Igłą malowane
Obrusy, serwetki, narzuty, poduszki, bieżniki na ławy i makatki. Większość robótek ręcznych pani Halina oddała ludziom, bo - jak sama mówi - lubi obdarowywać. Zachowała jedynie te pamiątkowe, wykonane przez matkę. Pierwsze makatki wyszły spod jej ręki dziesięć lat temu. Wcześniej robiła na drutach i szydełku, nieobce są jej także tajniki haftu richelieu. - Moja mama, Janina Romaniuk, której, niestety, nie pamiętam, ponieważ miałam dwa lata, kiedy zmarła, wykonywała serwety. Niewiele o niej wiem, ale na pewno zajmowała się haftowaniem. Przekazano mi wykonane przez mamę dwa obrusy: jeden na szydełku, drugi wyszywany ręcznie igiełką. Myślę, że po niej odziedziczyłam tę pasję - opowiada.
W rodzinie ani w najbliższym otoczeniu pani Haliny nie ma osób, które z takim zapałem oddawałyby się szydełkowaniu czy haftowaniu. – We Włodawie były dwie kobiety, z którymi wymieniałam się nowinkami, ale, niestety, już nie żyją. Pozostała jedna znajoma. Ona także zajmuje się haftem. W latach 90, gdy w Polsce były trudności z kupieniem nici, jeździłyśmy na Ukrainę, bo tam można było je dostać. Dzisiaj w sklepach jest wszystko, nawet różnego rodzaju płótna stanowiące kanwę, czyli tkaninę, a więc podkład do haftu krzyżykowego lub półkrzyżykowego – podkreśla.
Bywa krytyczna
H. Puła przez długie lata pomysły i wzory do swych robótek czerpała z czasopism, m.in. „ „Hafty polskie”, których była stałą czytelniczką. Zresztą ma je do dzisiaj i wciąż zdarza się jej do nich zaglądać, przypominając sobie jednocześnie swoje prace i czasy, w jakich powstały.
Pani Halina bywa krytyczna w stosunku do swoich wyrobów. Tak jest z czarną poduszką z wyszytymi pomarańczowymi i czerwonymi kwiatami. – Zrobiłam według wzoru, ale czerń niespecjalnie mi się podoba – tłumaczy. Mimo to nie ma serca jej schować i poduszka wciąż leży na jednej z wersalek.
W swoim dorobku najwięcej ma widoków: wyhaftowany zamek w górach, kraina w zimowy wieczór czy leśna głusza. – Bardzo je lubię, dlatego najchętniej wykonuję właśnie takie pejzaże – tłumaczy.
To zajęcie wymaga koncentracji
Pracuje w skupieniu i ciszy. – To zajęcie wymaga ode mnie koncentracji – przyznaje. – Wzór trzeba odbić na materiale, najlepiej ołówkiem. Potem wykonuję pojedyncze krzyżyki, zaczynam od przebicia kanwy od spodu na wierzch. Krótki kawałek nitki na lewej stronie przytrzymuję palcem, a następnie wrabiam go w haft, wykonując dalsze ściegi. Muszę uważać, aby się nie pomylić, a o to nietrudno. Kratki są minimalne, trzeba je bezbłędnie zapełnić kolorowymi nićmi. Czasem mam z nimi kłopot. Ich kolor nie zawsze zgadza się z numeracją, np. trzy numery mają taką samą barwę. To dość kłopotliwe. Na szczęście ręce nie bolą przy tej pracy. Wzrok już nie ten co dawniej, ale lubię to zajęcie – opowiada H. Puła.
Daje z serca
Najlepszą tkaniną przeznaczoną specjalnie do haftu krzyżykowego jest kanwa aida. Jej regularny splot umożliwia łatwe odliczanie wzoru. Do tej pory pani Halina wykonała kilkadziesiąt, a może i więcej makatek. Nie liczy ani nie gromadzi ich w domu. Po prostu oddaje rodzinie, znajomym i nieznajomym. – Na 25-lecie kapłaństwa niewielkich rozmiarów gobelin podarowałam o. Michałowi Pacanowi, paulinowi, który kiedyś posługiwał we Włodawie. Natomiast dwa obrusy przekazałam na ołtarz do sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Orchówku – opowiada.
Makatki podarowała również i znajomej lekarce, i poseł na Sejm RP, a ta, zgodnie z założeniem, że dobro procentuje, przekazała je na licytację na rzecz hospicjum. – Daję z serca, nie żałuję, lubię obdarowywać – zaznacza seniorka.
Kilka miesięcy temu miała w domu ok. 20 niewielkich rozmiarów gobelinów, tymczasem w grudniu pozostała zaledwie jedna makatka przedstawiająca Świętą Rodzinę. Spod jej igły wyjdą następne.
Joanna Szubstarska