Kultura
Źródło: Edyta Daniluk
Źródło: Edyta Daniluk

Jajem i chlebem

W sobotę, 15 marca, siedleckie Muzeum Regionalne rozkwitło feerią barw. Na kolejnym już, osiemnastym, spotkaniu wielkanocnym, tłumy siedlczan miały okazję zapoznać się z obrzędami związanymi z tym okresem. Do kupna zachęcały różnokolorowe pisanki, palmy i ozdoby wielkanocne.

Tym razem o swoich tradycjach wielkanocnych długo i barwnie opowiadały zespoły ludowe z Rudzienka, Łomnicy oraz Lalina. Publiczność jak zawsze dopisała. Siedlczanie z zainteresowaniem słuchali opowieści o tym, jakie zwyczaje celebrowano podczas Wielkiego Postu, Jak i o tym, co wykonywano w konkretne dni Wielkiego Tygodnia.

Przed samymi świętami bielono cały dom. Należało to zrobić dokładnie, bo tradycją było, że gospodynie odwiedzały się nawzajem i sprawdzały, jak której wyszło. W każdy Wielki Czwartek gremialnie hałasowano kołatkami, czego gospodarze nie omieszkali zaprezentować ku uciesze ogłuszonej hałasem publiczności. W Wielki Piątek z kolei pieczono ogromne bochny chleba. Czasem tak wyrośnięte, że ledwo co starczało dla nich miejsca w piecach.

W Wielką Sobotę zajmowano się święconkami. Gospodynie od rana gotowały, rzadziej piekły, mięso. W koszyku nie mogło też zabraknąć kiełbasy „nadziewanej palcem” – zauważyły gospodynie z Lalina w gminie Borowie. Do tego zawsze znajdowało się tam całe mnóstwo jajek: tych „łupionych” oraz w skorupkach, farbowanych na zielono – żytem, czerwono – w wywarze z buraków czy brązowo – w cebuli. Po spakowaniu ogromnych koszy święconki (bo nierzadko gospodynie umieszczał w nich wszystko, co miały po ręką, żeby podkreślić, iż jedzenia w domu nie brakuje), maszerowano na miejsce, w którym święcono koszyki. Najczęściej do kościoła, ale jeśli było do niego za daleko, świecenia odbywały się gdzieś blisko wsi pod krzyżem, a w niepogodę – w domu jednego z gospodarzy. A potem z tęsknotą spoglądano na obładowane koszyki, czekając niedzielnego poranka. O ile w niedziele starano się siedzieć w domu, z rodziną, to poniedziałek był dniem, w którym dowiedziało się przyjaciół.

Kiedy już gospodynie z poszczególnych zespołów ludowych omówiły przygotowane specjalne na spotkanie muzealne dania, sieldczanie mieli okazję spróbować tego, co znajdowało się na stołach. Z wykrochmalonych obrusów szybko znikały baby, makowce, pachnące wędzarnią kiełbasy czy wypieczony wiejski chleb. „Miastowi” z apetytem skosztowali wiejskich frykasów, zachwalając kunszt gospodyń. A te, z wyższością właściwą swojemu wiekowi i doświadczeniu, zdradzały niektóre z tajemnic tworzonych przez siebie potraw.

Edyta Daniluk