Inflacja emocji
Aktualnie ich źródłem jest barbarzyńska, niczym niesprowokowana rosyjska agresja na Ukrainę, miliony uchodźców przybywających do nas i wielkie poruszenie z tym związane w zwyczajnych polskich domach, generujące autentyczne, czyste zaangażowanie tysięcy ludzi w niesienie pomocy. Tu nie ma koniunkturalizmu, politycznego wyrachowania, bilansowania zysków i strat. Są ewangeliczna miłość, troska. Oby trwały jak najdłużej. Oby słowa Jezusa: „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie” (por. Mt 25,31-46) stały się programem na życie wszystkich nas. Oby…
Świat nas podziwia, jesteśmy dumni z polskiej, iście ułańskiej fantazji. Ba, nawet etatowi krytycy Kościoła dostrzegają w nim „ludzką twarz”, podejmując na jakiś czas rozejm w irracjonalnej bitwie. Uciekający z objętej wojną Ukrainy ludzie przecierają oczy ze zdumienia – że można aż tak się otworzyć! Niesamowite wrażenie robi cała seria przywilejów, jakimi polski rząd obdarował uchodźców. Mamy świadomość, że pomagając naszym braciom ze Wschodu, walczymy też o naszą wolność. Wszak po Ukrainie – jak przed laty wieszczył proroczo śp. prezydent Lech Kaczyński – może przyjść kolej na Polskę.
Rzecz w tym, że sceptyków też czasem warto posłuchać – choć w kontekście owej pozytywnej fali wydają się stanowić niepotrzebny zgrzyt. ...
Ks. Paweł Siedlanowski