Komentarze
Im dalej w las...

Im dalej w las…

Las się zbliża - jak złowieszczo przepowiadano Makbetowi. Chociaż niedawno byłam i w samym lesie. Jak zwykle zresztą, kiedy trzeba przysiąść i zastanowić się na tematem felietonu, a czasu coraz mniej. Tkwiłam w tym lesie aż do momentu, kiedy koleżanka, i zarazem czytelniczka mojej twórczości, podała mi, oczywiście w dobrej wierze, adres pewnej internetowej strony.

Po pierwsze: nie mogę wyjść z podziwu dla jej troski o moje dobre samopoczucie. A po drugie: skąd u licha wiedziała, jak straszne umysłowe katusze przeżywam w tym momencie?!

Oczywiście nie przyznając się do tego, że wena omija mnie niczym trąba słonia kaktusy, zajrzałam pod wskazany adres. Od razu dostałam po oczach napisem: „Bądź po stronie natury”. Jak dla mnie zabrzmiało to niczym manifest polityczny. Ale i wzbudziło ciekawość, która to skłoniła do podjęcia próby odpowiedzi na pytanie: „Po czyjej konkretnie stronie mam być i dlaczego?”. I po chwili znalazłam pierwszy postulat: „Posadźmy milion drzew w Beskidzie Żywieckim”. Pomyślałam: „Trochę daleko i ja się nie bardzo znam na sadzeniu drzew.

Już przygotowałam zgrabną ripostę dla mojej koleżanki, kiedy dobiegł mnie jej okrzyk: „Posadziłam!”. Jak to możliwe? – z zachwytu nad jej mobilnością aż zmarszczyłam czoło. – Przecież przez ostatnie 10 minut nawet nie ruszyła się sprzed biurka, a co tu mówić o podróży w Beskidy! Jej obywatelska postawa skutecznie zmotywowała mnie jednak do działania. Jeszcze raz pochyliłam się nad informacjami na rzeczonej stronie. Teraz powinnam sobie wyobrazić, że – aby żyć – potrzebuję ponad 175 kg tlenu rocznie. A jedno drzewo każdego roku dostarcza go tyle, ile zużywa czteroosobowa rodzina. No to jestem uratowana, wystarczy, że koleżanka podzieli się ze mną tlenem, a i tak każda z nas będzie miała go w nadmiarze. „Dam sobie spokój” – pomyślałam.

Ale ten po chwili został zburzony przez zniecierpliwioną przyjaciółkę: „Wybrałaś drzewo?”. No nie, teraz jeszcze czeka mnie test wiedzy z trzeciej klasy podstawówki. Ale okazało się, że cztery gatunki, między którymi mogę wybierać, zostały dokładnie omówione. Buk, jodła, świerk czy modrzew? „Jodłę” – koleżanka wyprzedziła moje pytanie zadane dopiero co w myślach. No i już pierwsze kłody pod nogi: „Z radością informujemy, że wszystkie modrzewie, świerki oraz jodły zostały już posadzone”. No nie wiem, czy to taka radość, skoro pozostałe pół miliona drzew będzie jednego rodzaju. Chyba że trafiłam na jedynie chwilowy brak sadzonek. No ale trudno, będę musiała pochylić się nad bukiem, tudzież on bardziej nade mną, kiedy już urośnie.

I tak ten etap decyzyjny mam za sobą. Teraz muszę tylko wybrać miejsce, gdzie urośnie. Wybór okazuje się być podobnie zawrotny jak przy decyzji o sadzonce. Moje drzewo może rosnąć w Lipowej albo w Węgierskiej Górce. Trzeba przyznać, że te dwie miejscowości mają niezły public relations. Teraz już tylko szukać ich na planszy do gry „Monopoly”. Klikam w Węgierską Górkę. Po chwili na lotniczej mapie mam wybrać kwadracik, w którym zasadzę drzewo. Wybieram jeden z nich na chybił trafił, bo przecież nie mam pojęcia, co tam się znajduje, wierzę tylko, że nie trafię w żaden kanał. Jeszcze tylko muszę podać swoje dane. Pewnie po to, aby buk dowiedział się, kto jest jego darczyńcą.

Teraz spadają na mnie gorące podziękowania za moją proekologiczną postawę, za to, że na sercu leży mi ochrona środowiska naturalnego oraz dbanie o drzewa, a także prośba o zachęcanie innych do bycia, podobnie jak ja, ambasadorem ekologii. „Niezła akcja, co?” – podsumowała koleżanka. – „Napisz o tym…”

Kinga Ochnio