Igraszka i życie
Z jednej barykady wystrzeliwane są argumenty o satanistycznej proweniencji tegoż „wydarzenia”, a z drugiej płyną tyrady o krępowaniu „niewinnej” zabawy. Makabryczne cokolwiek „świętowanie” - nawet nie do końca wiadomo czego - staje się polem zażartej batalii. W tym sporze na dobrą sprawę ginie jednak to, co najważniejsze. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że konkretny sposób spędzania wolnego czasu i metody „rozweselania” człowieka są pochodną jego spojrzenia na świat i rozpoznania własnego miejsca w tym, co nazywa on rzeczywistością. Reszta w gruncie rzeczy jest tylko sztafażem.
W chrześcijańskiej kulturze istnieją różnorakie sposoby „radosnego” świętowania faktu śmierci. W różnych częściach świata napotykamy elementy folklorystyczne mające kanwę jak najbardziej ludyczną, związane z tematyką śmierci i tego, co po niej się dzieje. Wystarczy tylko udać się na słynny rumuński cmentarz w Sapante, aby przekonać się, iż nawet nagrobki mogą stać się polem doskonałej zabawy i żartów. Nie ma w tym nic zdrożnego. Wypisane w formie żartobliwej na nastawach grobowych wierszyki o sposobach życia tych, którzy akurat w tym miejscu spoczywają, nie trywializuje samego faktu śmierci, ale w pewien sposób pozwala się z tym faktem oswoić i z nim zbratać. Tym, co wydaje się być w tym sposobie odniesienia się do zmarłych najważniejszym, jest ujęcie wieczności. Cmentarz w Sapante nie neguje przejścia zmarłych do innej rzeczywistości, różnej od tej, w jakiej zmarli przed śmiercią pędzili swój żywot. Oni żyją w wieczności, a żartobliwy sposób odniesienia się do ich doczesności jest w gruncie rzeczy radosnym spojrzeniem na to, co znajduje się po drugiej stronie śmierci. Tymczasem obraz, jaki otrzymujemy w ramach współczesnego sposobu obchodzenia Halloween, jest przerażającą wizją wieczności. Po prostu jej zafałszowaniem. Fałszywa wieczność jest przedstawiana jako wizja rozkładu i brzydoty, wampirystycznych i potwornych jej obrazów, bez najmniejszego cienia piękna i dobra. Okraszona cokolwiek tylko żarcikami i bitwami o cukierki, stanowi doskonałą broń przeciwko zaangażowaniu się człowieka w starania o życie po życiu. Wieczność przestaje być atrakcyjnym celem życia człowieka. Ją trzeba zneutralizować przez kpinę i zabawę w ciemnościach. W tej perspektywie również nasza doczesność nabiera całkowicie innego znaczenia. Nie jest dla nikogo tajemnicą, iż cel życia zawsze ustanawia jego przebieg. Od celu zależy to, czym się na co dzień zajmujemy. Odrażająca wizja wieczność nie jest dla człowieka zachętą do podejmowania starań, by ją osiągnąć. Co więcej, właśnie taka wizja wieczności sprawia, iż doczesność odczytywana jest jako miejsce tragiczne i naznaczone obecnością tych, którzy zostali w niej uwięzieni nawet po śmierci.
Szklany sufit
W perspektywie Halloween wieczność, jaką głosiło chrześcijaństwo, na dobrą sprawę nie istnieje. Mamy bowiem tutaj do czynienia z tym rodzajem „wieczności”, która jest nieznośnym istnieniem w czasie. Ludzie uwięzieni w tym rodzaju wiecznotrwania na jeden dzień w roku wyrywają się z okowów i wnikają w świat żywych. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z zamknięciem się człowieka na życie wieczne w Bogu i zamknięcie nas w granicach tylko doczesności. Przyznam się, że ta perspektywa ma swoich admiratorów również i w kościelnych sferach. Od dłuższego już czasu dokumenty watykańskie nastawione są na to, co rozgrywa się tu i teraz, bez jasnego odniesienia do celu ostatecznego. Nawet dokumentacja obecnego synodu namawia nas do takiego spojrzenia, wskazując np. na konieczność zadbania o demokrację i ekologię. Oczywiście jest to tylko wtręt, ale warto zdać sobie z tego sprawę. Owo zamknięcie się w granicach tylko spraw doczesnych tworzy z chrześcijańskiej moralności sprawną być może teologię polityczną, ale jedynie uzasadniającą postępowanie człowieka jako dobrego obywatela. W takim ujęciu trudno jest mówić o czymś więcej. Formacja człowieka zatraca konieczność doskonalenia się moralnego, poprzestając tylko na wyuczeniu zachowań i etykiet. A prawdę zastąpić musi empatia jakkolwiek pojęta. Taka jest cena zamknięcia człowieka w doczesności. Przekształcenie wieczności w kolejną czasową fazę doczesności jest być może największym grzechem dzisiejszych chrześcijan. Zamyka bowiem możliwość dostrzegania tego, co najważniejsze w naszym życiu. A to tworzy kulturę beznadziei, w której „zabawa” Halloween jest tylko dramatycznym przerywnikiem pomiędzy stadiami czasowymi zamkniętymi w granicach tego świata.
Wartość człowieka
Taka perspektywa ma swoje konkretne konsekwencje. Widać to dokładnie na przykładzie tego, co dzisiaj uznaje się za świętość. Pojęcie świętości w chrześcijaństwie zawsze miało odniesienie do zjednoczenia człowieka z Bogiem. Całość naszego pielgrzymowania przez doczesność wypełnione było pragnieniem zamieszkania w wieczności w Bogu. Ten dom nie ręką ludzką uczyniony nadawał ton wszelakiemu naszemu postępowaniu, w którym praca zasadnicza nie polegała na skuteczności naszych działań w świecie, ile raczej na wewnętrznym przekształceniu ducha ludzkiego, abyśmy byli coraz bardziej do Boga podobni. W gruncie rzeczy priorytetem było takie ukształtowanie człowieka, aby życie Boże w nim stanowiło podstawę jego istnienia. Proces, który zmienił nasze spojrzenie na wieczność, dokonał również zmiany w pojmowaniu świętości. Stała się ona dzisiaj promocją doskonałości człowieka, ale jako sprawnie działającej maszyny. Oznacza to, że nie po to podejmuję wysiłek etyczny, by zjednoczyć się z Bogiem, ale po to, by być perfekcyjnym. A to prowadzi do stwierdzenia, iż świętość nie pochodzi od Boga, ale jest tylko moim własnym pomysłem na życie. Przykładem mogą być tutaj żądania grup wiernych, by uznać świętość chociażby księżnej Diany, bo troszczyła się o dzieci w Afryce, a jej życie moralne nie może wpływać na uznanie jej świętości. Mielibyśmy w tym momencie z całkowitą podmianą idei chrześcijańskich. Te właśnie motywy sprawiają, że nie można uznać igraszki Halloween (cukierek albo psikus) za tylko niewinną zabawę. Kryje się za nią bowiem regularna walka o życie. Doczesne i wieczne.
Ks. Jacek Świątek