Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

I ruszała w pole wiara…

Byłem świadkiem rozmowy małego dziecka z tatą w czasie jednej z ostatnich rekonstrukcji działań wojennych, podejmowanej przez młodych i nie tylko ludzi. Oglądając toczące się wydarzenia, chłopak zadał ojcu pytanie: dlaczego oni się biją?

Ojciec, zachwycony tym, co widzi, odpowiedział, że oni tak robią, bo walczą o wolną Polskę. Mały znacząco odpowiedział: „Aha!”, ale zaraz rezolutnie dodał pytanie: „A po co?” I chociaż dla wielu z nas wypowiedź małego dziecka mogłaby być jeszcze jednym z tzw. męczących pytań, to wydaje się, że za Andersenem należy powiedzieć, iż to dziecko zadało najważniejsze pytanie. Istotnie bowiem o całości i niepodległości Ojczyzny nie decydują tylko zapisane w traktatach granice czy też sprawnie funkcjonujący aparat państwowy. Ojczyzna znaczy cokolwiek więcej, a może nawet zgoła co innego. Zewnętrzna forma państwowości jest chyba ostatnim emanatem ducha Narodu, który pewny swojego istnienia chce wybić się na niepodległość także w sferze państwowo-politycznej. Jednak bez duchowości, czyli mówiąc po prostu bez kultury, nie można mówić o Narodzie.

Pomiędzy Grobem Nieznanego Żołnierza a grillem

Nawet w przestrzeni pamięci historycznej panują trendy i mody, co jakiś czas zmieniające upodobania mas społecznych. W ostatnich latach swoisty triumf odnoszą wszelkiego rodzaju rekonstrukcje wydarzeń historycznych. Dla osób biorących w nich udział, bezpośrednio zaangażowanych w ich organizację, są to działania bardzo ważne, stanowiące o przeżywaniu przez nie swojego udziału w dziejach polskich. Także widzowie odchodzą z takich plenerowych spektakli usatysfakcjonowani, ponieważ wydaje się, że mogą na własne oczy obejrzeć przebieg wydarzeń historycznych. Jednakże nie sposób odnieść wrażenia, iż mamy do czynienia jedynie ze spektaklem teatralnym, który może i wzbudza w nas jakieś myśli, ale jest traktowany jak nierzeczywisty, wykreowany na potrzeby danej chwili. Dlatego łatwo nam obserwować przebieg bitwy pod Grunwaldem, popijając piwo z plastikowego kubka i zagryzając cieplutkim hot-dogiem, od czasu do czasu wspierając „naszych” stadionowym okrzykiem bojowym. Nie przekreślam trudu, jaki wnoszą do rekonstrukcji wydarzeń osoby je organizujące. Istotnym wydaje się tutaj właśnie owo stwierdzenie młodego człowieka: Po co to wszystko? Dlaczego oni walczyli? Co było ich celem? Odpowiedź wskazująca na wolność zdaje się być tylko sloganem, ponieważ można ją zripostować prostym stwierdzeniem, że wszak przyjmując warunki zaborców mogli się cieszyć wolnością osobistą, ograniczoną jedynie prawem, jak to dzieje się w każdym państwie. Nie bez kozery podchwycone zostało przez część komentatorów naszego życia publicznego stwierdzenie Marka Kondrata, wygłoszone na Przystanku Woodstock, tłumaczącego młodemu polskiemu pokoleniu, że Polska nie jest najważniejsza, a jedynie zadowolenie z ich własnego życia jest najcenniejszym skarbem. Zadowolonym z własnego życia można być także w kraju podległym, czego dowodzi tęsknota niektórych osób za PRL-em, i to nie tylko osób związanych w ówczesnym aparatem partyjno-państwowym.

„To całe duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska…”

Wołanie Sługi Bożego Jana Pawła II z krakowskich Błoń, wypowiedziane jako prośba o przyjęcie duchowego dziedzictwa narodowego, wskazuje na coś więcej, aniżeli utożsamienie się z geograficznymi granicami i historycznymi wydarzeniami. Dziedzictwem Narodu jest jego kultura, tzn. sposób odbierania rzeczywistości i kształtowania ładu społecznego zgodnie z odczytywanymi i kształtowanymi na przestrzeni wieków tradycjami, tworzącymi tożsamość narodową. O tym dziedzictwie pisał Roman Dmowski: „Jestem Polakiem – to słowo w głębszym rozumieniu wiele znaczy. Jestem nim nie dlatego tylko, że inni mówiący tym samym językiem są mi duchowo bliżsi i bardziej dla mnie zrozumiali, że pewne moje osobiste sprawy łączą mnie bliżej z nimi niż z obcymi, ale także dlatego, że obok sfery życia osobistego, indywidualnego znam zbiorowe życie narodu, którego jestem cząstką, że obok swoich spraw i interesów osobistych znam interesy narodowe, interesy Polski jako całości, interesy najwyższe, dla których należy poświęcić to, czego dla osobistych spraw poświęcać nie wolno.” W tym kontekście zrozumiałym wydaje się pytanie Norwida, który w eseju o Juliuszu Słowackim pisał: „Dlaczego Mikołaj od tyla obawiał się i zabraniał poezji, od ila prochu?” Zrozumiał, że w triadzie: „Veni, cantavi, vici” (przybyłem, zaśpiewałem, zwyciężyłem) zawarta jest prawda o zwycięstwie ducha nad prawami geopolityki. Osnową walki o niepodległość nie jest tylko przynależność plemienna, ale tożsamość narodowa, ukształtowana przez dzieje, twórczość oraz wartości. Odpowiedź na pytanie młodego chłopca winna więc wyglądać inaczej: „Walczyli o wolność, bo byli Polakami”. Dążenie do niepodległości nie jest wynikiem zachcianki jakiejś tam swobody, ale efektem zrozumienia własnej tożsamości narodowej i związanego z nią samostanowienia.

Taki pejzaż

Dzisiaj dość często mówimy o tzw. małych ojczyznach. Kraj lat dziecinnych, w którym zna się ścieżki i ścieżyny, określany smakami potraw i ulubionymi zapachami. Lecz kryje się w tym swoisty podstęp. Zamiana tożsamości narodowej na tani landszaft wspomnień osobistych. I chociaż są one mocne w każdej wyobraźni, same z siebie nie stanowią Ojczyzny. Arcybiskup Józef Teodorowicz w kazaniu o miłości Ojczyzny w 1916 r. powiedział: „ Stajesz przed Matejkowskim obrazem Skargi lub Sobieski pod Wiedniem, i staje obok ciebie cudzoziemiec z przewodnikiem w ręku. I ty, i on patrzycie na ten sam obraz; i on, i ty znacie te same co do słowa historyczne szczegóły (…). Tyś jednak zasłyszał idący z obrazu szept Ojczyzny, tyś poczuł targnięcie się bolesne jej duszy i ból jej dawny, zdawało się zakrzepły, jak i ostrzeżenia sumienia odnowiły się i ożywiły w tobie. (…) Dlatego, że Ojczyzna w swych dziejach, życiu i przeżyciu nie tylko staje przed tobą, ale żyje w tobie. W tobie to, w sercu twoim żyją te dawne pokolenia, ich cnoty i porywy; w tobie żyją bogactwa narodowej kultury, języka i sztuki; tobie mówią żywi i zmarli: W sercu twoim schronienia szukamy. Ty zaś im odpowiadasz: Wyście moi, a jam wasz.” To nie kwestia landszaftu, dziecięcych marzeń, ale utożsamienia się. A to jakoś trudno dzisiaj dostrzec w zamysłach ludzi świętujących narodowe rocznice. Patriotyzm zamykamy w podniesionym szaliku kibica i stadionowym krzyku: „Polska! Biało-czerwoni!” Bliżej niestety do grilla niż do Grobu Nieznanego Żołnierza, z którego cicho wznosi się myśl Maurycego Mochnackiego: „Polska potężna i niepodległa była jedynym romansem mojej młodości!”

Ks. Jacek Świątek