Igańska Wiktoria
To prawo od wieków uznają wszystkie narody, ono anuluje wszystkie poprzednie umowy. Cesarz musi wykonać swe zobowiązania i wobec własnego narodu i wobec całej Europy, zdusić hydrę demagogii” [wolności – JG].
A jak myśleli Polacy? Ówczesny świadek wydarzeń K.J.A. Niezabytowski w swoich pamiętnikach zapisał: „Mikołaju! Wszak to i nasze oczy patrzyły na ucieczkę żołnierzy twoich, żołnierzy despotyzmu; wszak to i nasze pokolenie widziało moskiewskie wojsko rozproszone dzielnym orężem polskim, widziało proporce twoje zdobyte, stargane, zdeptane naszymi nogami; widziało służalców twoich podle u naszych stóp upokorzonych, podle jałmużnę żebrzących, podle o litość błagających, o przebaczenie!”.
Takie zwycięstwo oprócz Wawra, Dębego miało jeszcze miejsce 10 kwietnia pod Iganiami, gdzie dowodził oficer wielkich zdolności, jak go określił Stanisław Barzykowski – zarówno „genialny twórca, jak i technik wykonawczy” – gen. Ignacy Prądzyński. Inni na jego miejscu, mając tak jak on siły niemal trzykrotnie mniejsze od n-pla, stchórzyliby od razu. On jednak po przemarszu ponad 30 km i starciu, bitwę nie tylko wydał, ale i zwyciężył. A przeciwników miał nie byle jakich: gen. Geismar który zajął Bukareszt i rozbił Turków pod Bolejesti, gen. Rosen, który swe szlify otrzymał w wojnie szwedzkiej w 1808 r., gen. Sievers, który od 1807 r. odbył sześć kampanii wojennych, gen. Faesi, który pod sobą miał tyle samo żołnierzy, co nasz kwatermistrz. Wszyscy oni pod Iganiami zawiedli. Popłoch u Rosjan zaczął się od rana 10 kwietnia. Już przed 11.00, gdy gen. Geismar odebrał pismo Rosena z którego dowiedział się o zbliżaniu wojsk polskich, natychmiast kazał przygotować do ewakuacji szpitale i magazyny w Siedlcach, ściągnąć na szosę brzeską tabory, parki artyleryjskie i wezwał gen. Faesi do odwrotu znad Kostrzynia. Przyjeżdżając spiesznie z Domanic po 12.00, gen. Rosen zaakceptował rozkazy Geismara. Polski wódz przybyły ok. 13.00 z planem opanowania Igań, grobli i szosy, nie zważając na ostrzał artyleryjski przejechał wzdłuż linii rosyjskich pod drugiej stronie Muchawki i przez lunetę obejrzał stanowiska n-pla. Niemal bezbłędnie ocenił siły Rosena na ok. 15 tys. żołnierzy. Przy 7 tys. swoich postanowił zatem poczekać i daremnie czekał do 15.00 na grupę WN. Gdy na szosie od Broszkowa do Opola pojawiły się cofające się tabory z grupy Faesiego, dał sygnał do wyruszenia. Do zabudowań wsi było ok. 1 km, ale dostęp do wsi był pod zasięgiem ok. 28 dział rosyjskich strzelających z prawego wysokiego brzegu Muchawki. Mimo to ok. 17.00 polski 8 pp pod d-wem gen. Kickiego (na czele z kapelanem z krzyżem w ręku), śpiewając „Jeszcze Polska nie zginęła” opanował wschodnią część Igań i zdobył trzy działa. Jednak gen. Rosen rzucił do walki o Iganie doborowe trzy baony 13 i 14 pułku jegrów, tzw. lwów spod Warny. Ok. 18.00 natarcie rosyjskie wyrzuciło 8 pp ze wsi i odzyskało 2 działa. Dodatkowo gen. Rosen podprowadził pod most brygadę grenadierów, a na zachód od wsi pojawiły się oddziały gen. Faesi. Nastąpiła druga faza bitwy. I wtedy pokazał swe mistrzostwo Prądzyński.
Tak o tym pisał w liście kilka dni po bitwie: „Nieprzyjaciel zdawał się brać górę… Oficerowie moi przedstawiali mi, że jeśli nie ustąpimy, będziemy zgnieceni. Mjr Bem donosił mi, że amunicja mu się kończy. Czułem, że jeśli nie opanuję szosy, odwrót mój w rozsypkę się zamieni i zawiodę NW… Widzę się między porażką a zwycięstwem; natychmiast postanowienie moje stanęło. Posyłam rozkaz prawemu skrzydłu [8pp gen. Węgierskiego – JG], aby dalej prowadziło ten ruch wsteczny [odciągnąć jak najdalej n-pla – JG]. Pośpieszam na moje lewe skrzydło. Dwom batalionom [płk. Ramorino – JG] rozkazuję uderzyć na prawe skrzydło nieprzyjacielskie ustępujące po szosie [gen. Faesiego – JG]. Wtedy biegnę do ostatnich trzech do rozporządzenia mi pozostających odwodowych batalionów [5 pp płk. J. Podczaskiego, właśc. Sarnak – JG]; szykuję je w kolumny do ataku i z bagnetem w ręku bez wystrzału, biegiem prowadzę je prosto na most na Muchawce… Tu następuje zamieszanie i straszliwa rzeź n-pla. Kolumna jego zostaje odciętą, przeszło 2 tys. ludzi broń składa. Prawe nieprzyjacielskie skrzydło [gen. Faesi – JG] widzi się również odcięte od mostu i zepchnięte na bagna Muchawki… Strata nasza 400 ludzi nie dochodzi”.
Autor listu niemal pominął wielką rolę artyl. Bema. Historycy ocenili straty rosyjskie na ponad 3 tys. zabitych i rannych, 1550 jeńców, jeden sztandar i dwa działa. Gdy Polacy walczyli po rycersku, strona przeciwna niezbyt. Mjr Kruszewski wspominał, gdy przybył do Opola pod Iganiami: „Słyszę jęki, płacze przerażające, zsiadam z konia i wchodzę na dziedziniec – tam okropny widok mię czekał; kilkunastu spokojnych mieszkańców i kobiet schroniło się było do mleczarni, uchodząc z karczmy, barbarzyńcy ścigali ich i podłą zemstę wywarli na bezbronnych, strzelali do ścieśnionej kupy, bagnetami kłuli, jedna kobieta pierś miała wyrżniętą; kilka z tych ofiar już nie żyło, reszta wywlekła się na dziedziniec, wołała ratunku. Tak postępowali Moskale z ludem polskim, kiedy w Warszawie niewolnikom ich na niczym nie zbywało, a ranni równo z bohaterami polskimi przez najpierwsze damy w szpitalach opatrywani byli i opływali w wygody… W pół godz. później wziąłem własną ręką w niewolę oficera Moskala [adiutanta gen. Geismara – JG] – ani mi przyszło na myśl wywrzeć na nim jakąkolwiek zemstę”.
Bitwa igańska była dla przyszłych pokoleń symbolem ducha oporu i wytrwałości. Już od 1877 r. urządzali do Igań potajemne zbiorowe wycieczki uczniowie rusyfikowanego siedleckiego gimnazjum. W 100-lecie bitwy poseł T. Lechnicki – przemawiając tu pod pomnikiem – powiedział: „Wspomnienie męstwa naszych przodków winno być nam pomocne w ciężkich chwilach”. Zapewne było mu pomocne, gdy potem bronił Brześcia przeciwko 20-krotnej przewadze i gdy umierał ciężko ranny po zwycięskim starciu w Janowie Lub., już po kapitulacji Warszawy, w 1939 r.
Józef Geresz