Historia
MM
MM

Ich siłą była jedność

Międzyrzec Podlaski oddał hołd ofiarom tragicznych wydarzeń z 16 listopada 1918 r. zapisanych w historii jako Krwawe Dni Międzyrzeca.

To właśnie wtedy niemieckie oddziały, chcąc odzyskać kontrolę nad miastem, dokonały masakry na członkach Polskiej Organizacji Wojskowej i cywilach. Tegoroczny marsz - patrol odbył się 18 listopada przy pałacu Potockich, gdzie rośnie dąb upamiętniający dowódcę oddziału POW sierż. Ignacego Zowczaka. - Po raz 29 wspominamy Krwawe Dni Międzyrzeca, aby nie uleciały z naszych serc. 44 osoby, które zginęły 16 listopada 1918 r., kiedy Polska cieszyła się odzyskaniem niepodległości, poległy w tragicznych i - z perspektywy czasu - bezsensownych okolicznościach. Dziś możemy im ofiarować naszą pamięć i wdzięczność za to, że żyjemy w wolnym kraju - powiedział Paweł Łysańczuk, burmistrz Międzyrzeca Podlaskiego.

Sylwester Wilczyński, prezes OSP Stołpno w Międzyrzecu Podlaskim, odczytał apel poległych, zapalono też znicz przy dębie sierżanta Zowczaka. Młodzież odczytała meldunki z siedmiu miejsc, w których rozegrały się walki. Zebrani obejrzeli też film z rekonstrukcji Krwawych Dni Międzyrzeca, który powstał w 100 rocznicę tych wydarzeń.

W uroczystości wzięła udział delegacja z Ułęża i Stężycy, skąd m.in. przed laty przybyli młodzi peowiacy. – Dość szybko okazało się, że nasze tereny są wolne. I. Zowczak rzucił hasło, by z pomocą iść do Łukowa. W drodze dowiedzieli się, że Łuków jest już wolny, ale w Międzyrzecu są Niemcy. Przekonał więc wahających się podkomendnych, by ruszyć tutaj ze wsparciem. Tak też się stało. Co było dalej, już wiemy – opowiada Jarosław Frąckiewicz z Towarzystwa Przyjaciół Stężycy, który przez lata razem z międzyrzeckim Towarzystwem Przyjaciół Nauk gromadził informacje na temat żołnierzy sierż. I. Zowczaka.

 

Obraz pełen lęku i grozy

Kilka dni po odzyskaniu niepodległości Międzyrzec został przez Niemców sterroryzowany. W starym, nieistniejącym dziś pałacu Potockich zginęło wielu peowiaków, w tym sierż. I. Zowczak. Miasto było okupowane do grudnia. Strzelano do ludzi, znęcano się nad nimi i grabiono.

W książce „Z Krwawych dni” pod redakcją Czesława Górskiego i Zygmunta Ochnia czytamy: „W dniu 16 listopada o godz. 5.30 rano na opancerzonych i ciężarowych samochodach, uzbrojona w karabiny maszynowe i granaty ręczne, wjechała do Międzyrzeca karna ekspedycja niemiecka (…) Nie ulega wątpliwości, że zostali wezwani przez miejscowych Niemców, tych przedwczoraj rozbrojonych, ale jeszcze znajdujących się naszym mieście, którzy czując się urażeni w swej krzyżackiej dumie, postanowili pomścić się”. „Niemcy miejscowi natychmiast przyłączyli się do ekspedycji karnej z Białej. Byli o napadzie dobrze poinformowani, gdyż zamieszkując I piętro tego samego pałacu, co i polscy ochotnicy – zeszli jeszcze przed atakiem i jego podpaleniem. Wydaje się tylko niezrozumiałym, że polscy ochotnicy nie zwrócili uwagi na to, że niemieccy żołnierze gremialnie schodzą z góry na dziedziniec”.

Pałac stanął w płomieniach i został zupełnie zdemolowany. Niemcy rozbiegli się po mieście, by wymordować wszystkich, którzy brali udział w rozbrojeniu. Wyciągali z domów nawet bezbronnych ludzi, nienależących do żadnej organizacji. Ciała zabitych przez trzy dni leżały niepochowane, nim złożono je do wspólnej mogiły w parku – tak zadecydowali Niemcy. Pogrzeb ofiar odbył się w grudniu 1918 r. Uczestniczyły w nim tłumy ludzi. Morze wieńców, sztandarów i „bolesny szereg trumien”. Żałobny orszak na czele z bp. Henrykiem Przeździeckim prowadził żałobników na miejscowy cmentarz, gdzie pochowano poległych przedwcześnie bohaterów.

 

Jest jeszcze wiele do odkrycia

Zdaniem J. Frąckiewicza mimo wielu badań i dociekań regionalistów jest jeszcze sporo niewiadomych. – Trzeba było prawie 100 lat, by opracować skład osobowy oddziału Zowczaka, a i tak jest on niepełny. Nie znamy z imienia i nazwiska co najmniej jednego żołnierza, który brał udział w wyzwalaniu Międzyrzeca. Nie lepiej jest ze składem osobowym międzyrzeckiej POW, którą dowodził Markiewicz, a która podporządkowała się rozkazom Zowczaka. Nie znamy wszystkich ofiar „krwawych dni”. I choć przyjmuje się liczbę 44, bo tyle było trumien, to w rzeczywistości ofiar było więcej. Co najmniej jedna trumna kryła szczątki więcej niż jednej ofiary. Zarówno na pomniku nagrobnym, jak i na pomniku w rynku brakuje części nazwisk, a niektóre nie mają imion lub są błędnie zapisane. Nie potrafię powiedzieć, jaka jest wiedza przeciętnego mieszkańca Międzyrzeca czy Stężycy o tym wydarzeniu, skoro sami historycy i regionaliści mają dużo pytań i wątpliwości – przyznaje, podkreślając, że inicjatywa upamiętnienia „Dni”, którą zainicjował śp. Roman Sidorowicz, jest jak najbardziej potrzebna. Od 29 lat kolejne roczniki młodzieży poznają tę tragiczną historię. – Wierzę, że wielu będzie o tym pamiętać, a mam również nadzieję, że wśród nich znajdą się kontynuatorzy tego dzieła – przyznaje regionalista.