była z Warszawą, gdzie osiedliła się z rodzicami w 1939 r. Z wykształcenia była historykiem sztuki. W czasie wojny walczyła jako żołnierz AK i oficer Wojska Polskiego. Była też literatką i współautorką publikacji poświęconych powstaniu warszawskiemu. Aktywnie działała w Stowarzyszeniu Historyków Sztuki, Związku Ziemian, w Związku Powstańców Warszawy, w organizacjach kombatanckich AK.

Pragnienie przekazania do Muzeum w J.I. Kraszewskiego w Romanowie pamiątek rodzinnych A. Rudniewska wyraziła w liście skierowanym do dyrektora placówki w 2015 r. Jako pierwsze trafiły do Romanowa przedmioty znajdujące się od 2012 r. w prywatnej izbie pamięci należącej do Barbary i Tadeusza Kisielów, zaprzyjaźnionych z rodziną Zaleskich mieszkańców Antopola. Już po śmierci A. Rudniewskiej jej bliscy przekazali muzeum pozostałe pamiątki – zgromadzone w jej mieszkaniu w Warszawie.

Ślady przeszłości

Zdjęcia, portrety, lampy, elementy zastawy stołowej, meble, publikacje na temat Antopola i dziejów rodziny – to wszystko składa się na ekspozycję przypominającą o świetności nieistniejącego już dzisiaj dworu w Antopolu. Uroczyste otwarcie Izby Pamięci Dworu Antopolskiego miało miejsce 28 stycznia. Wzięli w nim udział członkowie rodziny, przyjaciele pani Alicji, przedstawiciele władz powiatu oraz przyjaciele muzeum. Otwarcia uroczystości i przywitania gości dokonał dyrektor Muzeum im. J.I. Kraszewskiego w Romanowie – Krzysztof Bruczuk. Uroczystość uświetnił koncert „Piosenki literackiej” w wykonaniu młodzieży z Gminnego Ośrodka Kultury w Sławatyczach. Rys biograficzny A.M. Rudniewskiej przedstawiła Ewa Koziara – autorka książki „Antopol – Tokary. Wskrzeszone wspomnienia”. Następnie najmłodsi członkowie rodziny fundatorki: Weronika i Franciszek Rudniewscy, przedstawiciele władz samorządowych oraz dyrekcja muzeum dokonali przecięcia wstęgi nowo otwartej izby pamięci.


Chciała ocalić pamięć o rodzinie

PYTAMY Annę Czobodzińską-Przybysławską, wieloletnią dyrektor Muzeum Ignacego Kraszewskiego w Romanowie

Kiedy Alicja Rudniewska wróciła do Antopola?

Powojenne czasy powodowały, że rodziny ziemiańskie musiały odejść ze swoich domów. Przypuszczam, że dlatego niechętnie nawiedzały swoje rodzinne gniazda. Tym bardziej panie Zaleszczanki – jak na nie mówiliśmy, ponieważ nie miały do czego wracać. Moja mama opowiadała mi, że gdzieś w latach 60 ubiegłego wieku spotkała panią Lilę (tak nazywano ją w rodzinie w Antopolu, dlatego w mojej pamięci pozostanie pod tym imieniem) i jej mamę na dworcu we Włodawie. Mówiły, że przyjechały bodaj po raz pierwszy od zniszczenia dworu.

Historia rodu Zaleskich związanych z tą częścią Podlasia znaczy wielka tragedia, jaką było zamordowanie Jana Zaleskiego w 1939 r. Jak do tego doszło?

Zalescy mieli trzy córki i syna Jana – jedynego, ukochanego. Z opowieści mamy wiem, że zginął w przeddzień planowanego wyjazdu do Warszawy. Było to już po wejściu Rosjan na nasze tereny. Ponieważ był bardzo związany ze swoją mamą, późnym wieczorem szedł do sypialni matki. Wtedy padł strzał. Prawdopodobnie w zamachu miała zginąć pani Zofia, nie Jan.

Trudno wraca się do miejsc, które niekoniecznie – ze względu na rodzinne tragedie – kojarzą się dobrze… A jednak A. Rudniewska tutaj postanowiła zostawić najbliższe sobie pamiątki. Czym się kierowała?

Dramatyczne wydarzenia to jedno, a związek z krajem lat dziecinnych – to drugie. Fakt, że stąd rodzina się wywodzi, jest silniejszy niż wszelkie dramaty. Myślę, że tragiczne doświadczenia zapewne także wiążą nas z miejscami i z ludźmi. A poza tym już wtedy, kiedy pani Lila powzięła decyzję o opisaniu historii rodziny (wspomnienia spisane zostały przez Ewę Koziarę), okazało się, że potrzeba powrotu fizycznego jest jeszcze większa. Tym bardziej że pięknym śladem przeszłości jest kościół, którego jednym z fundatorów był jej pradziadek. Ona też ufundowała piękne witraże do kościoła w Podedwórzu. Zresztą tutaj spoczywają prochy jej antenatów: Zaleskich i Szlubowskich (przez Szlubowskich Zalescy byli spowinowaceni z Kajetanem Kraszewskim). Później pani Lila wracała tutaj często i bardzo lubiła przyjeżdżać. Ta decyzja, by to, co zdołała ocalić z historii rodziny znalazło swoje miejsce w Romanowie, to dowód jej wielkiego pragnienia, żeby pamięć o Zalewskich ocalała tutaj, gdzie żyli.

Można powiedzieć, że była zaprzyjaźniona z muzeum w Romanowie?

Bywała na wielu naszych imprezach, szczególnie gdy robiliśmy coś w Romanowie na temat ziemiaństwa. W 1993 r. wraz z gminą Wisznice organizowaliśmy wielką i ważną imprezę „Przyszłość z przyszłości” na okoliczność sprowadzenia na cmentarz w Wisznicach prochów Lucjana Kraszewskiego, młodszego brata pisarza; była to okazja do zaproszenia przedstawicieli rodów ziemiańskich żyjących w okolicy. Trzy lata później robiliśmy sesję naukową poświęconą roli ziemiaństwa. A. Rudniewska kiedy tylko mogła, przyjeżdżała do Antopola. Tutaj, u zaprzyjaźnionych państwa Kisielów, otworzyła pierwszą izbę z pamiątkami rodzinnymi.

Jak Pani wspomina Alicję Rudniewską?

Była to osoba o wysokiej kulturze osobistej, można rzec: kobieta z klasą, a jednocześnie bardzo zasadnicza. Choć przy pierwszym spotkaniu wydawała się surowa, to przy bliższym poznaniu okazywała się niesłychanie życzliwa i ciepła. Nasze rodziny łączyła specjalna relacja, ponieważ siostra mojej mamy, ciocia Jadzia, była zaprzyjaźniona z panią Lilą. Były takimi wakacyjnymi koleżankami – bawiły się razem, kiedy Lila przyjeżdżała latem do swojej babci Zofii. Znajomość rodziny Zaleskich zawdzięczam głównie mojej mamie, która często opowiadała o pięknym ogrodzie kwiatowym przy dworze w Antopolu, o tym, jak w 1943 r. płonął dwór i zabudowania dworskie. Wielokrotnie podczas spotkań snułyśmy sobie opowieści o tym, co zapamiętałyśmy. Alicja Rudniewska z wykształcenia była historykiem sztuki, dzięki rozległej wiedzy z tego zakresu wielokrotnie mi pomagała. Jej uwagi dotyczące wystroju dworu ziemiańskiego były dla mnie bardzo pomocne i mile widziane.

LA