Idę prosto
Grzechem jego byłoby to, iż nie wierzy w mesjanistyczną i pełną prorockiej mocy względem świata misję ludności czarnoskórej, ciemiężonej przez dominującą rasę białą chociażby nazwami pewnych akwenów morskich. Co więcej, skazywanie na infamię nieżyjącego już wokalisty byłoby dodatkowo uzasadnione tym, iż podjął on skuteczną terapię przemiany czarnego na białe, czym mógł wesprzeć uzasadnienie tezy, iż kolor skóry nie jest tendencją wrodzoną, z którą człowiek walczyć nie może. Obawiam się, że gdyby ta sprawa dotarła do tępawych na szczęście łepetyn dzisiejszych wojowników o „sprawiedliwość dziejową i społeczną”, wówczas doszłoby do scen iście z rewolucji francuskiej, która lubowała się w wykopywaniu zwłok ludzi zmarłych kilka wieków wcześniej, ich symboliczną dekapitacją i wrzucaniem do dołów ze zwierzęcym nawozem (działo się to w Bazylice Saint Denis i dotyczyło francuskich monarchów).
Fani Michaela Jacksona mogą się tylko cieszyć, że logika nie jest najmocniejszą stroną ideologów BLM i innych pań Spurek. Piszę to jednak nie po to, by wyrazić poparcie dla działań nieżyjącego wokalisty, bo nie jest on człowiekiem z mojej bajki. Jego „zamiłowanie” do dzieci napawa mnie obrzydzeniem i sprawia, że w odróżnieniu od A. Kwaśniewskiego raczej ręki bym mu nie podał. Piszę to, ponieważ świat współczesny, a w nim i Polskę, opanowało szaleństwo.
Pasożyty
Krzysztof Karoń w zakończeniu swojej książki „Historia antykultury 1.0” dość jednoznacznie stwierdza, iż przyczyną stanu społecznego czasów współczesnych jest fakt usadowienia się w nim całej gromady homo sapiens doskonale pasożytującej na pozostałych pobratymcach, a dodatkowo szanowanej przez nich nie z powodu racjonalności proponowanych przez te pasożyty rozwiązań, ale ze względu na odrzucenie przez tę większość podstawowych zasad myślenia racjonalnego. Nie jest to już tylko zwykły etatyzm państwowy, ale ideologicznie uzasadniona wyższość pasożyta nad zdrowym organizmem. Jest w tym stwierdzeniu wiele racji. Lecz nie wystarczy chyba tylko dostrzec chorobę i postawić diagnozę, ale warto poszukać źródeł zakażenia zdrowego organizmu społecznego. Spoglądając na dzieje cywilizacji zachodnioeuropejskiej, zwanej także cywilizacją chrześcijańską (co jest moim zdaniem bardziej zasadne, bo wszak cywilizacja typu bizantyjskiego także w Europie powstała), nie sposób nie dostrzec, iż w wyniku nie tylko samego pojawienia się chrześcijaństwa, ale szczególnie w wyniku dokonanego przez myślicieli katolickich namysłu nad rzeczywistością i nad Objawieniem, doszło do niespotykanego w skali świata i historii odczytania bytu ludzkiego jako osoby, czyli jednostki rozumnej, wolnej i w związku z tym odpowiedzialnej. Człowiek, będąc istotą społeczną, nie jest elementem stada, ale podmiotem. Ta podmiotowość nie jest jednak samą dowolnością, lecz osadzona została na jego cechach rozumowych i związanych z nimi cechach wolitywnych. Na bazie tego odkrycia dokonano budowy zrębów cywilizacyjnych. Niestety, właśnie w tym miejscu odnaleźć można także doskonałe żerowisko pasożytów, które niszczą dzisiaj pozostałości wskazanej cywilizacji.
Typologia pijawkowa
Brak miejsca zmusza mnie do pewnych ograniczeń. Pozwolę więc sobie na wskazanie i częściowy opis typów pasożytniczych obecnie istniejących w naszej przestrzeni publicznej. Nie jest to katalog zamknięty, a jedynie wskazanie najczęściej występujących typów. Zaliczam do nich: zdebilałych ekosocjatów, zwichrowanych empatyków sutannowych oraz lubieżców onirycznych marzeń. Wszystkie typy łączy pogarda dla prawdy, a kryterium podziału stanowi wyznaczone pole ich działania. Typ pierwszy to dzisiejsi politycy i „działacze na niwie”. Charakteryzują się tym, iż w imię najgłupszych przekonań i chęci posiadania władzy poprą rozwiązania tchnące najbardziej idiotycznym przekreśleniem racjonalności człowieka. Przykładem niech będzie propozycja karmienia człowieka syntetyczną wołowiną. Skoro smak ludzki wskazuje na potrzebę spożywania mięsa, to dlaczego mam pozwalać się skarmiać chemicznie sztucznym produktem? W imię ekologii? A wilki czy inne tygrysy? Biorąc po uwagę ilość mięsożernych w tym świecie, to reedukacji należy chyba je poddać, a nie ludzi. Podobnie rzecz ma się z nakazowym nieodróżnianiem otworów w ludzkim ciele. Typ drugi opanował sferę religijną. To typ efekciarza promującego emocjonalizm quasi racjonalny kosztem prawdy. Naczelnym hasłem tego typu jest stwierdzenie: „Bóg cię kocha!”, więc taplaj się w swoich „słabościach” (tak teraz nazywają grzech), bo On i tak uśmiechnie się do ciebie promiennym szczerzeniem zębów ze swojego selfie internetowego, a właściwie nie On, tylko jego „empatyczny sługa”. Niestety, ten typ umie co najwyżej całować buty papieskie, a ignorancję teologiczną zastępuje inkwizycyjnym ściganiem wszystkich, którzy zadają pytania. Obawiam się, że niedługo dowiemy się z ich ust, że trzeba ekskomunikować św. Pawła, bo – jak sam pisał – otwarcie sprzeciwił się św. Piotrowi (jakby nie patrzeć, to jednak pierwszy papież). Typ trzeci doskonale usadowił się w mediach maści wszelakiej i w edukacji. Wszelki idiotyzm sprzeda odbiorcy w imię popularności i topowości swojej pozycji. Dawniej mówiło się o tym, że to odbiorcy łykają wszystko jak kaczka. Dzisiaj trzeba powiedzieć, że najpierw twórcy medialni czynią to, by już przeżuty pokarm podać widzom, słuchaczom i czytelnikom, znieprawiając ich umysły.
A ja?
No cóż, cytując Kazika, idę prosto. Taranem. Nawet jeśli trafię na mur polityczny, religijny czy medialny, to cofnąć się nie mam zamiaru. Kiedyś zastanawiałem się nad tym, czy Sokratesa można uznać za świętego. Biorąc po uwagę niezrobioną wokół niego legendę (wbrew obiegowym insynuacjom nie był homosiem czy pijakiem, co najwyżej można mu zarzucić słabość do płci kobiecej, bo miał kochankę), ale postawę poznawczą, to zbliżam się do uznania tezy o jego świętości. Idąc jego drogą trzeba nie tylko drwić z głupoty i rozbijać idole, ale również „rodzić” w umysłach ludzkich otwarcie na prawdę. W tym działaniu kielich spienionej cykuty nic nie znaczy, jeśli choć jednego wyciągnie się z jaskini na słoneczne światło.
Ks. Jacek Świątek