Historia
PIXABAY.COM
PIXABAY.COM

Homo sapiens płci żeńskiej

Dorosła przedstawicielka gatunku homo sapiens o płci żeńskiej. Z reguły zdolna do ciąży i rodzenia dzieci. Tak definiuje kobietę Wikipedia.

Słowo kobieta to wynalazek XVI w. Dziś neutralne, było wtedy ekspresywizmem, czyli słowem wyrażającym emocje. Niestety - negatywne. Pominę szczegóły dotyczące domniemywań o jego pochodzeniu, ale pewne jest, że za obelgę uchodziło. Rąbka tajemnicy niech uchyli fakt, że łączono je z określeniami wszeteczna, plugawa, nikczemna, szpetna, grzeszna, upadła… W neutralnym znaczeniu słowa kobieta zaczęto używać pod koniec XVIII (jak chcą jedni) albo na początku XIX (jak chcą inni) wieku.

I dobrze by było o tym pamiętać, żeby właściwie odebrać emocje najbardziej poturbowanego polskiego romantycznego kochanka, Mickiewiczowskiego Gustawa z IV części „Dziadów”. Bohater ten – w przypływie desperacji, jaka nastąpiła u niego po utracie (zdradliwej?) ukochanej, którą „oślepiło złoto” – woła: „Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!”. Dlaczego nie posiłkuje się ulubionym przez romantyków określeniem: „dziewico!”? Zdaje się, że możemy dać upust fantazji i założyć, że wieszcz Adam, piszący swój romantyczny dramat na początku lat 20 XIX w., miał świadomość pejoratywnego niegdyś znaczenia tego słowa i tym sposobem dosadniej ujawnił emocje bohatera.

 

Ewolucyjne zakręty-przekręty

Trzeba przyznać, że napracowali się przodkowie, zanim neutralne określenie pięknej płci wymyślili i zaakceptowali. „I zbudował Pan Bóg z żebra, które wyjął z Adama, białągłowę, i przywiódł ją do Adama. I rzekł Adam: To teraz kość z kości moich, i ciało z ciała mego; tę będą zwać mężyną, bo z męża wzięta jest” – tłumaczył Biblię na język polski (pod koniec XVI w.) jezuita Jakub (wtedy Jakób) Wujek. Oj, podpadłby, podpadł dzisiejszym feministkom.

Idźmy dalej. Żeńszczyzna albo żeńszczyna. Też taki żeński ekwiwalent mężczyzny. W końcu z jego żebra się wzięła. Była jeszcze – o interesującej etymologii – niewiasta (niewiesta). To dzisiejsza synowa. Nowa osoba w rodzinie, czyli ta, o której się nie wie, którą się dobrze pozna dopiero, gdy stanie się tej rodziny członkiem. Dzięki przekładom biblijnym i językowi kazań słowo to ewoluowało w kierunku pozytywnym, wręcz podniosłym. W języku potocznym bywa dziś czasem używane w żartobliwej formie. Podobnie jak białogłowa – określenie kobiety zamężnej wywodzące się od powszechnie stosowanego przez nie białego nakrycia głowy.

Warto też przypomnieć wyraźnie podążające przez wieki w niechlubnym kierunku określenie dziewka (to z pochylonym e – jest wszak określeniem wulgarnym). Dziś lektura „Trenów” Jana Kochanowskiego budzi co najmniej zdziwienie. No bo jak to?! „Nie do takiej łożnice, moja dziewko droga,/ Miała cię mać uboga/ Doprowadzić!”. Tak się ojciec do swojej dwuipółletniej córki-nieboszczki zwraca?! Jeszcze większą uwagę przykuwa używane dziś w jednym tylko kontekście słowo mać. Ale nie trzeba chyba zbyt lotnego rozumu, żeby wiedzieć, że ani jednego, ani drugiego słowa by wielki poeta nie użył, gdyby był w nim choć cień negatywnego znaczenia.

 

Czy kobieta to człowiek?

W języku polskim – jakby niekoniecznie. Bo pomyślmy: Polak – to człowiek, polka – taniec; Fin – człowiek, finka – harcerski nożyk; ziemianin – człowiek, ziemianka – wydłubana w ziemi chatka; Węgier – człowiek, węgierka – śliwka; Szwed – człowiek, szwedka – modna przed laty kurtka; Hiszpan – człowiek, hiszpanka – paskudna grypa; Amerykanin – człowiek, amerykanka – popularny niegdyś mebel; magister – mężczyzna, który obronił magisterkę, ale wcale nie kobietę, tylko pracę… I można by tak do białego rana.

Bądźmy szczerzy: słownikowo – jest coś na rzeczy. Spróbujcie zawołać na ulicy: człowieku! Ile się kobiet odwróci? Jeśli już, to z ciekawości chyba. Dolary przeciw orzechom, że żadna z nich nie weźmie tego zawołania do siebie. A kto na hasło, że jakiś człowiek tu idzie, pomyśli o kobiecie? O grupce kobiet też nie usłyszymy, że to jacyś ludzie, ale wystarczy dodać jednego mężczyznę – i już się w grupkę ludzi przeistacza. Oj, języku giętki…

Mamy nauczycieli i nauczycielki, kucharzy i kucharki, handlarzy i handlarki, fryzjerów i fryzjerki, krawców i krawcowe, lekarzy i lekarki. Można by jeszcze obok doktorów postawić doktórki, a obok profesorów – profesorki. Ale tylko wtedy, gdy idzie o zwyczajową nazwę. Kiedy w grę wchodzi naukowy tytuł, pozostaje męska forma słowa: pani profesor, pani doktor.

Żeby jednak nie dać się zakisić w tej nieco przygnębiającej konwencji… Dlaczego Pan Bóg stworzył kobietę? Bo mu się mężczyzna niekoniecznie udał. Albo to samo, tylko trochę inaczej: dlaczego Pan Bóg stworzył najpierw mężczyznę, a później kobietę? Ponieważ najpierw robi się szkic, później arcydzieło.

I tej się wersji trzymajmy! 

 

Emancypacja, czyli Ludwiku, do rondla! 

W zasadzie jakby się kto uparł, to mógłby uznać, że początki emancypacji w Polsce to XIII w. Bo właśnie z tego czasu pochodzi pierwsze zapisane po polsku zdanie: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”, co się tłumaczy jako: „Daj, niech ja pomielę, a ty odpoczywaj”. Wypowiedział tę litościwą frazę rycerz Boguchwał do swojej mielącej ziarno na ręcznych żarnach żony. Ten indywidualny czyn emancypacyjny można by nawet nazwać bohaterskim, zważywszy że mielenie ziarna było wtedy uważane za pracę niegodną mężczyzny, a sam litościwy Boguchwał zyskał był przydomek Brukała, czyli zbrukany. Godna uwiecznienia wydaje się też zaprezentowana sporo wieków później postawa naszego wieszcza. „Towarzyszce żywota, niewieście, braterstwo i obywatelstwo, równe we wszystkim prawo” – deklarował w „Składzie zasad” Adam Mickiewicz.

Nie można też nie wspomnieć o dorobku emancypacyjnym lat 40 i 50 XX w., kiedy to – w ramach pełnego (bo przecież za nami epoki silnie się o kobiety upominające) równouprawnienia płci i „budowania nowej Polski” – kobietom nie tylko pozwolono, ale wręcz nakazano wsiadać na traktory, co niekoniecznie wyszło im na dobre.

Lata 60, zwane okresem małej stabilizacji, w ramach ulżenia „ciężkiej doli polskiej kobiety pracującej” próbują lansować model małżeństwa partnerskiego, przekonując, że prawdziwemu mężczyźnie udział w pracach domowych nie tylko nie przynosi ujmy, ale świadczy o jego dojrzałości i odpowiedzialności.

„Uprać i wyprasować koszulę, zreperować bieliznę, oddać buty do szewca, wykąpać dzieci, ugotować i zmyć, oczyścić zlew, naprawić maszynkę do mięsa – to wszystko należy do kobiety, matki, żony” – przejmował się losem uciemiężonej płci Jan Brzechwa. – „Zbuntujcie się, moje panie!” – nawoływał. A popierała go lansująca przymierze panów z garnkami i zlewem kampania reklamowa „Ludwiku, do rondla”.

 

Kto rządzi światem?

Gdyby przychylić się do opinii, że przysłowia są mądrością narodów, to można by uznać, że nie bez powodu utkano porzekadło: „Ani na wsi, ani w mieście nie trzeba wierzyć niewieście” albo „Nie wierz niewieście, choć ma lat dwieście”. Eliza Orzeszkowa nazywała to niewieścią sprzecznością pozwalającą kobiecie przybierać taką postać, jakiej w danym momencie potrzebuje.

No, cóż – kobieta zmienną jest. I nie tylko zawirowania w nazewnictwie na tę jej przypadłość wskazują.

Ale ale… Niewiele dni temu, na jednym z festiwali z okazji rozpoczęcia chińskiego Roku Smoka, obsługę wydarzenia wspomagały roboty, których działanie zostało oparte na sztucznej inteligencji. Robot – ten, on – plus inteligencja – ta, ona. Totalne równouprawnienie? Akurat! Jeden z prezentowanych automatów opuścił w pewnym momencie swoje stanowisko i ruszył ku publiczności, choć bardziej zdecydowanie – w stronę zaciekawionych zjawiskiem kobiet. Myliłby się jednak, kto by pomyślał, że o kurtuazję tu idzie, że chce się robot z paniami elegancko przywitać. Zaprzyjaźnić nawet. Zresztą – może i chciał, tyle że nikt go z ogłady wcześniej nie podszkolił. Albo – co gorsza – ktoś mu nawet wzorzec paskudny podsunął! Pacnęło więc ustrojstwo (ono, to) raz i drugi po głowie swoją ciężką łapą stojącą na podorędziu kobietę i udawało, że nie rozumie, że nawet robotowi zachowanie takie nie przystoi.

Nie pozostawajmy jednak w tym katastroficzno-bojowym nastroju. Niech się płci męskiej wydaje, że od niej wszystko zależy. A to tylko ich bajki z mchu i paproci są. Już biskup Ignacy Krasicki po przeprowadzonych poszukiwaniach w temacie: „Czegoż płeć piękna kiedy nie dokaże?” skonkludował: „My rządzim światem, a nami kobiety”.

I niech się ktoś spróbuje z księciem poetów nie zgodzić!!!

Anna Wolańska