Innego końca świata nie będzie
To właśnie w Białej i jej okolicach toczy się akcja serialu „To nie koniec świata”. Najpiękniejszy, zdaniem jednego z kobiecych dwutygodników, Polak wciela się w nim w rolę menadżera piłkarskiego. Paweł Anuszkiewicz mieszka w Warszawie, zarabia krocie i pławi się w luksusie. Pewnego dnia jego bajkowe życie całkowicie się zmienia. Negocjując zagraniczny kontrakt, działa na niekorzyść swojego klienta – znanego piłkarza. Sportowiec opowiada o tym mediom i wybucha wielki skandal. Życie menadżera rozsypuje się w drobny mak. Musi oddać wszystkie pieniądze i zwolnić służbowy apartament. Wyjeżdża do Białej Podlaskiej. Chce sprzedać tam majątek, który odziedziczył po dziadku. Na miejscu okazuje się jednak, że nie jest to takie proste… Tyle o fabule.
O zamiarze kręcenia serialu w Białej Podlaskiej było głośno, zanim na planie padł pierwszy klaps. Na temat wizyty znanych aktorów w mieście oraz jego otoczeniu rozpisywały się wszystkie lokalne media. Radości z powodu całego zamieszania nie kryły władze miasta. Magistrat i członkowie ekipy filmowej nie szczędzili sobie ciepłych słów. Dyrektor gabinetu prezydenta przekonywała, że jest to okazja do promocji Białej. A osoba z ekipy serialu powody wyboru miejsca akcji tłumaczyła tak: „Zadecydował niepowtarzalny klimat miasta i idealne dla realizatorów produkcji położenie. Znaleźliśmy tu piękne miejsca i obiekty”.
Kiedy ekipa ruszyła na dobre z realizacją zdjęć, zaczęły się poszukiwania statystów. W prasie pojawiła się informacja, że produkcja czeka na zgłoszenie około 20 osób w eleganckich strojach „kościelnych”. Już ten ostatni przymiotnik powinien dawać wiele do myślenia… Obaw nie krył też jeden z internautów: „Oby z tym serialem nie wyszło tak, jak z odcinkiem „Ojca Mateusza”. Wielki szum, wielkie nadzieje, a pokazany las i zaciągający policjant rodem z Puszczy Białowieskiej”.
Wszyscy z niecierpliwością czekali na efekt. No i stało się. – „Jestem w czarnej d…” – opisuje swoją lokalizację bohater. Telefony komórkowe tracą zasięg, droga do miasta wiedzie przez las, a skoro świt pieje kogut… Znajoma Anuszkiewicza na sugestię: „ale kawę chyba tu mają” słyszy: „kawę z kory dębu, świeżo mieloną”. Jednym słowem, Biała Podlaska została przedstawiona jako zapyziała prowincja. Oczywiście wiadomo, że to zamysł scenarzystów, serialowa fikcja i na wszystko należy patrzeć z przymrużeniem oka… Ale nawet sam Wieczorek szybko odciął się od swojego bohatera, stwierdzając, że nie uważa małych miejscowości za coś gorszego. Władze Białej jeszcze nie wydały oświadczenia, czy są zadowolone z takiej promocji.
Co innego władze Siedlec, które tegoroczne obchody dni miasta ogłosiły promocyjnym sukcesem. Podczas konferencji prasowej prezydent przyznał, że efekt przerósł oczekiwania, a przez błonia siedleckie przewinęło się około 140 tys. osób. – Nie możemy patrzeć bezczynnie, jak promują nas jakieś stacje telewizyjne, pokazując w Siedlcach krowy w butach – stwierdził, nawiązując do materiału o preferencjach wyborczych siedlczan sprzed kilku lat, w którym miasto pokazano jako prowincję pełną szmateksów, kończąc reportaż figurą rogacizny wyposażonej w gumowce.
Sęk w tym, że punktem programu Dni Siedlec, który przyciągnął największe tłumy, były Dni z Doradztwem Rolniczym. Wśród atrakcji znalazł się zaś pokaz zwierząt hodowlanych, a więc ni mniej, ni więcej, tylko krów… I to już jest koniec świata.
Kinga Ochnio