Idzie zapust drogą
Od XVII w. na magnackich dworach ostatki świętowano bardzo hucznie. Organizowano wystawne bale, na które zapraszano wielu gości, a zabawy kończyły się równo we wtorek o północy. Bogate zwyczaje były mocno zakorzenione na polskiej wsi. Między tłustym czwartkiem a Środą Popielcową odbywały się kusaki, podczas których przebierano się np. za dziada, babę lub Zapusta. Kusaki miały charakter symboliczny, ponieważ nadejście diabła lub innych przebierańców było zapowiedzią końca czasu karnawału. Zwyczaj ten z lat 40 i 50 pamięta Aniela Kaczor ze Stoczka Łukowskiego. - Młodzi chłopcy zakładali krótkie kożuchy, często na odwrotną stronę, czyli wełną na wierzch, przepasywali się paskami lub powrósłami ze skręconych wiązek słomy i ze śpiewem szli od domu do domu. Przypominam sobie także turonia i koguta, którego nosili ze sobą. Z kolei dziewczęta, trzymając w rękach koszyczki, ubrane były w szerokie spódnice.
Na głowach miały szalinówki, tzn. kolorowe chusty w kwiaty z cienkiej wełny, z frędzlami. Chłopcy natomiast nosili czapki maciejówki, kaszkiety, kapelusze. Dorabiali sobie wąsy i brodę – opowiada 85-latka. – Grupy kolędników, czasem trzymając się za ręce, przechodziły od gospodarstwa do gospodarstwa i śpiewały różne wiejskie piosenki na skoczne melodie, np. „Idzie zapust drogą, za nim przebierańce”. Gospodarzom, którzy otworzyli drzwi na ich przyjęcie, składali życzenia: „Niech się wam zboże sypie całymi miarkami” lub „Gosposiu miła, oby wam kura po dwa jajka znosiła”. Dużo było radości, oj dużo – wspomina.
Gosposiu, daj paczka na widelec
We wtorki, w ostatni dzień ostatków, śpiewano: „Dzisiaj są zapusty, a jutro Popielec, gosposiu, daj pączka na widelec”. Jeden z chłopców zdejmował z głowy kapelusz i, podchodząc do gospodarza, mówił: „Gospodarze mili, byście nam grosików nie szczędzili, sypnijcie trochę, niemało, aby wam się dobrze działo: i w stodole i w oborze, i w chałupie”. Otrzymywali nie tylko grosze, ale także słoninę czy jaja. – Wieczorem zbierali się w jednej izbie, zapraszali grajka z akordeonem, a jeśli takiego na wsi nie było, muzyka płynęła z organków. Były tańce: poleczki, oberki, walczyki oraz zabawy w kółku ze śpiewem piosenek: „Uciekła mi przepióreczka w proso”, „Mam chusteczkę haftowaną” czy „Gołąbeczku leć w drogę” – dodaje pani Aniela
Wieczorne spotkania
Okres przed Wielkim Postem to także czas wieczorów spędzanych w większym niż rodzinne gronie. – Kobiety schodziły się i przynosiły kądziel – pęk włókien do przędzenia. Tkały prześcieradła, spodnie czy spódnice czy darły pierze, śpiewając różne piosenki – opisuje dawne zwyczaje pani Aniela. – Przychodzili też i chłopcy, zapraszano grajka, a spotkanie kończyło się potańcówką. Nie brakowało żartów, np. podpalenia cząstki kądzieli – mówi.
Dziś tradycję podtrzymują młodsi, m.in. Koło Gospodyń Wiejskich w Toczyskach skupiające kobiety w różnym wieku. – Zwyczaje związane z ostatkami są zachowane. Spotkania, które organizujemy, zawsze mają nawiązanie do dawnych obrzędów – zapewniają panie.
Dawne wieczory z udziałem młodzieży wspomina także Marianna Kołdun z Kożanówki w gminie Rossosz. – Spotykaliśmy się w umówiony dzień w czasie karnawału, np. w czwartek lub sobotę, praktycznie co tydzień – mówi dawna członkini zespołu ludowego Zielawa. Dziewczęta przynosiły druty, szydełka czy igły, spędzając czas na robótkach ręcznych. – Dużo było przy tym śpiewu, żartów. Chłopcy przygrywali np. na harmonijkach. W czasie takich spotkań i potańcówek młodzi zapoznawali się ze sobą. Uczestniczyłam również w prządkach, które rozpoczynały się w okresie jesiennym i przedłużały do święta Matki Bożej Gromnicznej. Kobiety zasiadały przy kołowrotkach, a pracy było co niemiara. O ostatnich dniach przed postem opowiadał mój tato, który w młodości uczestniczył w herodach, odgrywając rolę anioła. Treść przedstawienia nawiązuje do ewangelicznej rzezi niewiniątek i śmierci króla Heroda Wielkiego, co grupy kolędnicze pokazywały na wsiach do 2 lutego – wspomina pani Marianna.
Przy suto zastawionym stole
O zwyczaju przebierania się mówi Barbara Jedlińska z Woli Suchożerbskiej w powiecie siedleckim. – Było bardzo wesoło, na wsi tętniło życie – podkreśla. – W ostatkowy wieczór organizowano zabawę, podczas której przygrywali wiejscy muzycy. Stoły zastawiano smacznymi potrawami. Był bigos, ciasta drożdżowe, swojskie wędliny. Matka mojego męża wspominała smak i zapach podsuszonego mięsa, które jadano podczas tamtych zabaw – dodaje.
Teściowa pani Barbary wspominała również o spotkaniach kobiet, najczęściej przy darciu pierza i robótkach ręcznych. Przy takich zajęciach nie brakowało przyśpiewek. A kiedy zbliżał się czas postu, gospodynie np. wyparzały garnki, by nie było na nich tłuszczu. Zaczynał się kolejny okres w życiu ludzi.
Suto zastawiony stół z kapustą z mięsem baranim wspomina mieszkanka Jabłonia w gminie Parczew Leokadia Kusiuk, która dawne zwyczaje prezentuje na scenie z zespołem ludowym w formie spektakli. W jednym z widowisk obrzędowych jest scenka, kiedy kobiety przychodzą do jednego domu ze słowami „Oj, kumo, u was bogato”, przynosząc ze sobą pączki, karnawałowe róże. – Była potańcówka, żarty, opowieści, śpiewy – dopowiada pani Leokadia, która w Jabłoniu mieszka od 1965 r. Pamięta również wieczory, podczas których panie spotykały się w domu jednej z nich. – Jedna robiła chodniki, druga na drutach, trzecia serwetki. Był poczęstunek, śpiewano piosenki – opowiada, zaznaczając, iż dawne obrzędy, zwyczaj i tradycja to skarb, który trzeba ocalić od zapomnienia.
Dzisiaj koniec karnawału kojarzy się z pączkami i faworkami, dawniej częstowano nimi gości podczas wieczornego spotkania. Jak pisze Mariola Tymochowicz w publikacji etnograficznej „Obrzędy doroczne w Polsce. Wybrane tradycyjne obrzędy doroczne”, spożywano również mięso, białe pieczywo i wznoszono toasty alkoholem. Zachowały się jeszcze – chociaż w niewielkim stopniu – tradycje poczęstunków i spotkań, a czasami i ostatkowych zabaw tanecznych, jednak, niestety, brakuje im dawnego klimatu.
Joanna Szubstarska