Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Jak się jeździ na sygnale?

Z perspektywy przeciętnego Kowalskiego siedzącego za kierownicą - są królami szos, którym wolno wszystko. Jednak kierowcy pojazdów uprzywilejowanych wcale nie mają łatwego życia.

Chociaż samochody takich służb jak policja, straż czy pogotowie ratunkowe i tak wyróżniają się na naszych ulicach, sam kolor maski nie upoważnia kierujących nimi do korzystania z praw przysługujących pojazdom uprzywilejowanym, a pozostałych użytkowników dróg – nie zmusza do pokornego zjeżdżania im z drogi. Dopiero włączona syrena oraz światła koguta sprawiają, że zyskują one status pojazdów uprzywilejowanych.

Chyba każdemu z właścicieli czterech kółek zdarzyło się być zaskoczonym przez rozdzierający uszy dźwięk karetki czy strażackiego wozu. Pierwsze rodzące się w takich okolicznościach pytanie, to czy poruszają się tą samą ulicą, a w związku z tym – czy powinienem zjechać z drogi rozpędzonego pojazdu. Ci, którzy czekają na skrzyżowaniu na zielone światło, główkować muszą podwójnie: ruszać, dodając gazu czy poczekać, aż ci spieszący na ratunek przejadą? Zdarza się, że po prostu tracimy w tych alarmujących sytuacjach głowę.

Nie każdy może, nie każdy umie

Żelazne nerwy i umiejętność błyskawicznej reakcji – to niewątpliwie atuty kierowców pojazdów specjalnych. Ale jak zaznacza st. bryg. Andrzej Rusinek, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Łukowie, to za mało, by ubiegać się o taką możliwość. Teoretycznie każdy strażak ma prawo do uzyskania uprawnień do prowadzenia samochodu służbowego i uzyskania zaświadczenia do kierowania pojazdem uprzywilejowanym. Nie jest jednak tak, że są one wydawane od ręki. Trzeba przejść badania psychologiczne oraz lekarskie, w tym okulistyczne, laryngologiczne, w niektórych przypadkach neurologiczne. Pozytywna opinia lekarska stanowi dla pracodawcy informację, że może on wydać stosowny dokument.

W opinii Andrzeja Hałajki, zastępcy dyrektora Stacji Pogotowia Ratunkowego SP ZOZ w Białej Podlaskiej, o jakości pracy kierowców ambulansów decyduje wiele czynników. – Doskonały wzrok, koordynacja i orientacją w przestrzeni, a poza tym umiejętność przewidywania sytuacji na drogach, szybkie tempo podejmowania decyzji, inteligencja, bystrość – precyzuje A. Hałajko. Przyznaje zarazem, że po ludzku rzecz biorąc, to naprawdę ciężka praca. – Przez coraz bardziej zakorkowane miasta często trudno się przebić nawet przy włączonym sygnale, by dojechać w ustalonym czasie – stwierdza. Poza tym wymogi wobec kierowców pogotowia zwiększają się. – Dawniej byli zatrudniani na etacie „kierowca”. Dzisiaj, poza uprawnieniami do prowadzenia pojazdów specjalnych, muszą być jednocześnie wykwalifikowanymi ratownikami medycznymi – mówi.

Ustąpić z głową

Obiegową opinię, że jadącym z włączonym „kogutem” wolno na drodze wszystko, prostują specjaliści. – Fakt kierowania takim pojazdem nie zwalnia od przestrzegania przepisów ruchu drogowego – zaznacza A. Rusinek, który od czasu do czasu sam zasiada za kierownicą wozu strażackiego. Podkreśla, że w wyjątkowych sytuacjach ma on prawo przekraczać prędkość dozwoloną na danym obszarze czy korzystać z pierwszeństwa przejazdu, także na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną, ale przy obowiązku zachowania szczególnej ostrożności. – Inni kierowcy powinni pamiętać, że taki pojazd ma pierwszeństwo, bo przecież jedzie do zadań wymagających szybkiego działania. To sytuacja, kiedy zagrożone jest czyjeś zdrowie, życie albo mienie – tłumaczy.

Zdarzają się też kolizje z udziałem pojazdów uprzywilejowanych, a nawet wypadki z ofiarami śmiertelnymi. Komendant Rusinek przytacza sytuację, gdy jadący na sygnale samochód PSP mijał się z tirem na wąskiej drodze. Kierowca ciężarówki nie zjechał na pobocze. Żeby uniknąć zderzenia, kierujący wozem strażackim odbił w bok i wjechał do rowu. Na szczęście skończyło się tylko na uszkodzeniu pojazdu, a załoga wyszła bez szwanku. – Udało się dość szybko ustalić winowajcę, który został ukarany przez sąd rejonowy w Łukowie – stwierdza.

Oceniając zachowania kierowców, których mija karetka, A. Hałajko uogólnia: kierowcy miejscy szybciej zareagują na sygnał i ustąpią miejsca ambulansowi niż na pobocze zjadą użytkownicy dróg poza miastem. Czasami dochodzi do skrajności. Z jednej strony – nadgorliwości, gdy zatrzymują się najszybciej jak się da, bez zwracania uwagi na miejsce, po czym karetka musi przeciskać się wręcz między dwoma unieruchomionymi autami. Z drugiej – zwykłego cwaniactwa, kiedy kierowcy, korzystając z okazji, „przyczepiają się” np. do karetki na sygnale, żeby szybciej przejechać przez pół miasta. Potwierdza to szef łukowskich strażaków. – Razi nas to bardzo, ale nie reagujemy. Mamy nieść pomoc i na tym się skupiamy.


MOIM ZDNIEM

nadinsp. Marek Myszkiewicz – naczelnik wydziału ruchu drogowego KMP W Siedlcach

Nie brakuje kierowców, którzy kompletnie nie przejmują się pojazdami specjalnymi. Z moich obserwacji wynika, że większość jednak lekceważy informację, jaką jest sygnał towarzyszący tym służbom. Nie jest to zgodne z prawem, które obliguje do ustąpienia pierwszeństwa i możliwie szybkiego zjechania do prawej krawędzi. Znaczna część zmotoryzowanych użytkowników dróg robi to dosłownie w ostatniej chwili. A spora po prostu przyspiesza. Jesteśmy przygotowani na takie reakcje. Dlatego radiowozy policyjne na sygnale, dojeżdżając do skrzyżowania zwalniają – do takiego zachowania zobowiązują nas nasi przełożeni.

KL