Ja jestem ksiądz, w wolnych chwilach nagrywam rap – i tyle!
Co było w Księdza życiu pierwsze: Pan Jezus czy hip hop?
Zdecydowanie pierwszy był Jezus i wiara, którą wyniosłem z domu dzięki mamie i babci. Od dziecka lubiłem rozmawiać z Panem Bogiem, powierzałem Mu swoje problemy. Babcia przypominała mi i bratu o chodzeniu na niedzielną Mszę św., co w okresie dorastania różnie nam wychodziło, ale szliśmy: czasem na ostatnią Eucharystię, stawaliśmy gdzieś z tyłu, lecz byliśmy.
Z czasem zaczęło to nabierać dla mnie coraz większego znaczenia. Natomiast hip hop przyszedł później, dzięki kolegom. Jako młody chłopak bardziej realizowałem hobby związane z rapem niż swoje powołanie, ale potem na poważnie poszedłem drogą za Chrystusem.
Dlaczego właśnie rap?
Pochodzę z dużego miasta – z Wrocławia. Pod koniec lat 90, kiedy dorastałem, ta muzyka była popularna na moim podwórku i wśród moich znajomych.
Jak w takim razie to się stało, że „Mane”, bo pod takim pseudonimem nagrywał Ksiądz przed święceniami swoje kawałki, znalazł się w seminarium?
Do seminarium wstąpiłem w bardzo trudnym momencie mojego życia, po śmierci mojego brata. To było doświadczenie, które zweryfikowało moją wiarę w Boga. Gdy leżał w śpiączce, uświadomiłem sobie, że Jezus jest obecny pod postacią Chleba, na który patrzę podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Błagałem Go, by sprawił cud, kłóciłem się z Nim, ale ciągle rozmawiałem, czułem, że przy mnie jest. Kiedy brat zmarł, nawet przez chwilę nie wątpiłem, iż poszedł do Boga. W tamtych chwilach On stał się mi jeszcze bliższy. Już wcześniej w głowie pojawiały się pomysły, by pójść do seminarium, ale to właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że naprawdę tego chcę. Pragnąłem też mieć większe szanse na spotkanie z bratem. ...
Jolanta Krasnowska