Historia
Intrygi Nowosilcowa (1824)

Intrygi Nowosilcowa (1824)

Po zakazie działania lóż masońskich obostrzenia rządu poszły jeszcze dalej. Ponieważ uważano, że w organizacjach tych przodowali Żydzi, powstał (zatwierdzony przez cara) projekt odosobnienia ich od chrześcijan.

Zbyt gorliwa komisja województwa podlaskiego, kierowana przez Antoniego Cedrowskiego, postanowiła w 1823 r. realizować plan – najpierw w Białej, a potem w Węgrowie. Tymczasem społeczeństwo podlaskie nie poparło go. W Białej zaczęto go tylko, i to częściowo, zaś w Węgrowie, gdzie dwie części miasta zamieszkiwali Żydzi, od razu zaniechano.

Międzyrzec zasiedlony w 65% przez ludność żydowską miał inne problemy. Po wielkim pożarze miasta pogorzelcy mieszkali w oborach, stodołach i ziemiankach. W 1823 r. wybuchła tu epidemia, w wyniku której zmarło kilkadziesiąt osób. Wśród mieszkańców, władz i właściciela nie było zgody w kwestii pokrycia kosztów budowy szosy brzeskiej, która przecięła centrum. Dwór wymawiał się klęskami żywiołowymi, jako że musiał utrzymywać w pobliskich wsiach 2700 gospodarzy, którym grad zniszczył zbiory. W Janowie, zamieszkałym w 30% przez Żydów, dominikanie postawili natomiast na dialog i w 1823 r. przeprowadzili wielkie misje, na które przybyło sporo ludności, nawet zza Buga.

Początek 1824 r. charakteryzował się spadkiem obrotów handlowych na jarmarkach. Wiązało się to z kryzysem w rolnictwie i zahamowaniem eksportu zboża. Prot Lelewel, który był „za wołami” na jarmarku w Łaskarzewie, zapisał, że nic kupić się nie dało.

W sprawozdaniu KRSWiP tego roku zapisano: „Jarmarki dawniej w Międzyrzecu od tygodnia do 4 trwające, dziś kończą się w kilku godzinach”. A jednak obrotni właściciele ziemscy wierzyli, że kryzys jest chwilowy i inwestowali w rolnictwo. Zaczęli nawet stosować nowe wynalazki, np. maszyny do młocki. Tak o tym napisał P. Lelewel: „Francuz Didier kapitan w artylerii polskiej z przedsiębiorcą Zakrzewskim zaczęli budowanie własnego pomysłu. Pierwsze ich 2 machiny wzięli Dymowski do Dębinek k/Radzymina i Hryniewicz Feliks do Łochowa. Za ich pomysłem wziąłem trzecią… Zakrzewskiemu zapłaciłem 800 zł, sam ją regulował. Kierat, wał postawił za 240 zł młynarz Majerski, z pomocą ręczną i materiału”. Można tyko dodać, że młocarnię tę zainstalowano w Rudzie k. Mińska Mazowieckiego.

Jak widać, koszty takich inwestycji były znaczne, gdyż wieprz kosztował wówczas ok. 60 zł. Zarobki ówczesne były różne. Gdy zachorowała właścicielka Toporowa – Karolina z Kuszlów Wężykowa i mąż Ignacy sprowadził z Międzyrzeca dr. Kuczyka – nadwornego lekarza ks. Czartoryskiego, ten zainkasował za wizytę 100 zł. Rodzina uważała, że chorej bardziej pomogły żarliwe modlitwy jej małych dzieci. Dlatego gdy zaniemógł najstarszy syn Wężyka, przyszły podróżnik i pamiętnikarz, ojciec postarał się o tańszego, mniej sławnego lekarza, od hr. Aleksandrowicza z Konstantynowa.

Dla porównania można podać koszty ówczesnych inwestycji. Miasto Międzyrzec w 1824 r. pożyczyło 2000 złp miasteczku Ostrów Lubelski na budowę bydłobojni. Zapewne stan finansów Międzyrzeca w tym roku był niezgorszy, jeśli naprawiono jeszcze sikawkę wężową za 556 złp, wystawiono drogowskazy na polach, sprawiono orła przed kancelarią i wybudowano rogatki za 140 złp. Trzeba jednak podkreślić wielką ofiarność ówczesnych właścicieli. Prot Lelewel z dumą przyznał: „Otrzymałem nominację na wójta gminy z dniem 28.06.1824 r. od Komisji Spraw Wewnętrznych podpisaną przez prezydującego Staszica i sekretarza Karskiego… Zaszczytem było w owe czasy pełnienie tych obowiązków, a uważane słusznie jako poświęcenie obywatela dla dobra publicznego, które niósł bezinteresownie” [sic! – J.G.].

Właściciel Międzyrzeca – ks. Konstanty Czartoryski ofiarował Dyrekcji Generalnej Poczt. Królestwa Polskiego mórg ziemi przy nowo zbudowanej szosie na wystawienie murowanych budynków. To spowodowało, że stacja pocztowa w Międzyrzecu stała się węzłową i w 1824 r. uruchomiono trakt boczny o długości 14 mil, który połączył Lublin z Międzyrzecem, o stacjach pośrednich w Radzyniu, Kocku i Lubartowie.

Mimo rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego, wzmagał się tymczasem kurs represji wobec osób myślących inaczej, a szczególnie wobec opozycji parlamentarnej. Gdy w Cisiu okoliczni ziemianie zebrali się na zabawę, gospodarz, który miał znaczne wpływy przez radcę stanu Bajkowa u komisarza Nowosilcowa, pragnąc usunąć niektórych z imprezy, zaczął im czynić zarzuty o niewłaściwy ubiór. Oburzony poseł garwoliński Stanisław Jezierski z Mińska zażądał satysfakcji. Na szczęście do pojedynku nie doszło. Wszechwładny Nowosilcow wymyślił inną intrygę. Tak o tym zapisał P. Lelewel: „W listopadzie 1824 r. prowadzono inkwizycję w sprawie kryminalnej zrobionej mi jakoby o najście granic Stanisławowa i dopuszczenie się gwałtów, a rzeczywiście był w tym zamiar uchylenia mnie z Izby Poselskiej [jako posła z pow. węgrowskiego – J.G.]. Podobny proces wytoczono Jezierskiemu Stanisławowi, posłowi pow. garwolińskiego i wielu innym… Do sprawy przeciw mnie szczerze się wzięli burmistrz m. Stanisławowa Jankowski, wsparty powagą komisarza obwodu Gerlicza, i smutnej pamięci Kopczyński podsędek z Radzymina… Pośpieszono z wyrokiem ludzi zupełnie niewinnych: ekonoma Kaliskiego skazano na rok więzienia, podobnież włościan, gospodarzy z Retkowa – na 3 miesiące. Co do osoby mojej dla braku dowodów zawieszono zawyrokowanie. Tak więc pozostałem pod zarzutem kryminalnym, a to dostatecznie do rugowania z Izby Poselskiej. Założyłem więc apelację i wziąłem obrońcę, adwokata Rudnickiego”.

Józef Geresz