Komentarze
Inny wymiar sprawiedliwości

Inny wymiar sprawiedliwości

Dwa lata i miesiąc więzienia - na tyle sąd wycenił jedno ludzkie życie. Przypomnijmy: w Nowy Rok pijany i naćpany Mateusz S., po kłótni z dziewczyną, wyruszył w szaleńczy rajd jedną z ulic w Kamieniu Pomorskim.

Nagle przyspieszył i z ogromną prędkością wjechał w spacerujących, zabijając sześć osób. Według aktu oskarżenia miał 2,15 promila alkoholu we krwi, był pod wpływem amfetaminy i marihuany. Prowadził samochód bez okularów leczniczych, do czego był zobowiązany orzeczeniem lekarskim. Przekroczył dozwoloną prędkość o co najmniej 30 km na godzinę.

W 2006 r. zatrzymano mu na rok prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. Prokuratura domagała się dla oskarżonego 15 lat więzienia i dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów. „Ścinał zakręty, omijał spowalniacze, był jak w amoku” – zeznawała przed sądem w Szczecinie jego dziewczyna. Obrona chciała niższego wyroku, bo oskarżony wyraził skruchę. Sąd uznał, że mimo iż kierowca naruszył szereg przepisów dotyczących bezpieczeństwa drogowego, nie mógł przewidzieć skutków swoich działań. Przed kilkunastoma dniami zapadł wyrok. Sąd skazał pijanego zabójcę na 12,5 roku więzienia oraz odebrał mu dożywotnio prawo jazdy.

„Żart”, „kpina”, „to ma być prawo?”, „ile osób musiałby zabić, żeby dostać najwyższy wymiar kary?” – to najłagodniejsze z komentarzy, jakie pojawiły się po ogłoszeniu wyroku. Ktoś jeszcze dodał, że Mateusz S. „powinien ukraść batonik za 99 gr, wtedy dostałby dodatkowe pięć lat”. I to, niestety, nie jest żart. Na taki wyrok został bowiem skazany pewien niepełnosprawny psychicznie mężczyzna. Kiedy dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie, wzruszony losem aresztanta, wpłacił kaucję w wysokości 40 zł, okazało się, że sam wszedł w konflikt z prawem… To tak na marginesie.

Zaraz po tragedii w Kamieniu Pomorskim zaczęły się wystąpienia polityków, specjalistów i prawników. Jedni opowiadali się za zaostrzeniem kar za jazdę pod wpływem alkoholu, inni twierdzili, że te obowiązujące w obecnym prawie są wystarczające. Najważniejsza jest ich nieuchronność, a zaostrzenie nic nie da, bo i tak zawsze znajdą się okoliczności łagodzące.

A dlaczego do nieuchronności nie dodać jeszcze dotkliwości? Człowiek, który zabił sześć osób, nie powinien nigdy wyjść z więzienia. Nie chodzi tu o zemstę, ale o odizolowanie takiego kogoś od społeczeństwa. Odebranie dożywotnio prawa jazdy niczego nie zmieni. Po kilku latach drogowy zabójca wyjdzie na wolność za dobre sprawowanie i po raz kolejny pijany wsiądzie za kierownicą. Kwestia tylko, czy uda mu się uniknąć wypadku, czy znowu kogoś zabije… Siedząc w więzieniu, nie ma takiej możliwości.

Dotkliwe byłyby oczywiście kary finansowe. Za jazdę pod wpływem alkoholu, nie mówiąc już o spowodowaniu wypadku, kierowca powinien tracić samochód. Pieniądze z jego sprzedaży trafiałyby do ofiar wypadków drogowych czy ich rodzin. Mało? Po wyjściu z więzienia taki delikwent powinien oddawać połowę swojej pensji przez np. 25 lat rodzinom ofiar. Dodatkowo każdy, kto pożyczy pijanej osobie samochód albo wsiądzie do niego razem z nią, powinien odpowiadać za współudział. Jeśli oczywiście zgromadzone dowody pozwolą stwierdzić, że pasażer miał świadomość tego, iż kierowca jest pijany.

Sądzę, że perspektywa dożywotniego więzienia, przepadku mienia czy wypłacania poszkodowanym co miesiąc renty pohamowałaby zapędy pijanych kierowców bardziej niż wizja kilku lat więzienia. Te propozycje można rozpatrywać oczywiście wyłącznie w kategorii science fiction, bo przecież do tej pory, a upłynęło ponad pół roku od tragicznego wydarzenia, nic się w tej kwestii nie zmieniło.

KO