Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Ja, wójt, wama to mówię – wierzcie!

Lubię powracać do mojej ulubionej książki, jaką są „Chłopi” W. Reymonta. Świat zdaje się w niej być zupełnie nieskażony nowoczesnością, a słowa nie są dwu- lub wieloznaczne.

Zerojedynkowość tego świata ma w sobie ogromną siłę przyciągania. Jest w niej nadto ogromny ładunek świata ludzkich uczuć, które choć zabarwione indywidualnością, to jednak nie są zbrukane prostactwem i pychą. Prosty świat prostych ludzi, w którym tak znaczy tak, a nie znaczy nie. Indywidualność w nim jest powiązana z obiektywną oceną rzeczywistości i nie niweczą się nawzajem. Własne przeżywanie świata nie neguje realności, ale nadaje jej tylko osobistą barwę. Jest jednak i w tej sielance łyżka dziegciu - urzędnik ustanowiony do reprezentowania mieszkańców Lipiec. Postać wójta jest w całości powieści Reymonta zaiste ciekawa. To członek owej społeczności, zdaje się z nią zbratany w dobrym i złym, żyjący jej zwyczajami, noszący te same stroje i mówiący tym samym językiem. A jednak własnym mniemaniem wyniesiony zajmuje wobec niej zewnętrzną pozycję - jakby guru rozstrzygającego o wszystkim z mocą nieomylnej wyroczni.

Uzasadnieniem dlań jest piastowany stołek. Do niego odwołuje się zawsze, gdy chce przeprowadzić swoje zamiary. A są one tak płaskie, jak jego mózg. Kunktatorstwo działań pokazuje, że najważniejszym dlań jest jego własny interes ukryty pod welonem wielkich słów o służbie społeczności.

 

Zejście z Herbertowskiego szczytu schodów

Reymontowska postać wójta jako żywo pasuje mi do tego, co dokonuje się w naszym świecie. Jest on przesiąknięty różnego rodzaju pośrednikami. I to nie tylko w dziedzinie handlu czy polityki, ale przede wszystkim w dziedzinie kontaktu z rzeczywistością i – co za tym idzie – w dziedzinie prawdy. Twórcy naszego oglądu rzeczywistości zdają się być częścią naszego świata, gdyż nie wyglądają na tych, którzy z wysokości schodów oceniają nas, mróweczki biegające i miotające się w błocie codzienności. Wydaje się, iż są nam tak bliscy, jak koszula ciału. Jednakże owo pośrednictwo, które sobie uzurpują, odseparowuje ich dokumentnie od naszej egzystencji. Są obcym tworem, rakową naroślą, której pozwalamy na dowolność określania i zakreślania horyzontu naszego spojrzenia na świat. Nie idzie tu jednak tylko o biurokratyczną strukturę, aż nadto zniewalającą dzisiejsze państwa i struktury ponadpaństwowe. W dzisiejszym świecie urzędnicza armia stała się i tak samonapędzającą maszyną. Obserwacje nie tylko naszego podwórka wskazują chociażby na dość znaczą alienację przedstawicieli władzy sądowniczej, którzy nie tylko chcą dokonywać oceny ludzkich czynów w kontekście prawa, ale uzurpują sobie prawo do określania rzeczywistości i ustanawiania jej rozumienia w każdym calu. Rozrost armii prawniczej, która jak wata wypełnia wszystkie nasze międzyludzkie relacje, jest wyraźnym wskaźnikiem owej biurokratycznej machiny, urzędniczego wójtostwa mierzącego nam świat. Urzędnicza kasta zawsze będzie stawiać na pierwszym miejscu ideologiczną wizję świata, gdyż zderzenie z realną rzeczywistością byłoby dla niej po prostu zabójcze.

 

Mesjanizm w porciętach

Wspomniana wyżej kasta urzędnicza nie jest tylko domeną jurystów. Współcześnie ukształtowana struktura społeczności ludzkich zdaje się być zarażona tym wirusem w każdym jej wymiarze. Problem dotyczy także innych władz społecznych, państwowych, związkowych, struktur poszczególnych działów społecznych, kościelnych czy międzynarodowych. Przykładem tego jest chociażby czekanie z nastawionymi uszami na to, co powie urzędnik z WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) na temat epidemii czy szczepionki. Jego wskazania jawią się jak głos Boga na Synaju, bo kształtują rzeczywistość społeczną w wielu krajach. Innym przykładem jest chociażby propozycja chicagowskiego kardynała B. Cupicha, który proponuje rozstawić w drzwiach wejściowych do kościołów urzędniczą armię sprawdzającą zaszczepienie przeciwko koronawirusowi i dokonującą selekcji, kto może przekroczyć progi świątyni. Oczywiście wszystko to dzieje się pod hasłami ochrony „dobra człowieka”. Ustanowienie jednak owej bariery urzędniczej między ludźmi a władzą bądź jakąkolwiek instancją ostatecznie decyzyjną w końcowym rachunku prowadzi do utrwalenia struktury pośredniej jako decydującej o wszystkim. Okopana na swojej pozycji kasta urzędnicza – z jednej strony namaszczona do kontroli realizacji owego „dobra ludzkości”, z drugiej zaś występująca wobec „poddanych” z pozycji siły – urasta we własnym mniemaniu do roli zbawcy świata, nośnika jedynej prawdy i kreatora właściwych ludzkich zachowań. Istny Mrożkowski Edek. Powyższe konstatacje nie dotyczą, jak wspomniałem, tylko urzędników państwowo-kościelnych. To dotyczy całej struktury dzisiejszego świata, a więc także mediów, szkolnictwa na każdym poziomie, a nawet inkasenta sprawdzającego zużycie gazu czy prądu. Uwierzyliśmy w mesjanizm struktur pośrednich. A tym samym zanegowaliśmy własną osobową egzystencję.

 

Wy się bawicie, a nam…

Niestety, już nam nie idzie o życie. Nam dzisiaj wystarczy, że owa struktura pośrednia połechce nasze ego, zacznie nas pieścić słówkami o naszej podmiotowości, da nam jakiś kąsek lub pieniążek, a my już ze zdolnościami wytresowanego pieska stoimy w pozycji: Służyć! Co więcej, z siłą brytanów i ich ostrych kłów rzucimy się na dany sygnał do gardeł wszystkich negujących mesjanistyczną pozycję kasty. Owej pośredniej strukturze chodzi o ogłupienie dołów społecznych i podlizanie się dzierżącym władzę. Umocniwszy się jednak na swoich pozycja może ona wysadzić władzę z siodła i zabić społeczeństwo. Co robić jednak w świecie ukształtowanym tak, a nie inaczej? Rada jest tylko jedna. Wypowiedział ją Wysocki w III części „Dziadów”: „Plwajmy na tę skorupę”. Nawet jeśli pozostanie nam rola wyklętych.

Ks. Jacek Świątek