Komentarze
Jak Dzień i Noc

Jak Dzień i Noc

Dzień bez Samochodu przyniósł rekordową liczbę wypadków. Ofiarami byli piesi i rowerzyści. Na szczęście te dane dotyczą Brukseli. Na razie. Być może jedynym ratunkiem jest fakt, że nasi rodacy nie kwapią się do porzucenia swoich aut na rzecz publicznego transportu, rowerów czy własnych nóg. I w poważaniu mają europejskie standardy.

W Polsce Dzień bez Samochodu obchodzony jest od 2002 r., a jego idea powstała w 1998 r. we Francji. Celem kampanii staje się kształtowanie wzorców zachowań proekologicznych, upowszechnienie informacji o negatywnych skutkach używania samochodu, przekonanie Europejczyków do alternatywnych środków transportu oraz pokazanie, że życie w mieście bez auta jest nie tylko możliwe, ale także o wiele przyjemniejsze. Przyczyniać ma się również do zmniejszenia hałasu oraz zanieczyszczenia powietrza, a przez to wpływać na polepszenie jakości życia. Tyle o przesłaniu akcji, do której z roku na rok przyłącza się coraz więcej miast. Równają one – jakby nie było – do europejskich norm, a ich władze dwoją się i troją, żeby przekonać mieszkańców, by ci przesiedli się na rower albo do autobusu.

W tym roku Dzień bez Samochodu wypadł pechowo w niedzielę, kiedy, jak wiadomo, panuje mniejszy ruch. Chociaż właściwie z takiego układu daty powinni cieszyć się przewoźnicy, którym udało się zmniejszyć potencjalne straty. W każdym razie w Warszawie wszyscy chętni mogli tego dnia jeździć za darmo komunikacją miejską, a także SKM i pociągami Kolei Mazowieckich. Kilka złotych mniej trzeba było zapłacić za bilet KM na trasie Siedlce-Warszawa. Za to automat stojący przed wejściem do metra poinformował mnie po 6.00 rano w niedzielę, 22 września, że nie muszę kupować biletu. Mniej hojne okazały się Siedlce. Kilka dni wcześniej każdy kierowca mógł bezpłatnie jeździć autobusami MPK. Podkreślić należy słowo „kierowca”, bo warunkiem darmowej przejażdżki było pokazanie dowodu rejestracyjnego. Można się zastanawiać, czy aby było to zgodne z konstytucją i zapisaną w niej równością wobec prawa.

W każdym razie obserwując w tych dniach nasze ulice, widać było, że wielu kierowcom udało się wymigać od święta. Wszakże nie po to kupują auta, żeby zostawiać je w garażach i jednocześnie pozbawić się atrybutu świadczącego zdaniem wielu o pozycji materialnej, a tym samym społecznej. Tymczasem w ilości posiadanych samochodów prześcigamy Europę. W Poznaniu i Warszawie na 1000 mieszkańców przypada ponad 500, a w Paryżu, Londynie czy Monachium 350-420 aut.

Być może dzięki temu, że polscy kierowcy są dalecy od poczucia satysfakcji, iż zrobili coś dobrego dla środowiska i siebie, udało się im uniknąć groźnych urazów. To właśnie z tymi ostatnimi musieli się borykać kierowcy w Brukseli, którym przyszło do głowy proekologiczne zachowanie. Pogotowie w tym mieście interweniuje średnio 250-krotnie w ciągu doby, tymczasem w Dniu bez Samochodu karetki wyjechały aż o 100 razy więcej. Interwencje dotyczyły stłuczeń, skręconych kostek czy złamanych palców, a pacjentami byli głównie piesi i rowerzyści.

Kolejną inicjatywą wprowadzoną przez inną europejską stolicę, a powielaną przez nas, jest Noc Muzeów, czyli udostępnianie placówek za darmo po zapadnięciu zmroku. Tymczasem w USA w związku z tym, że rozpoczął się nowy rok fiskalny, a nowy budżet nie został przyjęty, zamknięto część państwowych instytucji, w tym właśnie muzea. A przecież wiadomo, że za kilka dni budżet zostanie przegłosowany i wszystko wróci do normy. Może właśnie do amerykańskich wzorców powinny się odnieść samorządy, które borykają się z domknięciem budżetu…

Kinga Ochnio