Komentarze
Intymnie

Intymnie

Jest w filmie „Dzień świra” taka „wdzięczna” scenka z przychodni lekarskiej. Główny bohater, sfrustrowany inteligent Adaś Miauczyński, zalicza wizytę. Lekarka sprawdza, czy nie ma on hemoroidów. W trakcie badania drzwi na oścież otwiera pielęgniarka i przy licznie zgromadzonej na poczekalni „widowni” prowadzi z lekarką ożywioną rozmowę.

Obnażony fizycznie i duchowo bohater nie ma nawet szans na wyrażenie swojego protestu. W postawie przerażenia i zupełnej niemocy czeka więc cierpliwie na koniec długachnego i nieskrępowanego dialogu pracownic służby zdrowia. Obrazek ten prześladuje mnie zawsze, ilekroć jestem w jakimkolwiek gabinecie lekarskim. Nie znam bowiem dnia i godziny, w której pojawi się pielęgniarka z kartą kolejnego pacjenta (przy szczególnych naszych skłonnościach do szczęścia może przyjść kilka razy z kilkoma kartami), przyniesie nowe szpatułki albo ogłosi „niezwykle ważną informację” na jakikolwiek temat. Może być też wymiana zdań – dokładnie taka, jak we wspomnianym filmie. Wiem o jednym przypadku, kiedy pielęgniarka została ostro upomniana za tego typu „pracowitość”. Wspomnianych wyżej zachowań nie reguluje chyba żaden przepis ani żadna umowa, a jeżeli już – to na pewno nie są one przestrzegane. Trudno w takich warunkach o szczerą rozmowę, trudno nawet o zaufanie i poważne traktowanie lekarza, który na to pozwala. W gabinetach prywatnych, które z zasady nie inwestują w pielęgniarki, tylko z pozoru jest lepiej. Nie wchodzą one bowiem z kartami, ale za to i gabineciki, i poczekalnie są maleńkie, co, niestety, równie mocno nadweręża intymność. Dyskretnie rzecz ujmując – niezbyt komfortowo się czuję, słuchając pod drzwiami zwierzeń pacjentki, która weszła przede mną do lekarza. Są gabinety tak akustyczne, że żadne zabiegi nie ustrzegą nas przed informacjami o cudzych chorobach, infekcjach, ilości ciąż czy poronień naturalnych albo sztucznych. Czasem też o sprawach w największym stopniu rodzinnych albo wręcz będących na granicy prawa. Bywa i tak, że dochodzi do tego jeszcze komentarz lekarza. I nie pomoże tu żadne chrząkanie ani szuranie butami. Rozmową też trudno się podeprzeć, bo większość z nas lubi jednak wiedzieć, co się z bliźnim dzieje. Ale ten kij ma przecież 2 końce.

Kiedyś wydawało mi się, że jak już z gabinetów lekarskich znikną pielęgniarki, w obecności których należało się obnażać nie tylko fizycznie, problem przestanie istnieć. Okazuje się jednak, że pies gdzie indziej został pogrzebany. Zastanawiam się, co ma większy wpływ na taki stan rzeczy: nieświadomość, ignorancja czy sprawy materialne. Gwoli sprawiedliwości dodać przecież trzeba, że są gabinety lekarskie, do których pielęgniarki wchodzą tylko po wyjściu pacjenta, i takie, które zainwestowały też w poczekalnię. Tyle że z przysłowiową świecą szukać ich należy.

Teoria mówi, że powinno się traktować pacjenta podmiotowo. Leczyć i ciało, i duszę. Kolejne reformy służby zdrowia miały nam to zagwarantować. No, cóż… Pomarzyć dobra rzecz…

Anna Wolańska