Rozmowy
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Historia życiem pisana

W swojej Ojczyźnie czuję się jak w niebie. Zresztą, chyba miłość do Polski mam zapisaną w genach. W końcu pradziadek mojej mamy to sam Kazimierz Pułaski. Jednak czasami denerwuję się, jak ludzie mówią o mnie „bohaterka”.

Dla wielu młodych ludzi II wojna światowa powoli staje się historią tak odległą, jak bitwa pod Grunwaldem. A przecież od jej wybuchu minęło zaledwie 70 lat. Jest Pani świadkiem tamtych dni. Proszę powiedzieć, jak pamięta Pani 1 września 1939 r.?

Mieszkańcy wsi jak co dzień wstali do swych obowiązków. Niektórzy z nich spożywali poranne śniadanie, inni wyszli do pracy w pole. Dzieci szykowały się na rozpoczęcie nowego roku. Skończyłam wówczas 17 lat, kilka tygodni wcześniej mój mąż – Józio wrócił z wojska, gdzie na wiosnę powołali go do rezerwy. 1 września to miał być zwykły dzień. Upalny, wrześniowy piątek. Kiedy nadleciały pierwsze samoloty, załatwialiśmy z Józiem jakieś sprawy w Siedlcach. Postanowiliśmy natychmiast wracać do Mordów. Szliśmy piechotą. Kiedy po kilku godzinach dotarliśmy do domu, włączyliśmy radio. Głos spikera rozwiał wszystkie wątpliwości: Niemcy napadli na Gdańsk, tym samym rozpoczynając II wojnę światową.

Czy wojna od razu dotarła także do Pani rodzinnej miejscowości?

Wojna w Mordach rozpoczęła się 8 września, czyli dokładnie w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. To była niedziela. ...

Jolanta Krasnowska

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł